Rozdział 4 - milczenie

408 5 1
                                    

- Więc? Opowiesz mi wszystko ładnie, czy mam kontynuować?
W tej chwili nawet gdybym chciała, to nie mogłam nic powiedzieć. Nie mogłam złapać oddechu, a co dopiero coś opowiadać. Wiedziałam, że najbliższe dni będą dla mnie torturami, lecz nie miałam zamiaru mówić im czegokolwiek o Damianie... musiałam wytrzymać.
Kałurza krwi na podłodze robiła się coraz większa, a mi robiło się słabo. Drzwi do tego pokoju były uchylone. Przez moment zobaczyłam, jak przechodzi po korytarzu tamta dziewczyna. To był jedynie ułamek sekundy, lecz wyraźnie widziałam jej twarz. Wyglądała jakby na zranioną, jakby naprawdę było jej mnie szkoda.
W dalszym ciągu nie mogłam otworzyć mojego lewego oka. Czy ja je właśnie straciłam? Czy już nigdy nie będę w stanie go odzyskać? No cóż, to nie jest teraz najważniejsze. Mam jeszcze drugie, dam sobie radę. Wytrzymam wszystko, ale będę milczeć. Może w końcu umrę z wykrwawienia i zakończę to cierpienie...
Mężczyzna znowu sięgnął do torby, a moje serce z przerażenia na chwilę się jakby zatrzymało. Chwilę później jednak nieco się uspokoiłam, gdyż wyciągnął jedynie paczkę papierosów. Wyciągnął jednego, odpalił go i stanął nade mną.
- Masz czas zanim skończę go wypalać. Jak nie zaczniesz gadać, to wrócimy  do konkretów.
Cieszyłam się, bo miałam chociaż dwie minuty spokoju, chociaż ból już teraz był nie do wytrzymania. Wielokrotnie w swoim życiu się cięłam, lecz nigdy aż tak głęboko. No i na dodatek po twarzy. Czas leciał szybko, mój kat był już na końcówce swojego papierosa, a ja nadal nie miałam zamiaru nic mu powiedzieć.
- Phi, więc jednak będziesz siedzieć cicho? Dobra, tym lepiej dla mnie. Trochę się przynajmniej zabawię.
Potrzedł do mnie i ceremonialnie zgasił papierosa na mojej klatce piersiowej. Tym razem nawet nie jęknęłam, już wiele razy miałam gaszonego szluga na sobie. Zobaczyłam jego psychopatyczny uśmiech, a potem poczułam silny ból w podbrzuszu. Oczywiście był to on. Zaczął mnie okładać gołymi pięściami i silnie kopał. Bez przerwy. Zaczęłam wymiotować krwią. Poczułam, że tracę świadomość i że kręci mi się w głowie. W końcu zemdlałam.

Gdy się obudziłam leżałam w innym pokoju na cienkim materacu na podłodze. Pokój ten też był praktycznie pusty. Zobaczyłam, że moje rany zostały opatrzone. Nadal bolało jak cholera, ale powiedzmy, że było to całkiem miłe. Po chwili ujrzałam również, że zostałam rozwiązana. No tak, i tak nie dam rady się ruszyć. Po chwili drzwi pokoju się otworzyły i weszła przez nie czerwonowłosa Shion. Ucieszyłam się, że to ona a nie jakiś następny psychol.
-Oo, wstałaś. Jak sie czujesz?
- A jak myślisz? Em to ty mnie opatrzyłaś?
Kobieta pokiwała głową.
- Dziękuję... mam tylko małe pytanie. Jak mam się wysikać?
- Haha poczekaj, przyniosę ci coś.
Czerwonowłosa wyszła z pokoju i wróciła po kilku minutach trzymając w ręce jakąś butelkę. Podeszła do mnie, zdjęła mi spodnie i przyłożyła butelkę, żebym mogła się do niej odlać. Było to naprawdę zawstydzające, no ale innej opcji chyba w moim stanie nie było.
- Dzięki - szepnęłam
- Poczekaj, przyniosę ci coś. - powiedziała i ponownie wyszła z pokoju. 10 minut później wróciła z kubkiem czegoś, co wyglądało na kawę i chyba z zupką chińską. Dopiero w tamtym momencie zorientowałam się jak bardzo spragniona byłam. Próbowałam usiąść, lecz bezskutecznie. Byłam zbyt słaba. Shion złapała mnie i posadziła, po czym nakarmiła mnie i napoiła. Sytuacja, w której się znalazłam definitywnie jest chujowa, lecz to był naprawdę miły akcent. Dawno nikt się mną tak nie opiekował.
- On naprawdę musi być dla ciebie ważny, prawda. Skoro mimo tego wszystkiego go tak bronisz... to twój chłopak?
- Nie, przyjaźnimy się od lat. Mamy praktycznie tylko siebie, jest dla mnie jak brat. Wiem, że sam się w to wpakował, i że jego życie jest praktycznir skończone, ale nie mogę wam nic powiedzieć. Tym bardziej, że naprawdę nie wiem gdzie się teraz znajduje.
- Eeh twarda jesteś. Nawet mi to imponuje. Sama napewno bym się po tym już złamała. No cóż, to twoja decyzja. Ale wiedz, że będzie tylko gorzej.
To powiedzała i wyszła zostawiając mnie samą. Tamtego dnia już nikt do mnie nie przyszedł.
Następne dni mijały mi podobnie. Codziennie trafiałam do tamtego wstrętnego pokoju i codziennie moje ciało zyskiwało nowe obrażenia. Jestem cała pobita, pocięta, poparzona i pozbawiono mnie dwóch palców. Mimo wszystko nic nie powiedziałam, byłam niezłomna.
W piątym dniu mojego porwania po raz pierwszy nikt po mnie nie przyszedł. Adam tylko wpadł by rzucić mi butelkę wody i jakiegoś batona, lecz nie zabrali mnie ponownie do tamtego pokoju. Cieszyłam się, lecz było to niepokojące.
Cały tydzień nic mi się nie działo, miałam zmieniane opatrunki i byłam karmiona. Dawno nie widziałam Shion. Gdy spytałam się kogoś o nią, dowiedziałam się, że wyjechała. Zaczęli mnie też faszerować jakimiś lekami, więc ból coraz mniej mi doskwierał. Ogólnie te ostatnie dni nie były najgorsze, szkoda tylko, że tamtej czerwonowłosej tu nie ma... z nią aż tak mi się nie nudzi. No ale cóż, nie będę narzekać. Czułam się już nieco lepiej, lecz nadal miałam problemy z chodzeniem.
To był dzień 14 mojego porwania. Pogodziłam się z myślą, że tutaj umrę. W końcu ktoś wszedł do mojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu, była to Shion. Na dodatek chyba nie była sama. Za nią był Adam i kogoś trzymał. Moje serce zamarło. Człowiekiem, którego trzymał mężczyzna, był Damian!
Chciałam krzyknąć, lecz głos stanął mi w gardle. Spojrzeliśmy na siebie i nam obydwu po policzkach pociekły łzy.
- Przeprasza... - chciał powiedzieć, lecz nie dokończył, gdyż Adam poderżnął mu gardło.

Upragniony koniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz