2

276 33 6
                                    

MARLENA

Ze zmarszczonymi brwiami patrzę, jak Daniel odchodzi od radiowozu. Wredny jest, a wydawał się sympatyczny. Jemu łatwiej, bo ma za sobą kilkanaście lat służby, a ja co? Po kilku głębokich oddechach wysiadam z auta i zbierając w sobie całą siłę, przechodzę pod taśmą. Daniel spogląda na mnie ukradkiem i już czuję, że zaraz będzie mi kazał grzebać w tych napuchniętych zwłokach. Powstrzymując odruch wymiotny, podchodzę jeszcze bliżej i udaję pewną siebie.
-Co myślisz? – Daniel w końcu się do mnie odwraca, a z jego twarzy nie schodzi uśmiech. – Trzeba sprawdzić, czy na rękach nie ma śladów walki.
-W sensie… - zawieszam lekko głos.
-W sensie sprawdź, czy na dłoniach i przedramionach nie ma śladów zadrapań, krwiaków czy widocznych zmian wskazujących na złamania.
-Tak jest – mówię trochę z pretensją, bo spodziewam się, że robi to specjalnie. Pochylam się nad czarnym workiem i wyciągam dłoń.
-Rękawiczki – Daniel odzywa się, zanim rozsunę folię. – Do tego należy założyć rękawiczki, są w torbie za tobą.
Odwracam się i wyjmuję z czerwonej torby parę nitrylowych rękawiczek. Po założeniu ich pocieram dłonie i łapię za brzeg worka. Powoli go odchylam, bojąc się jaki widok zastanę i czy go zniosę.
– Bu! – Daniel krzyczy i porusza workiem tak, jakby to robił trup, a ja odskakuję z piskiem i siadam na liściach.
Wszyscy się śmieją, a ja mało płaczem nie wybuchnę. Zaciskam zęby, żeby nie dać po sobie poznać złości i odchodzę w stronę radiowozu. Dopiero tutaj pozwalam sobie na łzy. Ściągam rękawiczki, rzucając je na ściółkę i zasłaniam dłońmi twarz. Nie wytrzymam tego. Wiem, że taki zawód wybrałam, ale to już jest ponad moje siły. Opieram plecy o drzewo i powoli osuwam się na liście. Kiedy słyszę za sobą kroki, nie reaguję. Dopiero jak facet zatrzymuje się tuż przede mną, przestaję płakać i nie spoglądając na niego, ocieram twarz.
– Nie gniewaj się. - Kuca i opiera dłonie na moich podkulonych kolanach. – Każdy przechodzi chrzest bojowy.
- Nie gniewam się – szlocham.
-Chodź, odwiozę cię do domu – po wstaniu wyciąga do mnie dłoń.
Nie chwytam jej, sama podnoszę się z ziemi i po otrzepaniu spodni zaplatam ręce na piersiach. Niespodziewanie Daniel łapie mnie za ramiona, a ja, sama nie wiem czemu, wybucham płaczem i opieram czoło o jego mostek. Po chwili kładzie dłonie na moich plecach i lekko je pociera.
-Już, uspokój się – szepcze.
-Inaczej to sobie wyobrażałam – płacząc, odsuwam się od niego i spoglądam w twarz. – Myślałam, że będę łapać złodziei i dumnie prowadzić ich skutych do aresztu, a nie grzebać w cudzych zwłokach!
-Na początku to jest trudne, przywykniesz.
-Nie nadaję się – wstrząsa mną dreszcz.
-Nadajesz, nadajesz – pociera dłonią moje ramię – z czasem to obrzydzenie minie, zobaczysz. Wsiadaj.
Kiwam głową i posłusznie maszeruję do otwartych drzwi samochodu. Kołysanie i nerwy odbierają mi siły i zanim wyjedziemy z lasu, przymykam powieki. Otwieram je dopiero pod komendą i nieco nieprzytomna rozglądam się wokoło.
-Obudziła się śpiąca królewna?
Podskakuję na dźwięk niskiego głosu obok siebie i spoglądam na zabierającego dokumenty Daniela.
-Przepraszam. Zmogło mnie.
-Idź po swoje rzeczy, zawiozę cię do domu.
-Nie ma potrzeby. Pojadę tramwajem.
-Punkt szósty-nie dyskutujesz.
-Ale… - nie kończę, kiedy wbija we mnie groźne spojrzenie i bez protestów wysiadam.
Kiedy wracam, Daniel stoi oparty o maskę radiowozu i rozmawia przez telefon. Jest całkiem przystojny, choć sporo starszy ode mnie. Koszulka podkreśla jego tors i ręce, i naprawdę jest na kim oko zwiesić. Uśmiecham się sama do siebie, a kiedy Daniel spogląda w moim kierunku, zbiegam ze schodów.
-Naprawdę nie musisz, mogę kontynuować służbę – mówię wesoło – ochłonęłam.
-Nie pytam cię o zdanie, wsiadaj – mija mnie i siada za kierownicą, a ja jeszcze przez chwilę patrzę na jego profil. Nie ukrywam, że mi się podoba, jest męski i taki, no nie wiem po prostu przyciągający, choć zimny i wyrachowany.
Facet przez szybę wskazuje mi zegarek na nadgarstku i niczym obudzona ze snu mrugam szybko powiekami.
Po dojechaniu do domu idę do kuchni zrobić sobie kawy i kręcę głową na wspomnienie ekspresu na posterunku. Zanim odejdę od blatu, słyszę otwierany zamek w drzwiach, a po chwili dłonie Sylwka zaciskają się na moich biodrach.
-Co tak szybko w domu? – pyta z ustami przyciśniętymi do mojej szyi.
-Szef mnie zwolnił, za dużo dziś widziałam, ale nie chcę o tym mówić.
-To się nawet dobrze składa- mruczy i przenosi dłonie na mój brzuch, po czym rozpina mi spodnie i lekko je ściąga.
-Nie mam nastroju – wzdycham i trochę się odsuwam, jednak on nie odpuszcza i zsuwa ze mnie spodnie.
-Sylwek, daj mi odpocząć, wieczorem możemy, ile chcesz, ale…
-Czekaj – syczy cicho prosto do mojego ucha i wsuwa dłoń między moje uda.
Wcale nie mam ochoty na takie zabawy, ale jego sprawne palce zmieniają po chwili moje nastawienie. Cicho mruczę i wypinając tyłek, wręcz mu się nastawiam. Szybko to wykorzystuje. Gładzi moje pośladki, a później wciska we mnie palce. Wyginam plecy i kładę się na blacie. Wie, co zrobić, żebym płonęła. Po kilku zręcznych ruchach jestem mokra i rozpalona. Dopiero teraz czuję jak naprowadza na mnie członka. Tym razem nie jest delikatny. Wchodzi we mnie szybko i gwałtowanie, nie dając czasu na przywyknięcie, ale po chwili jest mi już dobrze. Kołysze mną szybko i mocno na siebie nabija, a ja, jęcząc w głos, wspinam się na palce i jeszcze mocniej pochylam. Zanim dojdę, Sylwek kończy z głośnym jękiem i natychmiast się ze mnie wysuwa. Jest mi dziwnie, bo zrobił tak pierwszy raz. Do tej pory to ja finiszowałam pierwsza i błagałam go o jego koniec, nie mogąc znieść dalszych doznań. Teraz się mną po prostu zaspokoił. Zawiedziona odwracam się do niego, w nadziei że dokończy to inaczej, ale on ma inne plany. Podciąga spodnie i zerka na zegarek na piekarniku.
-Umówiłem się z chłopakami – cmoka mnie w policzek.
-A ja? – pytam rozgoryczona.
-Odpocznij, będę późno. Pa! – wybiega i zostawia mnie samą, do połowy gołą i niedokończoną.
Zbiera mi się na płacz, jestem chyba słabsza niż myślałam. Bardzo łatwo mnie urazić i dotknąć. Z drżącym podbródkiem idę do sypialni i wyjmuję z dna szuflady dawno nieużywaną zabaweczkę. Odkąd jestem z Sylwkiem, nie miałam jej w ręce ani razu, jednak teraz na pewno znajdę dla niej zastosowanie. Zamykam drzwi i rozbieram się do naga, po czym układam wygodnie z poduszką pod plecami. Dawno niesłyszane burczenie wypełnia przestrzeń, a ja na samo wspomnienie przyjemności jaką mi da, czuję podniecenie. Przygryzam wargę, zanim aksamitny w dotyku wibrator dotknie mojego ciała i ze wstrzymanym oddechem rozchylam nogi. Dopiero teraz wsuwam urządzenie między uda, a kiedy drżenie dostarcza mi rozkoszy, zamykam oczy i odpływam. Moje oddechy są coraz cięższe, a ciche jęki zmieniają się w bardziej gwałtowne i urywane. Na początku dotykam tylko łechtaczki, doprowadzam się na skraj wybuchu i przerywam, chcąc orgazmu, jakiego dawno nie miałam. Znów powtarzam ruch, z tym że teraz mocniej dociskam główkę do mokrej kobiecości. Wyginam plecy i pocieram wibratorem nabrzmiałe wargi. Regularne skurcze są coraz bardziej bolesne i dopiero teraz wsuwam zabawkę w siebie. Szczyt chłonie mnie całą, prężę ciało i z jednej strony już mam dość, ale z drugiej pragnę więcej. Zwiększam moc wibracji i zaciskam dłoń na ustach, hamując tym swoje jęki. Popiskuję, czując następny orgazm i nie czekając na nic więcej, zaciskam palce na wyprężonym sutku. Głośny stęk rozkoszy wyrywa się z mojego przesuszonego oddechami gardła i dopiero teraz wyciągam z siebie zabawkę i dysząc, próbuje dojść do siebie. Tłukące się w piersi serce, nie daje mi zapomnieć co przed chwilą zrobiłam, i, pomijając okoliczności, mam o to do siebie żal. Bycie w związku i zaspokajanie samej siebie jest żałosne. Na drżących nogach idę do łazienki i opłukuję ciało chłodną wodą. Długo nacieram się kremem do kąpieli i wdycham głęboko słodki zapach. Owinięta grubym ręcznikiem wracam do sypialni i staję przed otwartą szafą. Wyjmuję z niej dresowe rybaczki i luźną koszulkę , po czym już ubrana kładę się na łóżku z książką.
Budzi mnie nagły hałas i podrywam głowę z poduszki. Jestem zziębnięta i nie potrafię się rozbudzić. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, bo na oko jest już środek nocy. Odruchowo odwracam się do Sylwestra, ale nie ma go w łóżku. Przypominam sobie co mnie obudziło i wyrywam prosto do kuchni. Zastaję w niej Sylwka opartego dłonią o otwartą lodówkę. Widzę, że jest wstawiony, ale trzyma się na nogach. Na palcach wracam do łóżka i kładę się tak, żeby myślał, że śpię. Zamykam oczy, kiedy słyszę go wchodzącego do sypialni i nie reaguję, gdy się do mnie przytula.
-Śpisz kochanie – szepcze i całuje mnie w ucho – chodź się pobawimy co?
-Głowa mnie boli – odpowiadam groźnie i strącam z siebie jego rękę – dobranoc.
-No chodź – wsuwa dłoń pod kołdrę i łapie mnie za biust.
-Odwal się i daj mi spać! – krzyczę i poprawiam pościel, podciągając ją pod brodę.
-Jak chcesz – fuka obrażony i po krótkiej wizycie w łazience kładzie się po drugiej stronie łóżka.
Budzą mnie pocałunki na ramionach, szyi i karku. No proszę, przyszedł się kajać. Bez wyjaśnienia wstaję z łóżka i idę wstawić kawę. Zaraz za plecami słyszę jego kroki.
-No o co ten foch? – pyta i siada przy stoliku.
-O nic. – wzruszam ramionami.
-Od dawna mówiłaś o wolnym wieczorze, o ciszy i spokoju, to poszedłem do Maćka na mecz, żebyś miała ten swój spokój i cisze, czego ty chcesz?
-Niczego.
-Marcia…
-Nie mów do mnie Marcia! – podnoszę głos i uderzam pustym kubkiem w blat – A nie pomyślałeś, że ja ten spokój i tę ciszę chciałam mieć przy tobie? Z tobą chciałam w tym spokoju odpoczywać! Trudne do zrozumienia? A ty co? Zamoczyłeś dzidę i nara, do kolegi! Kim ja tu jestem, dziurą do przepchania? Gumową lalę sobie kup!
-O Jezu… - przewraca oczami. – To o to chodzi, że nie skończyłaś? Spieszyłem się.
-Pieprz się – szepcze ze łzami w oczach.
-Ej – wzdycha i podchodzi, opierając dłonie na moich biodrach – ale widziałem, że Wacuś wrócił do łask, więc sobie poradziłaś beze mnie.
Mrużę ze złości oczy i specjalnie pocieram tyłkiem o jego pulsującego członka. Wiem co zaraz się wydarzy. Rano zawsze dłużej mu schodzi, więc jest szansa na moje zwycięstwo. Głośno dyszę, udając podniecenie, które chwilowo zastąpiła chęć zemsty i jeszcze mocniej się wypinam. Sylwek bez zastanowienia zrywa ze mnie spodnie wraz z majtkami i od razu nakierowuje na mnie wyprężoną męskość. Wydycham głośno powietrze, kiedy czuję nieprzyjemne rozpychanie i pomagając samej sobie, pocieram palcami łechtaczkę. W mgnieniu oka robię się wilgotna i dopiero teraz czuję się dobrze. Nie zwracam uwagi na to, co mi robi. Szybko staram siebie doprowadzić do końca. Przyjemne pulsowanie przeradza się w silne skurcze, a mokre klaskanie naszych ciał podkręca jeszcze bardziej atmosferę. Moje własne palce powoli wiodą mnie na szczyt rozkoszy i kiedy jestem już blisko, zaczynam głośno jęczeć, dając upust nagromadzonym emocjom. Wypinam pośladki i kołyszę się w rytmie ruchów Sylwka, a kiedy gorąca fala odpuszcza, odsuwam się i podciągam spodenki.
-Zwariowałaś? – pyta oburzony i odwraca mnie twarzą do siebie.
-Spieszę się do pracy – mój uśmiech jest szyderczy.
-A ja co?
-Weź Wacusia – wzruszam ramieniem i bez kawy idę się ogarnąć do pracy.

Przerwa na kawę [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz