Pani Deve twierdziła, że była tylko gosposią.
Kobieta upierała się przy historii, w której jako mała dziewczynka wraz z rodziną musieli szukać nowego domu, zaraz po tym jak Szare Koszule rozpętały Przewrót, obracając majątki możnowładców w ruinę. Potem już jej życiorys miał być spokojny i krążyć jedynie wokół dogadzania państwu Ulmom, dopóki partia ich nie wygnała.
Alois miał jednak pewne wątpliwości, czy rzeczywiście tak było. Dlaczego?
Otóż pani Deve bardzo sprawnie posługiwała się nożem. Alois jednak nie mógł wyjść z zadziwu, że podawał jej obrane przez siebie warzywa, a kobieta zaraz potem obracała je w stertkę malutkich kosteczek. Nawet poganiała młodzieńca, aby szybciej podawał jej kolejne bulwy i korzenie.
Dom po zmroku wydawał się bardziej pusty niż za dnia, a Alois nie narzekał na senność, toteż postanowił potowarzyszyć gosposi.
Tak więc, gdy już wszelkie warzywa zostały obrócone w kostkę, podsmażono posiekaną drobno cebulkę z plastrem boczku i wszystko to wrzucono do garnka z mieszanką odpowiednich przypraw, nie pozostawało nic innego, jak poczekać, aż zupa się ugotuje.
Alois starał się nie myśleć o tym, że danie mogło tak pięknie pachnieć, tylko ze względu na jego zdziwaczały węch albo stale towarzyszący głód. Zresztą znał umiejętności pani Deve; jego oszalałe zmysły nie miały tu nic do rzeczy, jeśli kobieta znowu wstrzeliłaby się w jego podniebienie swoją kuchnią.
Alois opierał się łokciem o stół. Nie miał zamiaru wracać do pokoju jedynie po to, aby narzucić sweter. W zasadzie rękawiczki, bo to końcówki palców wręcz drętwiały od zimna. Alois zerknął na nie i znowu zobaczył lekko fioletowe opuszki oraz poszarzałe paznokcie. Czyżby znowu potrzebował swoich lekarstw na krążenie?
Alois westchnął. Kobieta cierpliwie spisywała listę sprawunków, którą miała zrealizować dnia następnego.
– Mogę zajrzeć, czy nie ma tych konfitur – zaproponował Kershaw, kiedy pani Deve od dłuższej chwili mamrotała, próbując rozstrzygnąć, czy dysponowała podstawowym składnikiem strucli.
Starsza kobieta spiorunowała go wzrokiem.
– Powinny być. W końcu rano tam byłam. Chyba nie zapomniałabym, gdyby ich nie było? – zastanawiała się na głos.
– W takim razie upewnię się.
Pani Deve spiorunowała Aloisa wzrokiem, gdy spróbował wstać.
– Ani się waż! Muszę zrobić pożytek z mózgu. W moim wieku jest bardzo ważne, aby dbać o kondycję intelektu.
Alois posłusznie zajął miejsce po drugiej stronie stołu. Zerknął na okno, gdzie były zaciągnięte firanki z obawy przed wścibstwem patroli milicji. Mimo to jednak lampa pod sufitem pozostawała zgaszona, a za jedyne źródło światła robiło jakieś ustrojstwo położone na podłodze. Choć pani Deve zasłoniła górną część konstrukcji chustką zostawioną przez Margaret, w błękitnych kafelkach odbijały się trybiki tworzące ażurowy klosz.
Młodzieniec wiedział, że czegoś takiego nie mógł mieć ani na strychu, ani w piwnicy. (Jego matka nie trzymałaby czegoś dyskusyjnie estetycznego.) Przynajmniej miał już pewność, a przez to czyste sumienie, że nie całe kieszonkowe gosposia przeznaczała na jego utrzymanie.
Pani Deve wstała, aby pomieszać zawartość garnka. Zupa bulgotała, zagęszczając się od rozpadających pod wpływem ciepła warzyw. Kobieta sięgnęła po łyżkę w pierwszej szufladzie, a następnie spróbowała potrawy.
– Wychodzi z tego krem... Dorobię grzaneczki – postanowiła, sięgając do chlebaka. Wyjęła z niego ciemną ćwiartkę, a następnie położyła na blacie.

CZYTASZ
Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.II
FantasiTrzecia część z serii Noruk *** Południe po jednej stronie Rzeki. Północ po drugiej. To, co łączy ludzi, to granica, na którą spoglądają, gdy szukają winnych swoich nieszczęść. Bo przecież wszystko to wina zmiennych... Prawda, Republiko? *** Ambicje...