Anastazja Forest
W oddali było słychać śpiew ptaków. Ich piękne serenady, sprawiały, że na moich ustach pojawiał się uśmiech. Głosom tych podniebnych śpiewaków towarzyszył subtelny szum wiatru, który kołysał liście starej wierzby.
To właśnie tutaj, do tego miejsca, do tej starej wierzby przychodziłam jak byłam mała, gdy dręczyły mnie błędy moje i moich rodziców.
Teraz już ich nie ma.
Zostałam sama.
Pomimo to, ja wciąż wracam do tej wierzby. Co mnie do tego skłania? Nie wiem. Mam wrażenie, że wciąż tam coś na mnie czeka, że tam kiedyś się wydarzy coś co odmieni moje powolne życie.
Poczułam jak powoli robi się chłodno. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że już słońce zachodzi. A miałam jeszcze tyle do zrobienia! Podniosłam się w pośpiechu i żwawym krokiem poszłam w stronę mojej chatki. Mój domek nie był niczym niesamowitym. Był mały, drewniany i czasem dach przeciekał, lecz otoczony był niesamowitym ogrodem, chociaż powinnam go nazwać ogródkiem.
Odkąd pamiętam rosły tu przeróżne kwiaty o różnych kolorach! Na dodatek spijały z nich nektar imponujących rozmiarów motyle oraz różnokolorowe kolibry. Po środku ogródka płynął mały strumyczek, który można było łatwo przeskoczyć, jednak dla uroku prowadziła przez niego pomalowana na biało kładeczka.
Czułam jak chłodnawa bryza bawi się moimi długimi włosami, nigdy nie miałam talentu do stylizacji włosów, więc zostawiałam je w spokoju, nigdy ich nie przycinając. Wieczór wydawał się spokojny.
Nagle usłyszałam głośnie skrzeczenie kruka. Najbardziej nienawidziłam właśnie tych ptaków, przez miesiące za mną latały, gdy moi rodzice chorowali na zarazę.
Szybko odwróciłam się w stronę dźwięku i zobaczyłam jak ogromny kruk próbował się dostać do dziupli w mojej wierzbie, wydawało się, że coś w tym otworze jest.
Podbiegłam to tego drzewa i podniosłam leżący na ziemi kamyk. Zrobiłam zamach i najmocniej jak mogłam rzuciłam kamieniem w tego okropnego ptaka. Niestety mój cel nigdy nie był za dobry, kamyczek przeleciał obok kruka. Jednak to było wystarczające, by ptak się wystraszył i odleciał w popłochu.
Jak już nie było słychać trzepotu skrzydeł tego wrednego ptaszyska, zwróciłam całą moją uwagę na dziuplę, do której kruk chciał się przed chwilą dostać. Przez chwilę zastanawiałam się czy zajrzeć do tego otworu. Mógł to być domek jakiejś wiewiórki, lub innego małego zwierzątka, albo znalazło się tam coś nietypowego.
Ostatecznie moja ciekawska natura zwyciężyła. Złapałam się mocno kory wierzby i podniosłam się, opierając stopy o pień tego masywnego drzewa.
Zły pomysł.
Niebo nade mną zawirowało i niemal dwie sekundy później leżałam na ziemi jak placek.
Szybko się podniosłam i otrzepałam z kurzu. Pobiegłam z powrotem na moją działkę i wyciągnęłam z warsztatu drabinę. Zanim ją dotargałam pod wierzbę minęło dobre piętnaście minut.
Otarłam pot z czoła i ustawiłam drabinę obok wierzby. Upewniwszy się, że jest stabilna, weszłam krok po kroku na sam szczyt by dosięgnąć dziupli.
Dziupla była mała, ledwo widoczna z dołu. Natomiast było w niej coś tajemniczego. Świadczył o tym fakt, że była tak wysoko? A może jednak to dlatego, że wychodziło z niej dziwne światło, które nie powinno się tam znajdować?
Zdecydowanie druga opcja.
Ostrożnie zajrzałam do otworu w drzewie. Przez to światło miałam trudności z zdefiniowaniem obiektu, które ewidentnie było przyczyną tego nieziemskiego blasku. Po chwili mój wzrok się przystosował do tego podejrzanego światła i byłam w stanie zidentyfikować to tajemnicze coś.
CZYTASZ
Chmurkowe shoty
Short StoryWitajcie obłoczki! ☁️ W tej książce będziemy pisać one-shoty na różne tematy. Niektóre będą krótkie, inne- monstrualnie długie. Ale jesteśmy pewne, że każdy znajdzie coś dla siebie!