12.

516 24 0
                                    

Luca

Zamknąłem się w łazience, włączyłem wodę pod prysznicem, by nic nie podejrzewała i stałem nagi przed lustrem. Przejechałem dłońmi po bliźnie po operacji i tym co mi zrobili. W oczach stanęły mi łzy. Nigdy nie będę w stanie już normalnie funkcjonować. Nigdy nie będę w stanie o tym zapomnieć. To zostanie ze mną na zawsze. Zamknąłem oczy. Złapałem się umywalki i zacisnąłem na niej dłonie. Byłem słaby. Nie potrafię sobie z tym dać rady. Powinienem się cieszyć, że żyję. Powinienem się cieszyć, że mój syn jest już bezpieczny. Wiem jednak, że jest bezpieczny, gdy mnie nie ma w pobliżu. Odwróciłem głowę słysząc głos Lucy za drzwiami. Nie odpowiedziałem. Wszedłem pod prysznic. Zmyłem z siebie odrazę do siebie i swojego ciała. Gdy wyłączyłem wodę, kolejny raz usłyszałem głos Lucy.

- Wszystko w porządku?

- Tak. - skłamałem. - Zaraz zejdę na obiad.

Zacisnąłem usta gdy odeszła. Wysuszyłem się i przybrałem odpowiednią maskę. Ubrałem się i wyszedłem. Weź się w garść, Luca. To już zawsze z tobą zostanie, ale masz wspaniałą rodzinę przy sobie, która zawsze będzie Cię wspierać. Nie możesz się teraz poddać. Nie poddałeś się tam, nie zrobisz tego teraz. Weź się w garść, idioto. Jesteś zniszczony psychicznie, ale możesz z tym wygrać. Wygrasz to.

Uśmiechnąłem się gdy zszedłem do kuchni. Pocałowałem w czubek głowy Lucy i usiadłem obok niej. Czułem na sobie jej wzrok, obserwowała mnie i moje ruchy. Wiem, że się o mnie martwi. Zerknąłem na nią i posłałem jej buziaka, po czym wziąłem się za jedzenie.

- Martwię się o Ciebie. - odezwała się. - Co się dzieje?

- Wszystko jest w porządku. - spojrzałem na nią. - Nic mi nie jest.

Nie uwierzyła. Usiadłem przodem do niej i złapałem ją za dłonie. Uśmiechnąłem się i gładziłem jej skórę palcem.

- Mam czasem chwilę słabości, ale nie musisz się tym martwić. Jest wszystko w porządku. Nic się nie dzieje.

- Boję się, że któregoś dnia nie dasz rady, że się poddasz. Boję się, że coś sobie zrobisz.

- Słońce. - uśmiechnąłem się. - Nie martw się o to. Nic mi nie jest i już na pewno nie myślę o tym, by się zabić. - posadziłem ją na swoich kolanach. - Nic takiego nie chcę zrobić. Nie mam takich myśli.

Złapałem ją za tył głowy i pocałowałem. Wtuliła się we mnie, na co się uśmiechnąłem. Pocałowałem ją ostatni raz i wróciliśmy do jedzenia. Trzymałem dłoń na jej kolanie, a drugą wziąłem się za jedzenie. Uśmiechnąłem się widząc, że wzięła się w końcu za jedzenie.

Najpierw Dominic myśli, że mam myśli samobójcze, teraz ona. Zawsze byłem typem człowieka, który cieszył się z życia i nie myślał o tym, że mogę je sobie odebrać. Tym razem jest tak samo. Mam czasem gorszy czas, chwilę słabości, ale samobójstwo nie przeszło mi przez myśl. Byłbym tchórzem.

Lucy

Luca posprzątał po obiedzie, a ja zajęłam się Maxem. Obserwowałam każdy ruch swojego faceta, chcąc wyłapać czy coś jest nie tak, ale nic nie zauważyłam. Może faktycznie przesadzam? Jednak martwię się o niego. Widzę, że gaśnie każdego dnia. Odwrócił się w naszą stronę gdy ogarnął naczynia i się uśmiechnął. Zrobiłam to samo. Podeszłam do niego z synem na rękach, objął mnie i pocałował.

- Masz ochotę na spacer? - odezwałam się. - Rzadko wychodzimy.

- Wiesz dlaczego. - złapał mnie za policzek. - Ale chodźmy. Ileż można siedzieć w domu?

Uśmiechnęłam się i go pocałowałam. Oboje teraz unikamy wyjść z domu. Na każdym kroku są ludzie, którzy nas rozpoznają i do nas podchodzą. Pytają jak się czujemy, a to wcale w niczym nie pomaga. Chciałabym się wynieść z tego przeklętego miasta.

Przetrwanie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz