˚* ੈ✩3

151 15 5
                                    

Przeciskał się na siłę między tańczącymi parami. Wiedział, że było to niegrzeczne, ale nikt im przecież nie kazał zajmować całego parkietu, prawda? Chciał jak najszybciej wyjść z tłoku oraz zaczerpnąć nieco świeżego powietrza na zewnątrz.

Dużo słyszał na temat ogrodów pałacowych w Królestwie Światła. Niektórzy mówili, że teren, który zajmują jest dwa razy większy niż ten, na którym stoi zamek. Co według obliczeń Donghyucka wydawało się naprawdę dużą liczbą. Podobno w ogrodach znajdują się wszystkie gatunki roślin i drzew w każdym kolorze, uliczki oraz pomosty prowadzące z jednej sekcji do drugiej przypominają istny labirynt i trudno jest się tam nie zgubić, jeżeli nie zna się okolicy. Było to ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza, że w królestwie Donghyucka nie rosły praktycznie żadne rośliny.

Czuł, że kolejny raz gubi się między innymi gośćmi, jednak za każdym razem przyznawał ze zdziwieniem, że widzi za swoimi plecami jasnoniebieski garnitur. Wywołało to niemałe podniecenie u chłopca, pierwszy raz był w czyimś centrum uwagi, a to musiał przyznać, przyjemnie łechtało jego ego.

Wreszcie doszedł do wielkich drzwi wyjściowych i nieco zgrzany przedostał się na zewnątrz. Odstawił z bólem swoje wino gdzieś na bok, a następnie zszedł po schodach, by wreszcie stanąć na równo przystrzyżonej trawie. Ciemność jaką zastał na dworze skutecznie odganiały małe latarenki poustawiane na terenie ogrodów. Nie wspominając już o księżycu, który przy bezchmurnym niebie świecił całą swoją okazałością.

Ostatni raz Donghyuck rzucił swoje spojrzenie przez ramię. Przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa, gdy okazało się, że chłopak nadal tam był i zmierzał w jego stronę. Wtedy postanowił rzucić się do biegu.

Wbiegł w pierwszą uliczkę ogrodu i zniknął za wysokim żywopłotem. Skręcił najpierw w prawo, potem w lewo, przebiegł do końca i znów skręcił w prawo. Po krótkiej chwili już biegł na oślep, tracąc zupełnie swoją orientację. Jednak jemu to nie przeszkadzało, uśmiechał się do siebie pod nosem, a dźwięk drugiej osoby przedostającej się między uliczkami znacznie podnosił u niego poziom adrenaliny.

Chciał uciekać jak najdalej, a jednocześnie być złapanym. Chciał wydostać się z labiryntu, a jednocześnie brnąć w niego dalej. Wyobrażał sobie, jak wyglądałby teraz w długiej balowej sukni, gubiąc po drodze swoje buty oraz przedostając się bosymi stopami po trawie na drugi koniec ogrodu. Jak romantyczne by było, gdyby...

Chciał skręcić w ścieżkę, jednak w tym samym momencie zza zakrętu wybiegł Mark i mimo zaskoczenia oraz drobnego zderzenia, ujął w swoje ramiona niższego chłopca.

- Mam Cię. - uśmiechnął się dumnie jednym kącikiem ust, oplatając rękę wokół wąskiej talii Donghyucka, gdy wreszcie zdążył go dogonić sprytnie wybierając inną, szybszą drogę, przez co wpadli prosto na siebie. Czerwonowłosy oparł się o tors nieznajomego i powoli uniósł podbródek, by odwzajemnić uśmiech.

Ich wzrok się spotkał. Od pierwszego wejrzenia Donghyuck czuł, że mógłby się utopić w czekoladowym spojrzeniu wyższego. Za to szkarłatne tęczówki wywoływały u Marka dziwny ścisk w podbrzuszu. Czy to mogły być te sławne motylki w brzuchu?

Słowa starszego odbijały się echem w głowie chłopca. 'Mam Cię' brzmiało dla niego w tej chwili jak marzenie, jakby nigdy nie zostały wypowiedziane, a wszystko mu się jedynie przyśniło. Ktoś naprawdę za nim podążał.

Przez dłuższą chwilę słychać było tylko ich ciężkie oddechy, bieg mimo wszystko był nieco męczący, więc zanim się odezwali starali się uspokoić. Wokół nich unosił się mocny zapach różnorodnych kwiatów oraz lekka woń alkoholu.

Donghyuck chciał odezwać się pierwszy, jednak zanim to zrobił, poczuł jak chłopak łapie jego dłoń i lekko ją unosi. Poczuł pod zimnym dotykiem smukłej dłoni Marka coś na wzór iskierek, jakby drobny prąd przeszedł w miejscu, gdzie dotykały go opuszki palców.

Young Royals | MarkhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz