czwartek, 17 listopada - ciąg dalszy
Co to za bzyczenie spod maski mojego Ferrari, psuje się, czy co?Gówno, to telefon. No nie, kto mnie znowu budzi? Krzysiek pewnie.
Odszukałem wibrującą komórkę gdzieś w stosie rzuconych jeszcze wczoraj, byle jak, na podłogę, ubrań. Mar... a nie... Mama.
- Halo?
- Mareczku, czemu nie odbierasz? W pracy jesteś, tak?
- Yyy nie, dzisiaj wolne wziąłem.
- Czemu? - zapytała zmartwionym głosem, jakby przeczuwała coś niedobrego, co najmniej chorobę.
- A bo tak po prostu. Sprzątam mieszkanie... I parę spraw miałem...
- A dobrze się czujesz? Co u ciebie?
- Dobrze, wszystko dobrze.
Standardowa, niemal odtwarzana z zaciętej płyty śpiewka, od lat sprawdzała się w miejsce zbędnych sprawozdań z niczym niewyróżniających się dni i tygodni, spłuczonych jak woda w klozecie, bez postępów w temacie poszukiwań przyszłej żony.
- Na pewno? Brzmisz tak jakoś...
Zawsze bez trudu odnajdywała najmniejsze uchybienie zarówno w moim głosie, jak i wyglądzie.
- Bo spałem właśnie. Zmęczyłem się tym odkurzaniem i ścieraniem. A o co chodzi właściwie?
- Ty spałeś w dzień? Ale dlaczego? Aż tak się zmęczyłeś?
- Mamo, powiedz o co chodzi, bo zaraz do kina idę.
- No bo w niedzielę przychodzi do nas ciotka z dziećmi. I kuzyn maprzyjść z narzeczoną, to dzwonię, żebyś wiesz... nie planował nic na wtedy.
O nie. O nie, o nie, o NIE! Doprawdy, niczego mi teraz nie potrzeba, tak jak spotkania z rodzinką i stroną kuzynostwa, z którą niełączy mnie nic, prócz więzów krwi. I do tego jeszcze ta narzeczona młodszego o parę lat kuzyna, tylko podjudzająca nieuniknione porównania do mnie. Czeka mnie więc zmarnowany na nudnym jak posiedzenie sejmu, niedzielny wieczór, w bombardowaniu pytaniami i podtekstami natury związkowej, na które będę mógłjedynie zbywczo wzruszać ramionami. A mógłbym ten czas spędzić dużo przyjemniej, na przykład biorąc udział w zawodach w połykaniu pinezek na czas, ale nie, trzeba przyjść koniecznie, bo to rodzina i do tego się powiększająca o nową członkinię.
- Nooo dobra, będę.
Mama swoją drogą, ale ojciec by mi nie wybaczył nieobecności. Postaram się o tym nie myśleć aż do niedzieli, od której na całe szczęście dzieliło mnie jeszcze prawie sto godzin.
Mama dzwoniła, jak to ona, do skutku, już cztery razy, poza tym pisał też Krzysiek. Odpiszę mu, że idę i... Co!? Już wpół do siedemnastej? Nie mogłem dać wiary, że aż na tyle mnie wycięło. A taki fajny sen miałem. Pomykałem wiśniowo-czerwonym Ferrari po świecie z NFS-a jako... Nie ważne, muszę biec do wanny, wypucować się na błysk i wskoczyć w wyjściowy ciuch zastosowania kinowego.
Chybcikiem wyszorowałem swoje niezaprzeczalnie męskie ciało od stópek... wróć! Od stóp, po sam czubek głowy, nie marnując czasu na szukanie uzasadnień dla gwałtownego spadku opalenizny. Wmówiłem sobie, że to musiało się objawiać już od jakiegoś czasu, z racji skracających się, coraz bardziej zachmurzonych dni, a dziś ukłuło to moje oczy przez te całe bóle i bliskość omdlenia. Ale to miałem już za sobą, podczas gdy przed sobą - szafę, zawaloną pomiętoszonymi koszulkami, wołającymi o masaż żelazkiem. Wziąłem pierwszą lepszą, biała, czystą i niedziurawą pod pachami, tylko troszkę pomarszczoną. Przyjemnie się ją zakładało, ciepłą po minutowym prasowaniu, jakiemu ją poddałem. Wrzuciwszy w kieszenie telefon i portfel, ubrałem buty, zarzuciłem kurtkę i już zamykałem drzwi od zewnątrz, gdy zaświeciła mi w głowie lampka, nie na pewno wyłączonego żelazka. Jak się okazało - wypiąłem wtyczkę z prądu, ale ostrożności w pewnych kwestiach żałować się nie powinno. Krzysiek z Andżelą mieli czekać na miejscu, a Joanna dojeżdżała już autobusem. Dla mnie MPK było już niewystarczająco sprawną opcją, więc zamówiłem Ubera, którym przez zasrane korki zajechałem do Multikina na drugim krańcu miasta, na równo pięć minut przed seansem. Zabrakło niestety czasu na papieroska. Chociaż może i dobrze, przynajmniej nie będę zalatywał przy Joannie fajami, tylko... Nosz kurwa mać! Zapomniałem się spryskać dezodorantem! Niejednokrotnie słyszałem od innych, że czasami przydałby mi się strzał w pysk, albo chociaż jakieś ćwiczenie na koncentrację, przywracające z obłoków na ziemię. I trudno mi się nie zgodzić, zwłaszcza w takich sytuacjach.

CZYTASZ
I staję się dziewczyną
Ficción GeneralOpowieść o spełniającym się powoli marzeniu. Rozdziały 1-4 opowiadają o przemianie wewnętrznej bohatera, dopiero od 5 zaczynają się zewnętrzne. Marek, wieczny singiel po trzydziestce, chociaż wciąż jeszcze nie poddaje się w poszukiwaniu swojej drugi...