88

1.9K 105 10
                                    

- Wróciłam! - krzyknęłam po wejściu do mieszkania. Zdjęłam buty oraz kurtkę, po czym zabrałam swoje rzeczy oraz zakupy do kuchni. Odstawiłam tam wszystkie torby i przytuliłam od tyłu blondyna, który akurat kroił cebulę. - Co pysznego robisz?

- Spaghetti z tofu. - odparł, po czym odłożył nóż, przemył szybko ręce i przyciągnął mnie do siebie - Myślałem, że kończysz dziś później. Trochę sobie teraz poczekasz na obiad.

- To nie problem, piłam w sumie kawę niedawno. - mruknęłam i uśmiechnięta zmarszczyłam brwi - Coś się stało, że gotujesz?

- Nie wolno mi już nakarmić swojej dziewczyny, która na pewno jest bardzo zmęczona po zajęciach? - spytał i przewrócił oczami - Nudziło mi się, serio.

- W takim razie pracuj nad piosenką, im szybciej wyjdzie tym lepiej. - pocałowałam go krótko w usta i odsunęłam się - W ogóle mam coś dla Ciebie...

Z jednej z toreb z zakupami wyjęłam małe, kolorowe opakowanie i podałam je blondynowi. Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie jak na idiotkę. No tak, mogłam się spodziewać takiej reakcji.

- Co to jest? - spytał zdezorientowany - Kupiłaś sobie szminkę?

- To jest pomadka ochronna, idioto. - sprostowałam - I nie kupiłam jej dla siebie, a dla Ciebie. - uśmiechnęłam się słodko i bacznie obserwowałam jego reakcję.

- Po co mi?

- Jest zimno, wieje wiatr i twoje usta się wysuszają. Ta pomadka ci je nawilży i nie będą tak bardzo pękać. - wyjaśniłam i wzruszyłam ramionami - Przynajmniej nie będziesz mnie tak szczypać podczas całowania. Zacznij stosować już dzisiaj.

- A co będę z tego miał? - spytał i uśmiechnął się cwaniacko.

- Nawilżone i zdrowe usta. - odparłam i pocałowałam go w policzek - Wracaj do robienia tego obiadu, bo rzeczywiście jestem trochę głodna. 

- Tak jest, królowo. - mruknął i znów zabrał się za gotowanie. Postanowiłam mu przy tym towarzyszyć, ale nie miałam zamiaru mu pomagać. Poza tym chciał zrobić to sam, dlatego też po prostu siedziałam z boku i przyglądałam się. 

*

Ogólnie musiałam przyznać, że makaron wyszedł mu dobry, jedyne co to sypnął za dużo papryki chili. Sos był cholernie ostry i czułam jak wypala mi język. Osobiście nie przepadałam za ostrym, ale wolałam nie narzekać. Wiedziałam, że Wiktor się starał i to było najważniejsze. 

- Janusz chciał żebym dziś wpadł do studia. - powiedział nagle i spojrzał na mnie znacząco - Powiedziałem, że nie przyjdę, bo wolę zostać z Tobą.

- Nie wymyślaj. - mruknęłam - To, że jesteśmy razem nie znaczy, że masz nie spędzać czasu z przyjaciółmi. Idź do studia i dobrze się baw.

- Nie przeszkadza Ci to, że będę pił w środku tygodnia? - spytał rozbawiony, chociaż widziałam po jego minie, że był odrobinę zdziwiony.

- Przecież to Twoja sprawa. Tak długo jak nie będziesz przesadzać, nie będzie mi to przeszkadzać. - odparłam i wzruszyłam ramionami - Idź i spędź trochę czasu z chłopakami. Paula pisała dziś, że Seba też przychodzi. Tylko nie wracaj w stanie trupa, dobrze?

- Masz to jak w banku. - odparł i uśmiechnął się szeroko - Jesteś najlepsza, kocham Cię. 

Wstał z krzesła i pocałował szybko mój policzek. Następnie zostawił naczynia i wręcz pędem ruszył do łazienki, żeby ogarnąć się do wyjścia. Westchnęłam lekko i pozbierałam talerze. Wsadziłam je ze sztućcami do zmywarki i włączyłam ją. Przetarłam jeszcze blaty oraz stół w kuchni i ruszyłam do salonu, gdzie miałam wszystkie materiały z uczelni. Musiałam się trochę pouczyć. 

- Mogę tak iść? - po jakimś czasie stanął obok kanapy i zapozował. Zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu i przyznam, że wyglądał świetnie. 

- Tak, ale ubierz czapkę, bo jest zimno. - odparłam, a chłopak uśmiechnął się i skierował się do przedpokoju. Usłyszałam też, że ubrał już buty i szykował się do wyjścia. - Pamiętaj o smarowaniu ust!

- Postaram się! Dam znać o której wrócę! - krzyknął, a potem trzasnął lekko drzwiami. No cóż, zostałam sama. 

Cieszyłam się, że Wiktor nie rezygnował ze spotkań z chłopakami, bo nie chciałam żeby tak było. Związek nie miał nas ograniczać w tych kwestiach, a tym samym nie chciałam stawać między nim, a jego przyjaciółmi. Nauczył się umiejętnie rozdzielać czas na mnie i swoją pracę, ale brakowało tam miejsca dla kolegów. Osobiście musiałam czasem pobyć sama, dlatego kiedy tylko mogłam wyganiałam Jakowskiego do chłopaków. 

*

Na zegarku wybiła 23:00, kiedy stwierdziłam, że to czas najwyższy iść spać. Kinny nie dawał znaku życia od kilku godzin, ale byłam przekonana, że bawi się świetnie w studiu. Zawsze kiedy wychodził na taką 'posiadówkę' wracał w środku nocy. Tym razem nie mogło być inaczej. 

Posprzątałam wszystkie swoje notatki, umyłam kubek po herbacie i sama poszłam wziąć szybki prysznic. Następnie ubrałam jakieś dresy i koszulkę chłopaka. Strasznie marzłam w nocy, a w dodatku mieliśmy prawie zimę. Szybko nastawiłam budzik na 8:00, przykryłam się kołdrą i przymknęłam oczy. 

Jeszcze przed chwilą byłam tak cholernie zmęczona, a teraz nie mogłam zasnąć. Obróciłam się na plecy i spojrzałam w sufit. Zagryzłam wargę i zmarszczyłam brwi. W mojej głowie zrodziła się myśl, że powinnam napisać do Wiktora. Zazwyczaj dawałam mu wolną rękę i nie przeszkadzałam mu, ale teraz czułam wewnętrzną potrzebę kontaktu z nim.

do Wiktor<3: żyjesz?

Czekałam pięć, dziesięć, piętnaście, a nawet dwadzieścia minut, a odzew od blondyna się nie pojawił. Pewnie świetnie się bawił, a ja po prostu trułam mu dupę. Dla spokoju swojego ducha postanowiłam jednak napisać do Janusza, od którego właściwie też nie spodziewałam się odpowiedzi.

do Janusz: jak tam kinny? żyje?

Kiedy traciłam już nadzieję na odpowiedź, mój telefon się zaświecił. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że przyszła mi wiadomość od Walczuka.

od Janusz: jest git

I to tyle. Cóż, przynajmniej wiedziałam już, że chociaż jest odzew od jednego z nich. Wierzyłam, że rzeczywiście z moim chłopakiem wszystko grało i nie napił się jakoś do zgona. 

Wiadomość od przyjaciela lekko mnie uspokoiła, więc odrobinę łatwiej było mi zasnąć. Westchnęłam i wtuliłam się w poduszkę, na której zawsze śpi blondyn. Zaciągnęłam się jej pięknym zapachem i zamknęłam oczy. 

*

Obudził mnie ten irytujący dźwięk alarmu. Nienawidziłam budzików i nie sądziłam, że kiedykolwiek mi się to zmieni. Przetarłam swoje oczy i przeciągnęłam się. Miejsce obok mnie było puste, co nie powiem, lekko mnie zaniepokoiło. Nie wierzyłam, że Wiktor mógł już wstać, bo po powrocie ze studia spał przynajmniej do południa. 

Wstałam więc z łóżka, ubrałam bluzę i wyszłam z sypialni. W mieszkaniu panowała grobowa cisza, na co jeszcze bardziej zmarszczyłam brwi. Łazienka również była pusta, co oznaczało, że Jakowskiego po prostu nie ma. Gdzie on do kurwy był?

Nie chciałam panikować, ale przyznam, że powoli wychodziło mi to z pod kontroli. Fakt, że od wczoraj nie dał mi żadnego znaku życia strasznie to wszystko potęgował. Wzięłam swój telefon i szybko wybrałam numer do blondyna. Brak sygnału. Albo rozładował mu się telefon albo coś rzeczywiście się stało. Czułam, że zaczynają oblewać mnie zimne poty, a stres zakrywa wszystkie inne emocje. Zawsze rano budziłam się z Wiktorem obok, a dziś się to nie stało. Zaczęłam się o niego cholernie bać. 

***

nie sprawdzałam!!
do środy postaram się wstawić jeszcze rozdział/dwa, bo później może być naprawdę dłuższa przerwa://

Lavender | Kinny ZimmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz