where do broken hearts go

2.8K 76 144
                                    

Przeprowadzam eksperyment 👀

To ff powstało w roku 2018 i wtedy też zostało przeze mnie dodane po raz pierwszy. Niestety, jakiś czas później ktoś
bardzo niezadowolony z mojej twórczości przeprowadził akcję zgłaszania moich prac, na tyle skuteczną, że akurat to ff zostało usunięte, a moje konto zagrożone banem 🤧

Minęło sporo czasu, a ja wciąż mam do niego pewien sentyment. Całkiem niedawno pomyślałam sobie, że może spróbuję dodać je raz jeszcze, tyle, że w nieco innej formie. Przeredagowałam je więc: przede wszystkim poprawiłam błędy i niedoróbki, ale też nieco je skróciłam. Stara wersja podzielona była na rozdziały, aktualną wrzucam w formie dłuższego one shota.

Mam nadzieję, że się Wam spodoba, i że nie dostanę za to bana xD

Nie chce mi się myśleć nad okładką, ale może później się zmobilizuję i jakąś dodam

Miłej lektury!


























Zdaniem większości mieszkańców urok Holmes Chapel polegał na tym, że znajdowało się ono na uboczu. Urbaniści nie zdołali jeszcze zniszczyć tego tętniącego życiem, miłego miasteczka położonego w samym centrum Anglii. Louis Tomlinson zazwyczaj z czułością nazywał Holmes Chapel domem, lecz dziś wieczorem z westchnieniem żalu przyznał w myślach, że wolałby jechać dobrze oświetloną autostradą. Po ostatnich obfitych opadach śniegu przyszła lekka odwilż, więc poranna podróż minęła stosunkowo gładko. Pod wieczór jednak temperatura znowu spadła poniżej zera i miejscami jezdnia była jak szklanka. Na domiar złego zadymka zredukowała widoczność do zaledwie kilku metrów.

Louis pomyślał ciepło o wynalazcy światełek odblaskowych umieszczonych pośrodku jezdni,  które mrugały do niego teraz przez zamgloną szybę. Posuwał się naprzód w żółwim tempie, bojąc się, że przegapi zjazd. Na szczęście ruch był niewielki. W ten mroźny niedzielny wieczór rozsądni ludzie nie wyściubiali nosa za próg i Louis żałował, że nie może, jak oni, siedzieć w domu. Mgła gęstniała. Tomlinson zacisnął zęby i spróbował potraktować owo zrządzenie losu filozoficznie. Całą uwagę skupił na drodze i przez chwilę prawie zapomniał o rozstaniu z Tomem.

Wytężał wzrok, chcąc dojrzeć cokolwiek przez wszechogarniającą mleczną biel. Odetchnął z ulgą, kiedy nareszcie przed oczami zamajaczył mu wyczekiwany znak, wskazujący skręt do domu. Natychmiast poczuł się lepiej.

Jednak owa radość trwała krótko. Louis napiął mięśnie, naciskając na hamulec. Tutaj nie było już przyjaznych „kocich oczu" wyznaczających środek jezdni. Źle skręcił. Uświadomił sobie teraz, że znalazł się na prywatnej drodze, prowadzącej do Abbot's Wood, ostatniego miejsca na ziemi, do którego miałby ochotę się zbliżyć. Poczuł skurcz w żołądku.

Zamiast jednak wściekać się na siebie z powodu pomyłki, skoncentrował się na tym, jak bezpiecznie przeprowadzić stary samochód dostawczy między głębokimi rowami, które, jak pamiętał z czasów, kiedy regularnie przemierzał tę trasę na rowerze, znajdowały się po obu stronach jezdni. Zacisnął wargi. Jedynym, choć znikomym pocieszeniem, była myśl, że nikt nie oskarży go o bezprawne wkroczenie na teren prywatny, a najmniej prawdopodobne wydawało się, że pretensje zgłosi właściciel Abbot's Wood, Harry Styles. Ten najsławniejszy obywatel miasteczka ostatnio nieodmiennie podróżował albo po rzece Limpopo, albo w górach Hindukuszu, albo jeszcze gdzie indziej. Zbierał materiały do nowych książek i rzadko zaszczycał Holmes Chapel swoją obecnością.

Chwila nieuwagi i samochód zarzuciło na lodzie. Louis wstrzymał oddech. Jakimś cudem zdołał łagodnie wyhamować, lecz serce waliło mu mocno, kiedy nieco ostrożniej jechał dalej, zazdroszcząc mieszkańcom miast, gdzie nie zdarzała się aż taka mgła. Boże, jak bardzo pragnął znaleźć się w domu!

where do broken hearts go [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz