⋆. :°•⋆ Prolog ⋆•°: .⋆

363 29 38
                                    


Pikanie urządzenia brzęczało mi w uszach. Nie rozpoznawałem tego dźwięku. Był irytujący i daleki od znajomego mi budzika. Drugie piknięcie następowało po kilku sekundach od pierwszego. I tak w kółko. Męcząca monotonia.

Byłem oszołomiony. Nie wiedziałem, co się działo. Nie wiedziałem także, gdzie byłem. Bałem się nawet otworzyć oczu. W pomieszczeniu musiało być jasno, bo nawet przez zamknięte oczy przebijała się biała poświata. Przełknąłem z trudem ślinę.

— Wille?

Łagodny, ciepły głos przerwał monotonie. Słyszeć było w nim troskę i to przyniosło mi ukojenie. Sprawił, że mniej się bałem. Był to głos, za którym tęskniłem. Był mi bliski. 

Nawet bardzo. 

Ale myślałem, że już nigdy go nie usłyszę. I to w tym wszystkim stało się niepokojące. 

Czy ja umarłem? Odszedłem niespodziewanie z tego świata, nie będąc nawet świadomym swojej śmierci?

Musiałem nie żyć. W końcu Erik nie zmartwychwstałby. Nie było to możliwe. 

W końcu przemogłem się i otworzyłem oczy. Oszołamiająca, nieprzyjemna dla oka jasność. Zmrużyłem oczy, aby odizolować się od jasnego światła, a następnie zwróciłem uwagę na sylwetkę znajdująca się przy moim łóżku. 

Erik uśmiechał się do mnie promiennie. A ja miałem ochotę się rozpłakać.

— Erik? Czy ja... Nie żyję? — wydukałem. — Stałeś się aniołem?

Zaobserwowałem, jak jego kąciki ust rozciągnęły się w rozbawionym uśmiechu, aby niedługo później przerodzić się w czysty, barwny śmiech. Położył dłoń na mojej głowie i odgarnął włosy z mojego czoła, jakby tym drobnym gestem chciał dodać mi otuchy.

— Ja zawsze byłem aniołem — odpowiedział. — Czasem upadłym, ale to już mniej istotne, nigdy nie było ze mną źle na dłużej. Księciu koronnemu to nie wypada — ciągnął z rozbawieniem. — Skąd pomysł, że nie żyjesz?

— No bo... Ty jesteś martwy. Wylądowałem w Hillersce, ty zginąłeś w wypadku, ja zostałem księciem koronnym, oczywiście przymusowo, bo ja nie chciałem tego, gdyż Simon...

Simon. Moje serce zabiło mocniej na wzmiankę o chłopaku. Aczkolwiek w tym momencie musiałem wybić sobie ukochanego z głowy. Musiałem skupić się na swoim, jak się okazało, wcale-nie-martwym-jak-myślałem bracie. 

— Chwila, chwila, chwila. Woah. Chyba trochę się zagalopowałeś. — Przerwał mój monolog. Na jego twarzy malował się szok, ale znałem swojego brata na tyle, że byłem w stanie dostrzec w tym grymasie nutkę rozbawienia. — Jak widzisz, jeszcze się nie wybrałem na drugą stronę i póki co nie mam takiego zamiaru. Żyję i mam się dobrze, a ty nie musisz się bać o to, że dostaniesz przymusowo moją posadę. — Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i chwycił delikatnie moją dłoń. — Musiało ci się coś przyśnić. Jakiś dziwny koszmar, ale on dobiegł już końca. Tak się cieszę, że w końcu się wybudziłeś. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy. Mama musiała wrócić do zamku, spełniać się dla państwa w roli królowej, ale ja nie chciałem cię opuścić. Bałem się, że... No, po prostu się brałem. 

Choć Erik nie dokończył swojej myśli, doskonale zrozumiałem, co chciał powiedzieć, nim postanowił ugryźć się w język. Bał się, że to ja odszedłem, że to ja już nie otworzę oczu. Przekleństwa same nasuwały mi się na język. Co ja narobiłem? 

— Bazując po tych wszystkich urządzeniach, mniemam, że jesteśmy w szpitalu. Co się stało? Dlaczego tu jestem?

Erik skinął delikatnie głowę. W jego oczach widoczna była troska, a ja poczułem wyrzuty sumienia. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 21, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

𝐃𝐫𝐞𝐞𝐛𝐥𝐢𝐬𝐬𝐚 ⋆ WilmonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz