Rozdział XXVII

395 16 0
                                    

Jeszcze w taksówce wysłała wiadomość do dziewczyn:

„Wracam dzisiaj wieczorem. Będziecie?"

Susan odpisała błyskawicznie:

„Z kocykiem i winem!".

Lily uśmiechnęła się do siebie. Miała teraz parę tygodni wolnego i zamierzała je spędzić w domu, na nic nie robieniu. W domu była późnym wieczorem ale dziewczyny czekały, zgodnie z obietnicą. Lily szybko się ogarnęła i usiadła między nimi na kanapie.

- No to teraz chcemy wszystko ze szczegółami bo te ochłapy, które nam rzucałaś tylko rozbudzały naszą wyobraźnię.

- I te zdjęcia, Lily, o mój boże... - powiedziała podnieconym głosem Lucy.

Lily opowiedziała im wszystko od początku – randkę z Chrisem, rozmowę z Sebastianem, to jak musiała go okłamać, jego reakcję na zdjęcia, kłótnię chłopaków i to co z niej wyniknęło. Ze szczegółami opowiedziała im też przebieg rozmowy z Kathy. I to, że wyjechała bez pożegnania. Dziewczyny siedziały przez chwilę w ciszy przetrawiając informacje.

- Czyli ze Stanem wszystko skończone?

Lily pokiwała głową.

- A z Evansem?

- Nie wiem...

- Bo powiem ci szczerze, że będąc na jego miejscu to dałabym już sobie z tobą spokój – podsumowała Susan.

- Susan! – skarciła ją Lucy.

- Nie susanuj mi tu! Jestem szczera, mówię co myślę. Facet ją kocha od lat, robi wszystko, żeby ją odzyskać a ona każe mu czekać wieki a potem jeszcze mówi, żeby zostawił ją w spokoju! No proszę cię!!!

- W sumie, gdy tak to przedstawiasz... - przyznała jej rację Lucy.

- Dzięki za wsparcie, nie ma to jak przyjaciółki od serca!

- Sorry, Lily ale jesteśmy tu od tego, żeby pokazać ci również rzeczy, które spieprzyłaś.

Westchnęła zrezygnowana.

- Kochasz go? – spytały równocześnie.

- W tym właśnie problem, nie wiem... Muszę pobyć z tym sama, z dala od niego, od adrenaliny, uspokoić się i przemyśleć...

- Brzmisz jak stara, nudna baba...

- Tak teraz czuję, nic na to nie poradzę...

Kolejne dni mijały jej na spędzaniu czasu jak każdy zwykły człowiek.

Brakowało jej tej normalności, przyjaznej okolicy, własnego łóżka. Robiła zakupy gawędząc ze sprzedawcami, piła kawę w ulubionej kawiarni, gotowała ulubione posiłki. Spędzała czas z dziewczynami gdy nie były w pracy. Starała się robić wszystko, żeby tylko nie mieć czasu na myślenie. Niestety nie udawało jej się w ogóle. Chris pojawiał się w jej myślach nieustannie, wszystko jej go przypominało. Nigdy by się do tego nie przyznała ale niemal obsesyjnie sprawdzała telefon z nadzieją, że do niej napisał. Wiedziała, że tego nie zrobi po tym jak kazała mu iść w diabły ale jak to mówią „nadzieja matką głupich". Z dnia na dzień tęskniła za nim coraz bardziej. Po miesiącu się poddała i zaczęła oglądać filmy, w których grał. Wmawiała sobie, że robi to aby ocenić jego grę. Pewnego wieczoru dziewczyny zastały ją pod kocem, zanoszącą się płaczem, oglądającą „Utalentowanych".

- Czas na przyjacielska interwencję! – zadecydowała Susan.

- Zgadzam się.

Spojrzała na nie zapłakana.

- Lily, nie widzisz co się z tobą dzieje? – spytała Lucy.

- Od tygodni chodzisz smutna, snujesz się w kąta w kąt, a teraz płaczesz oglądając jego film!

- Bo on... on... jest tu tak bardzo sobą, że...

- Że?

- Że nie widzę Franka tylko Chrisa... i boję się, że wszystko zepsułam, że jest za późno...

- Wow, zajęło ci to tylko miesiąc!

- Co mi zajęło miesiąc?

- Zrozumienie swoich uczuć...

- My to wiedziałyśmy od momentu jak wróciłaś i wypowiedziałaś jego imię. A potem codziennie tylko słyszałyśmy Chris to, Chris tamto.

- Nieprawda, ja nie...

Roześmiały się głośno.

- Nawet sobie z tego sprawy nie zdawałaś, jak widać...

- Co teraz zrobisz?

- Nie wiem... boję się, że nie odbierze jak zadzwonię.

- Jest taka możliwość...

- To może do niego pojedź!

- A jak mi zamknie drzwi przed nosem?

- Ja bym tak zrobiła, bo totalnie zasłużyłaś! – powiedziała Susan.

- To trochę o niego powalczysz, moja droga – dodała Lucy.

- Serio myślicie, że mam jechać?

- Może potrzebujesz kopa w tyłek na zachętę?

- No dobrze, potrzebny mi plan działania. Najpierw muszę go zlokalizować. Jutro rano zadzwonię do Evy, żeby wyciągnęła adres od jego managerki. Jeśli się uda to rezerwuje lot i lecę – mówiła coraz bardziej podekscytowana – a jeśli nie to będę obdzwaniać wspólnych znajomych.

- Dajesz, dziewczyno! – zawołała Lucy tonem cheerliderki.

- I wystarczył tylko miesiąc, żeby cię oświeciło, wow – powiedziała sarkastycznie Susan – i nareszcie może zaczniesz się uśmiechać!

- Przepraszam, że byłam taka... nieszczęśliwa... ale teraz już będę działać!

Obejrzały razem film do końca płacząc razem, tym razem ze względu na fabułę a nie Evansa.

Wcześnie rano Lily zadzwoniła do Evy, która nie mogła uwierzyć w to, co Lily do niej mówi:

- Do tej pory nie chciałaś nawet słyszeć, żeby z nim grać a teraz chcesz jego adres?

- Eva, proszę, to kwestia życia i śmierci!

- Ok, postaram się ale musisz mi wszystko opowiedzieć przy najbliższej okazji bo wyczuwam grubszą sprawę.

- Jasne, obiecuję!

Kolejne kilkanaście minut wpatrywała się nerwowo w telefon, prosząc wszystkie dobre duchy o pomoc. W końcu wyświetliła się wiadomość od Evy:

„Jest w Bostonie, w domu rodzinnym" i dokładny adres. Lily westchnęła bo poczuła, że nie będzie łatwo – Scott zapewne nie darzy ją wielką sympatią, o ich siostrach nie wspominając. Ale nie zamierzała się poddać. Zarezerwowała bilet na najbliższy lot do Bostonu. Zostało jej jakieś dwie godziny na dojazd, spakowała więc najpotrzebniejsze rzeczy i pojechała na lotnisko. Lot trwał półtorej godziny ale nic z niego nie pamiętała bo w głowie układała sobie, co powie Chrisowi. Na miejscu wsiadła w taksówkę i w ciągu kilkunastu minut była na miejscu. Stała przed typowym bostońskim domem rodzinnym. Miała wrażenie, że to najtrudniejszy moment w jej życiu – bała się nacisnąć dzwonek. W końcu wzięła głęboki oddech i zadzwoniła. 

Losing game/ Chris EvansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz