Rozdział I

194 10 0
                                    

Siedziałem na czymś białym i miękkim. Było mi niewyrażalnie wygodnie. Wyciągnąłem swoje ciało, jedną ręką napotkałem na przepaść. Spojrzałem w dół. Moim oczom ukazało się miasto, jakbym spróbował, najprawdopodobniej dotknął bym dachu jednego z wieżowców.
Poczułem jak coś napiera na mój bok. Odwróciłem się w stronę obiektu. Przede mną stała owca, różowa. Na grzbiecie zwierza dostrzegłem duży, biały tort. Najprawdopodobniej śmietankowy, na szczycie ciasta umiejscowiono dojrzałe truskawki. Momentalnie zaczęła ciec mi ślinka.
Wyciągnąłem ręce ku mojemu upragnionemu deserowi i zdjąłem ciężar z różowego baranka. Wziąłem pierwszy owoc i w całości włożyłem go sobie do ust. Był nieziemsko dobry. Jego tekstura rozpływała się w ustach, zostawiając po sobie słodki posmak.
Westchnąłem z zachwytu. Spojrzałem na tort i pożądliwie przejechałem językiem po wargach. Nie wiem kiedy, ani jakim cudem, ale obok mnie na chmurce, pojawił się widelec. Bez chwili zastanowienia wziąłem go do ręki i zatopiłem w przyjemnie puszystej, lekko stawiającej opór, konsystencji. Zanim zdążyłem oddzielić fragment od reszty ciasta, poczułem jak na mój bok znowu napiera owieczka.
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się pod nosem. Była taka malutka i słodka. Po chwili zachwycania się nad stworzeniem, wróciłem do niedoszłej konsumpcji tortu. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek zrobić, baranek znowu zaczął miarowo uderzać w mój bok. Zaczynało to już być irytujące. Spojrzałem gniewnie na futrzaka.
- Daj mi spokój - powiedziałem i odwróciłem głowę.
Na widelcu po wielu nieudanych próbach, w końcu miałem kawałek upragnionego toru. Wkurzający baran ciągle nie dawał mi spokoju. W pewnej chwili myślałem nawet, czy nie zadźgać go tym widelcem, jednak się powstrzymałem, może on też był głodny? Nawet jeśli to się z nim nie podzielę. Moje ciasto.
Zbliżałem fragment deseru do moich ust. Poczułem napływającą ślinę, przełknąłem ją głośno i otworzyłem usta.
W jednej chwili zaczęła spływać po mnie niemiłosiernie zimna woda, do moich uszów doszły kobiece, gniewne krzyki. W moje plecy wbijało się coś bliżej nieokreślonego, a głowa potwornie bolała. Przed oczami miałem ciemność. Drgnąłem powiekami, starając się uruchomić aparat wzroku. Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, bowiem po chwili ujrzałem swój ciemno granatowy pokój i pieklącą się nade mną starszą siostrę.
Leżałem na podłodze w kałuży wody, która spływała mi po włosach i sprawiła, że moja luźna, zielona koszulka, przylepiła się do ciała. Najgorsza pobudka świata Ziewnąłem, przeciągając się na podłodze.
- Czemu nigdy nie można cię obudzić co?! - krzyknęła. Jej jasne brązowe, długie włosy spływały kaskadami po ramionach.
- Jakbyś mi ciastko przyniosła, to zapewniam cię, że bym się obudził - uśmiechnąłem się do niej ironicznie.
- Wiesz co żeś wyprawiał przez sen?! - położyła dłonie na biodrach - Wymachiwałeś widelcem w moją stronę! Zresztą co robił widelec w twoim łóżku?! - zacząłem się śmiać, przypominając sobie próbę zadźgania owcy. A więc to noona, była tym wkurzającym baranem. (chłopcy i mężczyźni w taki sposób zwracają się do starszej od siebie kobiety. W dosłownym tłumaczeniu "noona" to "siostra". Zwracają się w taki sposób, nawet jeśli nie są połączeni więzami krwi)

***

Dzwonek, wybawienie dla każdego ucznia. Ziewnąłem przeciągle. Sięgnąłem do mojej szkolnej torby i wyciągnąłem białe papierowe pudełko z ciastkami na wynos, z mojej ulubionej cukierni "Tororo". Otworzyłem malutki pakunek i z błogim wyrazem twarzy zaciągnąłem się słodkim zapachem. Do mojego stolika, przystawiając sobie krzesło, dosiadł się Park Jong Sik, mój najlepszy przyjaciel.
- Podzielisz się czymś? - powiedział, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Dalej jesteś na tyle naiwny by zadawać tak oczywiste pytania? - odpowiedziałem, biorąc do ręki jedno ciastko. Unosiłem je do oczu, z niemalże nabożną czcią i delikatnie rozwarłem wargi.
Czekolada zaczęła rozpływać mi się w ustach, zalewając mój język falą rozkoszy. Miękka tekstura ciasta sprawiała, że człowiek tęsknił za niebiańskim smakiem całości. Zamknąłem oczy rozkoszując się wszelkimi doznaniami, które przeżywałem w tamtej chwili.
Musiałem być jednak czujny. Jong Sik już zaczynał zbliżać swoje dłonie niewyobrażalnie blisko moich słodkości. Aby chronić moje maleństwa uderzyłem go po tych lepkich łapach, grożąc mu za pomocą wzroku. Ten zaśmiał się tylko serdecznie i pokręcił głową. Uśmiechnąłem się na ten dźwięk pod nosem.
Po chwili z moich ciastek nie zostało praktycznie nic, a przerwa nadal trwała. Podszedłem do kosza na śmieci, znajdującego się w klasie i wyrzuciłem opakowanie. Śmietnik znajdował się tuż obok wyjścia z pomieszczenia, dlatego doskonale widziałem korytarz i osoby poruszające się wzdłuż niego.
- Sae Kyung! - na dźwięk swojego imienia obróciłem się ku grupce dziewcząt, które pojawiły się przy mnie. Uśmiechnąłem się nich serdecznie.
- Chciałbyś może ciasto? Same wczoraj piekłyśmy - powiedziała jedna z nich, druga zaś wystawiła w moją stronę różową paczuszkę. Ucieszyłem się niezmiernie, podziękowałem im i skłoniłem się nisko.
Kiedy wracałem usiąść do ławki, za sobą usłyszałem dziewczęcy chichot. Nie zdziwiło mnie to zbytnio, takie sytuacje zdarzały się dość często, nie przeszkadzało mi to. Cieszyłem się, no bo w końcu, kto by się nie cieszył z darmowych słodkości? W moim odczuciu tylko chory psychicznie.
- Ty to masz dobrze - westchnął Jong Sik i popatrzył rozmarzonym wzrokiem na różowe, ręcznie ozdabiane pudełko, z ciastem w środku - Też chciałbym dostawać jedzenie od dziewczyn - oparł podbródek na ręce i wypuścił powietrze ze zrezygnowaniem. Wzruszyłem tylko ramionami. Chłopak podrapał się po jasnych, kasztanowych włosach.
Otworzyłem paczuszkę, spojrzałem na jej zawartość i uśmiechnąłem się pod nosem. Ciasto śmietankowe z truskawkami, zdobiącymi wierzch tortu. Przypomniał mi się mój błogi sen, do moich ust automatycznie napłynęła ślina. Rozejrzałem się w poszukiwaniu widelca, który zawsze nosiłem przy sobie. Nie znalazłszy go na ławce, otworzyłem plecak i zacząłem szukać go w czeluściach torby.
Jong Sik patrzył na mnie z zazdrością, kiedy nabiłem kawałek na bolec, zbliżając go w stronę ust. W momencie, kiedy już rozchylałem wargi, czując narastające pożądanie, względem słodkości, zadzwonił dzwonek. Moja senna mara. Przekląłem pod nosem i na szybko włożyłem widelec do ust. Niestety nie mogłem należycie się nim delektować, ponieważ po chwili do klasy wszedł nauczyciel, w krok za nim szedł wysoki, chudy chłopak o włosach sięgających za dobrze wyrzeźbioną żuchwę. Dziewczyny w klasie zaczęły piszczeć i wydawać z siebie nieartykułowane dźwięki. Paru chłopców spojrzało do tyłu mierząc je krytycznym wzrokiem
Chłopak stanął na środku klasy i leniwym wzrokiem zmierzył nas wszystkich. Swoimi intensywnymi, zielonymi, ślepiami spojrzał na mnie, później zjechał wzrokiem na ciasto leżące wciąż na mojej ławce. Uśmiechnął się pod nosem i wykonał taki ruch ustami, jakby prychnął. Popatrzyłem na niego zaintrygowany jego dziwnym zachowaniem. Czarne, lekko falowane włosy sprawiały wrażenie miękkich i zadbanych. Na zgrabnym i prostym nosie spoczywały czarne, duże oprawki od okularów.
- Klaso, od dzisiaj Tae Hun będzie uczęszczał z wami do szkoły. No przedstaw się - klepnął nowego po ramieniu, ten tylko obrzucił go pełnym wyższości spojrzeniem.
- Nazywam się Kim Tae Hun, zaopiekujcie się mną - skłonił głowę, jednak ja odniosłem wrażenie, że nie miał na to najmniejszej ochoty.
- Możesz usiąść tam - nauczyciel wskazał dłonią, pustą ławkę, znajdującą się praktycznie na końcu klasy. Aby móc wodzić wzrokiem za nowym, musiałem obrócić się praktycznie o sto osiemdziesiąt stopi. Siedzenie w drugiej ławce, nie zawsze się opłacało.
Po chwili wszyscy siedzący bliżej, wrócili do normalnych pozycji, tylko dziewczyny znajdujące się z tyłu, zaczęły zaczepiać Tae Hun'a, który wyraźnie nie był zainteresowany ich towarzystwem i zaczepkami.
- Sae Kyung, przerwa skończyła się już dawno temu, nie rozumiem dlaczego na twojej ławce ciągle znajduje się jakieś jedzenie - poczułem jak na mojej twarzy pojawiły się, czerwone plamy.
- Ale proszę pana! Wiadomo że Sae Kyung ciągle je słodycze! - klasa zaczęła się śmiać, z jego kiepskiej docinki, a ja stałem się tylko bardziej czerwony. Odburknąłem jakieś "przepraszam" i położyłem różowe opakowanie na ziemię obok mojego plecaka.
W końcu skończyła się ostatnia lekcja, mogłem odetchnąć z ulgą. Bez cukru krążącego w mojej krwi nie dał bym najmniejszej rady przeżyć dnia. Kiedy dźwięki dzwonka, przestały rozbrzmiewać w całej szkole, Tae Hun praktycznie wybiegł z klasy, ja natomiast wyszedłem ostatni, nie spiesząc się zbytnio do domu.

Sweet Feelings [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz