PROLOG

192 23 11
                                    

Często, a wręcz notorycznie, byłem zrywany z łóżka w środku nocy przez telefon z pracy, ale nigdy nie były to zbytnio poważne sprawy. Zazwyczaj ktoś dzwonił do mnie, żeby się dowiedzieć o jakiejś sprawie, która obecnie się toczyła.
Byli też tacy, którzy musieli się wyżalić.
Kurwa.
W środku nocy słuchałem marudzenia swoich znajomych z pracy jak jakiś pieprzony psycholog. Zdarzyły się sytuacje, że dzwonił do mnie jeden z kolegów, by ponarzekać na pracę i na okrutność otaczającego nas świata.
Jebany filozof się znalazł o czwartej nad ranem..
Ale czy kiedykolwiek odmówiłem pomocy?
Nie.
Najczęściej lądowałem na krześle przy blacie kuchennym i piłem czarną kawę na pobudzenie siebie, żeby jakoś wesprzeć tych idiotów. Przewijały się różne tematy, których potem nie pamiętałem, ale czy kogokolwiek to obchodziło?
Ludziom chodziło tylko o to, żeby zrzucić z siebie miażdżący ciężar. Dzielenie się z innymi swoimi emocjami na tym polegało, a ja pozwalałem na to, by zrzucano na moje barki różne emocje.
Strach, złość, nienawiść - wszystko to przyjmowałem bez zająknięcia się. Wyobraźcie sobie jakie było moje zdziwienie, gdy zostałem obudzony, tak jak zawsze, w nocy, ale nie po to, żeby słuchać problemów, tylko działać.
Wreszcie coś zrobić związanego ze swoją pracą.
Mimo to.. prawdę mówiąc już wolałem słuchać o problemach, niż widzieć zmasakrowane zwłoki dwóch osób, z których jedna była ważnym prokuratorem, a druga jego małżonką.
Przetarłem dłońmi twarz i odwróciłem wzrok od tego makabrycznego widoku, jakim był ucięty język, który wisiał na gwoździu wbitym w ścianę, a na owej ścianie było pełno rozbryzgów krwi.
Jaki psychol mógł to zrobić.. Spojrzałem na komisarza Kima, który nie wyglądał na zbytnio przejętego tym wszystkim.
Może był już odporny na takie widoki?
Pewnie doświadczenie robi swoje..
To straszne.
- Idę zapalić. Po co mnie tu do cholery wezwałeś? Żebym miał koszmary? - burknąłem zdenerwowany na swojego szefa, który tylko przewrócił oczami, mamrocząc coś na mnie pod nosem. Coś w stylu "tak jak myślałem, że jesteś bojącą się pizdą i nie nadajesz się do tej roboty."
Ahh, właśnie.
Dla wyjaśnienia, nie byłem doświadczonym policjantem.
Można powiedzieć, że byłem świeżynką i tak też mnie traktowano. Nie byłem brany na poważnie przez starszych kolegów, jak również mój szef-dupek podzielał ich zdanie. Wyszedłem na zewnątrz i po wyciągnięciu paczki z kieszeni kurtki, zapaliłem papierosa, zaciągając się nim dość mocno, by móc zaraz wypuścić gryzący w płuca dym. Paliłem w ciszy, przyglądając się otoczeniu składającego się z paru policjantów, krążących po terenie posiadłości w poszukiwaniu śladów. Niedługo pewnie przyjedzie technik śledczy, żeby znaleźć wszystkie ważne szczegóły, których nie mogliśmy zauważyć gołym okiem.
- Min Yoongi, rusz tu kurwa dupę! Nie jesteś na wycieczce! - usłyszałem mojego szefa, na co się skrzywiłem i rzuciłem peta na ziemię, żeby przygnieść go obcasem buta. Chciałem już odejść, gdy wtedy usłyszałem hałas niedaleko siebie.
To niemożliwe, żeby morderca tutaj był.. kurwa.. to niemożliwe. Odwróciłem się w stronę hałasu i zignorowałem nawoływanie Namjoona, schodząc po schodkach w dół oraz odbezpieczyłem broń, świecąc latarką, oświetlając ciemność otaczającą drogę do altanki ogrodowej.
Czułem, jak moje serce szybko bije, chcąc wyrwać się z klatki piersiowej.
Zdusiłem w sobie strach, który przekształcił się dość szybko po prostu w adrenalinę, która krążyła w moich żyłach.
Miałem ochotę przeklinać, bo moje ciężkie buty, sprawiały, że niestety drewniane deski w parkiecie przeraźliwie głośno skrzypiały. Skierowałem snop światła latarki na podłoże i przełknąłem ślinę, widząc plamy krwi, które zaprowadziły mnie do nastoletniego chłopaka, kulącego się niczym zwierzyna, która nie chce zostać wykryta przez łowcę. Podszedłem do niego ostrożnie, czując niewysłowioną ulgę i schowałem broń, kucając zaraz przy nim, żeby wyciągnąć do niego dłoń, ale sytuacja zmieniła się w ułamku sekundy.
Wylądowałem na plecach na drewnianych deskach parkietu, a przy moim gardle znalazło się ostrze noża, najprawdopodobniej kuchennego.
- Ja.. ja.. - chciałem coś wydusić, wpatrując się w ciemne tęczówki chłopaka, zauważając przy okazji plamy krwi na jego dłoniach oraz smugi na policzkach. - Nie chcę ci zrobić krzywdy.. - dodałem, nie odrywając wzroku od niego.
- Nie jesteś od nich? - usłyszałem wyprany wręcz z emocji, przytłumiony głos nastolatka, którego ręka zaczęła niebezpieczne drżeć. - Nie jesteś z nimi? - dopowiedział szeptem, a ja, żeby uratować sobie życie i przy okazji odciągnąć go od głupoty, jaką było poderżnięcie mi gardła, złapałem go za dłoń, która wydawała się być cholernie słaba, wręcz osłabiona.
Przez ten fakt, zabranie noża kuchennego okazało się bułką z masłem.
Podniosłem się szybko i kopnąłem nóż, który potoczył się z brzdękiem w przeciwną stronę.
Tak dla własnego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa tego dzieciaka, który wyglądał na zagubionego.
- Nie wiem o czym mówisz, ale jestem policjantem.. jesteśmy tu po to żeby ci pomóc. - odezwałem się, chcąc uspokoić swój drżący i zachrypnięty głos ale to było trudne zadanie.
- To oni.. to oni to zrobili. - wykrztusił nastolatek bliski łez, na co uniosłem brew, prosząc go zaraz, żeby mówił jaśniej. - To.. to policja zabiła moją rodzinę, a teraz przyjechaliście, żeby mnie dobić... - ciągnął dalej tym głosem, który ściskał moje serce. Przez jego słowa przebiegł mnie też nieprzyjemny dreszcz.
- Posłuchaj, policja nie zabija nikogo, a zwłaszcza niewinnych ludzi. Powiadomię komisarza, że cię znalazłem.. pomożemy ci. Zaufaj mi. - zapewniłem chłopaka, chcąc odciągnąć od niego takie durne osądy, które nakładał na moich kolegów z pracy.
- Proszę, nie. Nie mów nikomu, że tu jestem. Jeśli jesteś tym dobrym to pozwól.. pozwól mi być twoim sekretem. Pomóż mi... - usłyszałem błaganie chłopaka, który zaczął płakać a ja..
A ja?
Ja zaczynałem mu wierzyć. Zwłaszcza, że do mojego, przyćmionego brakiem należytego snu, umysłu zaczęły się przedzierać wspomnienia, w których Kim zacierał pewne ślady na miejscu zbrodni, niby całkowicie przypadkowo.
Czy dlatego zostałem wezwany?
Bo brano mnie za żółtodzioba, który tego nie zauważy?
To, jak i również błaganie chłopaka, zaczynało mnie przekonywać.
Coś mi tu nie pasowało.
- Dobrze. Już.. ćśś.. pomogę ci. Pomogę. Wrócę po ciebie. - wyszeptałem i położyłem palec na ustach, bo usłyszałem zbliżające się w naszą stronę kroki.
Zgasiłem latarkę w porę i odwróciłem się, wychodząc szybkim krokiem z altanki.
- Co ty tu kurwa robisz? Wołałem cię, ale chyba ogłuchłeś. Mówiłem, że to nie jest żadna wycieczka! - warknął na mnie komisarz, a mi po prostu przyszła dość durna wymówka do głowy, która jednak brzmiała przekonująco.
- Przepraszam, szefie.. musiałem się odlać i się zgubiłem, bo moja latarka przestała działać.. - wymamrotałem zakłopotany, słuchając kolejnego narzekania na mnie jakim to idiotą jestem.
Odwróciłem się za siebie jeszcze, gdy odchodziliśmy i westchnąłem cicho. W pewnym sensie ta noc niczym się nie różniła od moich poprzednich.
W końcu zawsze pomogę, nie?

LET ME BE YOUR SECRET•MYG×PJMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz