168

391 21 25
                                    

Jude: Tylko wróć, proszę, z tego spotkania wcześniej. I nie pij. Nie za dobrze się czuję.

Cardan: Dobrze, za niedługo wrócę, skarbie. Poczekaj na mnie, położymy się razem spać.

Jude: Trzymam cię za słowo.

*mijała godzina za godziną, Jude czekała na męża, ale nie zjawiał się, jak prosiła. Siedziała zrezygnowana na krześle, opierając łokcie o stół. Źle się czuła, ale nie na tyle, by odejść i odpuścić*

Jude: I na co ja liczyłam... Mogłam przewidzieć, że mnie oleje. Jak zwykle zresztą.

/Następnego dnia\

*Cardan wchodzi do domu, konkretnie do kuchni, napija się porządnej szklanki wody. Z szafki wyjmuje ser, który je bez krojenia. Do środka wchodzi jedna z licznych służek, w ręku ma mokrą szmatkę i dzban wody*

Służka: Dzień dobry. Król nie u Królowej?

Cardan: Właśnie do niej szedłem. Muszę ją przeprosić.

Służka: Królowa leży w swojej sypialni, właśnie od niej wróciłam. Zemdlała...

Cardan: Co zrobiła? Dlaczego od razu nie powiedziałaś?!

Służka: Niech Król mi wybaczy...

Cardan: Przepraszam, to znaczy daj mi przejść!

*Cardan wybiegł jak strzała, skacząc co trzeci stopień do ich sypialni. Jego żona spała, obok niej siedziała Bomba, przy oknie, odwrócony tyłem, stał Karakan*

Cardan: Co z nią?

Karakan: Gdzieś ty był? Wybacz, że nie zwracam się "per król" ale myślę, że w tej rozmowie to zbędne.

Cardan: Nie muszę mówić, gdzie byłem.

Karakan: A powinieneś! Bo gdyby nie Bomba, z Jude mogłoby być gorzej! Leżała na podłodze dobrych kilka godzin!

Bomba: Uspokój się, Karakan. Najważniejsze jest to, że Jude nic nie jest. Ma spokojny oddech, dobry rytm serca. Powinna się obudzić za chwilkę.

Cardan: To moja wina, szlag.

Karakan: Oczywiście, że to twoja wina, pacanie!

Bomba: KARAKAN.

Bomba, po chwili: To nie twoja wina, Cardan. Nie mogłeś wiedzieć, że się źle czuła. No i nie możesz i nie dasz rady ciągle przy niej być.

Cardan: Właśnie wiedziałem. Obiecałem jej, że wrócę wcześniej, położę się z nią spać. Czekała na mnie, aż w końcu upadła z wycieńczenia... Zawaliłem po całości.

Bomba: Zostawimy cię z tym poczuciem winy wraz z żoną. Widzisz? Właśnie się budzi.

*Karakan i Bomba wyszli. Cardan, usiadł na brzegu łóżka, ujmując dłoń ukochanej i całując jej wnętrze*

Cardan: Wybacz mi, słońce, obiecałem, że wrócę wcześniej, ale jak zwykle wkręciłem się w picie i... i... Gdybym wrócił, jak prosiłaś zapewne bym ci od razu pomógł, bym cię ewentualnie doprowadził do łóżka, ale... Ale mnie zabrakło, bo... bo piłem z biesiadnikami! Nakrzycz na mnie, proszę. Rozkaż mi, żebym się ciebie słuchał. Proszę, zasługuję na to. Nawet jeśli to trzeba znów ci przysięgnę oddanie na rok i dzień!

Jude, słabym głosikiem: Cardan? To ty tak się rozwodzisz i pleciesz głupoty?

Cardan: Tak, to ja, skarbie. To ja. Już ci lepiej?

Jude: Lepiej, a i owszem. Przynamniej odespałam za te wszystkie czasy... A ty się świetnie bawiłeś na biesiadzie?

Cardan: Już mnie nie potępiaj, wiem, że źle zrobiłem. Albo nie, ciągle do mnie mów. Źle zrobiłem, źle, źle, źle!

Jude: Już się uspokój, nie raz mdlałam. Poza tym słyszałam całą rozmowę.

Cardan: Obiecuję ci, że to się nie powtórzy.

Jude: Wierzę. Chodź, połóż się obok mnie. Stęskniłam się.

Cardan: Już jestem do twojej dyspozycji, skarbie.

Okrutny Książę ~ TalksyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz