4

226 35 5
                                    

MARLENA

Po kolejnej w tym tygodniu kłótni wybiegam z domu. Pada drobny deszcz, a ja nawet bluzy nie wzięłam. Na szczęście jest jeszcze dość ciepło. Nie patrzę gdzie idę, po prostu przed siebie. Mijam wpatrzonych we mnie, schowanych pod parasolami ludzi i wcale im się nie dziwię, że się gapią. Wyglądam jak menel z mokrymi włosami i obejmująca własne ciało. Nie wzięłam ani torebki, ani telefonu. Nawet wejść do knajpy na hot-doga nie mogę, bo nie mam złotówki przy dupie. Deszcz zaczyna już nie padać, a lać, a ja dostrzegam po drugiej stronie ulicy przystanek autobusowy z wiatą. Wbiegam na przejście i oślepia mnie błysk świateł. Czuję ból w boku i upadam na chodnik. Nie tracę przytomności i mrużąc oczy od deszczu, rozglądam się wokoło.
– Marlena? – słyszę znajomy głos, ale nie dociera do mnie nic więcej. – Wzywam pogotowie.
– Nie trzeba – marudzę i odwracam głowę do Daniela. Klęczy przy mnie i przyciska mnie do jezdni.
– Trzeba.
– Daj mi wstać. – Na siłę się podnoszę i siadam. – Chciałeś mnie zabić?
– Tak, ale źle wymierzyłem. – Wyjmuje z kieszeni telefon, ale mu go zabieram.
– Daniel, nic mi nie jest. Potłukłam się tylko trochę. - Kolejny raz chcę wstać, ale mi nie pozwala.
Zaczyna uważnie oglądać moją twarz, ręce i nogi, porusza je w stawach i nie reaguje, kiedy go od siebie odpycham.
– Wygląda, że nic nie złamałaś. Głowa cię nie boli? Zawroty albo nudności?
–Wszystko naraz – uśmiecham się. – No pewnie, że nie. – Marszcząc nos, staję na własnych nogach, ale Daniel wciąż mi pomaga. Trzyma moje przedramiona i przepraszająco na mnie patrzy. – Spokojnie. – Łapię jego rękę i lekko od siebie odsuwam, chociaż nie powiem, to przyjemne, gdy mnie tak trzyma. – Nie gniewam się. Nie spojrzałam nawet czy coś jedzie.
– Ja też nie patrzyłem. – Nadal mnie nie wypuszcza i po chwili zaczyna mnie to krępować.
– Pójdę już.
–Może odwiozę cię do domu? Nie powinnaś wracać sama. – Nie czekając na moją zgodę, wręcz usadza mnie w aucie i zapina mi sam pas. Czuję się jak niepełnosprawna, ale nie komentuję, chcę, żeby jak najszybciej zostawił mnie samą.
W milczeniu docieramy pod blok, w którym mieszkam. Daniel ostatni raz na mnie spogląda, jakby się bał, że mu zaraz umrę.
– Na pewno w porządku? – pyta, zanim uda mi się wysiąść.
– Jasne. – Uśmiecham się szeroko i uchylam drzwi.
Kiedy staję na chodniku, spoglądam w okna mieszkania, światło wciąż się świeci, a ja nie mam zamiaru tam wracać. Czekam tylko, aż samochód Daniela zniknie za rogiem i owijając się bluzą, którą od niego dostałam, odwracam się i idę sama nie wiem dokąd. Jest mi już zimno i odruchowo wkładam ręce do kieszeni. Od razu wyczuwam pod palcami monety. Zła na siebie, bo to w końcu nie moje, wyjmuję wszystko. Drobnych jest siedemnaście złotych i jedna dyszka. Niewiele, ale na porcję frytek z surówkami wystarczy.
W barze jest więcej mężczyzn niż kobiet i trochę niepewnie siadam przy stoliku. Na blacie leży karta i spoglądam co mogę sobie zjeść za całe dwadzieścia siedem złotych. Kiedy podchodzi kelnerka, decyduję się w pierwszej kolejności na dużą herbatę, a do tego zamawiam gulasz węgierski, będzie dobry na rozgrzewkę.
Przyglądam się rzucającym do tarczy facetom i podświadomie zaczynam myśleć o pracy. Ten gość od prochów znika tak nagle, jakby miał radar, coś nam wciąż umyka. Mnie może, bo jestem w temacie parę dni, ale Daniel jest wystarczająco długo, żeby… a może to właśnie on coś kręci?
Przestaję rozmyślać, kiedy na stoliku pojawia się jedzenie, z tym że nie tylko to, które zamówiłam.
– Przepraszam, ale to… - zawieszam głos i spoglądam w górę. – Co tu robisz?
– A ty? – Daniel siada po drugiej stronie stolika i rozstawia przyniesione jedzenie.
– Oddam ci kasę, po prostu nie zabrałam niczego z domu i…
– On ci coś zrobił? – pyta dość groźnie.
– Nie.
– Nie chciał, czy nie zdążył, bo uciekłaś?
– To moja sprawa nie sądzisz? – oburzam się, bo widzi, że jest mi źle, a nadal nie odpuszcza.
– Sądzę, że powinnaś zdecydować raz a dobrze.
– A ty zdecydowałeś? Może zajmij się swoją żoną, zamiast mnie pouczać, co? Wygląda, że ty masz gorzej!
Znów tylko na mnie patrzy. Nie żałuję tego, co powiedziałam. Uważam, że ktoś, kto sam nie ogarnia swojego związku, nie ma prawa mówić innym, jak mają układać swoje.
– Smacznego – odzywa się chłodno i podsuwa mi przed twarz parujące danie.
Wcale nie mam ochoty na posiłek w jego towarzystwie, ale od samego zapachu czuję nieprzyjemny ból żołądka. Jem wgapiona w talerz i nawet nie zamierzam z nim dyskutować. I tak zawsze będzie mnie uważał za mniej ważną od siebie.
– Pójdę już – odzywam się po wypiciu ostatniego łyka herbaty i ściągam z siebie ciepłą bluzę. – Jutro oddam ci kasę.
– I dokąd pójdziesz? Do domu?
– Co cię to obchodzi? – burczę ze łzami w oczach i pilnuję, żeby się nie rozpłakać.
– Coś tam obchodzi. – Łapie mnie za przedramię i pociąga za sobą. – Chodź, nie zostaniesz na ulicy.
Przez chwilę się szarpię, ale kiedy spogląda na mnie z góry, wręcz się kulę i pozwalam poprowadzić się do samochodu. Zanim do niego wsiądę, znów okrywa mnie bluzą i sam zapina mi zamek aż pod brodą. Patrzy mi w oczy, jakby było mu mnie żal i litościwie kręci głową.
– On nie jest ciebie wart.
– Ona ciebie też nie.
– To jest różnica.
– No tak. Domyślam się.
Daniel bierze głęboki wdech i spogląda w ciemne niebo. Wiem, że go denerwuję, ale nie pcham się na jego towarzyszkę, sam mnie przy sobie trzyma i ma jeszcze pretensje. Kiedy nasze spojrzenia znów się spotykają, czuję dziwne ukłucie w żebrach. Wstrzymuję na chwilę oddech, lecz zanim zrobię jakikolwiek ruch, Daniel dotyka palcem mojego czoła i zgarnia z niego mokry kosmyk włosów.
–Trzęsiesz się – szepcze z czułością, jakby mu na mnie zależało i przykłada dłoń do mojego czoła. Czuję przyjemne mrowienie z tyłu głowy, za każdym razem kiedy mnie dotyka, a to nie jest dobry objaw. – Musisz się rozgrzać.
Trochę nieprzytomnie kiwam głową i daję mu się posadzić w samochodzie. Nie wiem dokąd jedziemy i nie interesuje mnie to, może mnie nie zabije, a jeśli tak, to i tak nikt nie będzie za mną płakał. Zatrzymujemy się przed małym hotelem na obrzeżach miasta.
– A ty co? – odzywam się.
– Nic. – Wysiada i otwiera moje drzwi. – Rano odwiozę cię do domu.
–A ty?
–Ja też muszę złapać dystans.
Nie wierzę, że to się dzieje. Ze sztucznym uśmiechem idę za Danielem do wnętrza budynku i zatrzymuję się kilka kroków za nim. Kiedy do mnie wraca, pokazuje mi klucz i idzie na schody. Przez chwilę patrzę na jego plecy, a później ruszam za nim. Pokój jest niewielki, ale to wszystko jedno, ważne dla mnie, że stoi tu tylko jedno dwuosobowe łóżko.
– Rozgość się – Daniel pierwszy się odzywa i wchodzi do łazienki.
Pierwsze co robię, to podnoszę pościel, sprawdzając czy łóżko jest jedno czy dwa połączone.
– Zwariowałaś?
Rzucam szybko uniesioną kołdrę.
– Tak tylko patrzę…
– Nie mieli innych pokoi. Ty prześpij się na łóżku.
– A ty?
– Nie martw się o mnie – burczy i widzę, jak wyłącza swój telefon.
Zrobiło się strasznie sztywno i ani on, ani ja nie jesteśmy sobą. Po gorącym prysznicu owijam się szlafrokiem, bo moje ubrania nadal są mokre i wracam do sypialni. Daniela zastaję na posłaniu na podłodze i serio bawi mnie ten widok. Nie mam zamiaru komentować, bo widać gołym okiem, że nie ma humoru. Kładę się na łóżku i owijam kołdrą.
– Czemu nie powiedziałaś od razu, że nie chcesz wracać do domu?
– Nie ma się czym chwalić, nie? – Przekładam się na bok i przesuwam na brzeg łóżka, tak żeby go widzieć. – Pokłóciliśmy się, wybiegłam z domu i tyle.
– O co? – Dopiero teraz na mnie spogląda, a ja nie umiem oderwać oczu od jego odsłoniętego ciała. 
– Teraz to już chyba o wszystko – szepczę, bo jest mi przed nim wstyd, bądź co bądź, to obcy facet. – Nerwy mi puściły i tak jakoś. A u ciebie?
– Wykupiłem nam tygodniowy pobyt na Majorce, przy samej plaży, do tego sauna, masaże.
– Super – rozmarzona mrużę oczy – i co?
– Nic, nie spytałem jej o zdanie, a ona mogłaby mieć już przecież plany.
Ze zmarszczonym czołem siadam na łóżku i wpatruję się w jego oczy.
– Nie rozumiem. Ma pretensje, że…
–Dokładnie. – Podpiera się na łokciach i lekko unosi tułów. – Że za prawie dwa miesiące mogłaby mieć palny, akurat wtedy kiedy nam wypadł wyjazd. Logiczne jak cholera, nie?
– Oboje trafiliśmy na ścianę, zdaje się. – Podkulam nogi. – Do dupy to wszystko, mówię ci. Czego byś w życiu nie zrobił, to gówno wychodzi.
– Chcesz kawy? – pyta i, mimo że nie ma prawie niczego na sobie, wstaje do stolika, na którym stoją czajnik i filiżanki.
Bezwiednie wiodę wzrokiem po jego plecach w dół. Gdzieś w środku upominam siebie, bo zamiast przełożonego widzę w nim boskiego faceta. Każdy jego ruch uwidacznia wyćwiczone mięśnie, a apetyczny tyłek skutecznie przykuwa moją uwagę. Odwracam głowę, zanim na mnie spojrzy i udaję, że wcale się na niego nie gapiłam. Kiedy siada na moim łóżku, staram się mu nie przyglądać. Odbieram kubek z kawą i opieram go o kolana.
– Wiesz – zaczynam, żeby zająć czymś głowę – jak siedziałam w tym barze, to tak mi przyszło do głowy… Coś musi łączyć wszystkie ofiary i świadków. Muszą mieć ze sobą coś wspólnego, bo przecież ten gość nie lata po mieście i nie wciska randomowm ludziom wizytówek. – Mój wzrok sam schodzi na jego obojczyki, szybko go podnoszę i upijam kawę. – Mieliśmy jakiegoś częstego bywalca księgarni? Nie. Może trzeba wczuć się w niego i zacząć myśleć jak on, co?
– Mamy udawać, że czymś handlujemy? – śmieje się, a na jego policzkach pojawiają się urocze zmarszczki.
–Przeciwnie – odpowiadam poważnie i mrużę oczy. – Musimy wyglądać, jakbyśmy potrzebowali prochów. Sam nas wtedy znajdzie.
–Nas?
–Mnie – wzdycham i powoli przenoszę wzrok na zasłonięte okno. – Jestem w służbie krótko i nie będzie wiedział, że jestem przynętą. Jutro zbiorę całą dokumentację, może miał jakiś schemat, według którego działał, może uda się dotrzeć w miejsce, w którym dopiero planuje być.
– No to musiałabyś mieć szczęście.
– Skąd wiesz, że go nie mam, w końcu trafiłam do pracy z tobą, więc pech mam na ten rok odhaczony.
– Dzięki.
– Bardzo proszę, a tak na poważnie, on was zna, siedzi wam po nosem, a ja co, raptem dwa dni mam za sobą.
– Nie.
– Dlaczego?
– Właśnie dlatego, że jesteś krótko w służbie – gwałtownie wstaje. – Jesteś niedoświadczona i łatwo o błąd w takiej sytuacji.
– Poradzę sobie!
– Powiedziałem nie! Pomysł mi się nie podoba, ale nawet jeśli się tym zajmiemy, to ty w to nie wejdziesz!
– Bo co?
– Bo nie! Znajdziemy kogoś innego, bardziej doświadczonego! – krzyczy na mnie.
– Pewnie, takiego kogo on już pewnie dawno zna!
– To weźmiemy cywila! – Wskazuje na mnie palcem jakby mi groził.
– Aaa! – wołam i po odstawieniu kawy wstaję z łóżka. – Pewnie, taki cywil jest bardziej doświadczony niż ja! Dziękuję panie aspirancie sztabowy!
– Jesteś moją podwładną i ja wydaję ci rozkazy, nie ty mi do cholery! – Staje nade mną jak kat.
– Tak jest – odzywam się cicho. – Czy mogę się już położyć panie aspirancie?
– Marlena daj spokój.
– Mogę? – powtarzam pytanie i jeśli zaraz się nie położę, to zacznę beczeć.
– Proszę – wskazuje mi dłonią łóżko.
–Dziękuję. – Powstrzymując emocje, zaciskam wargi i okrywam się kołdrą. Nie zależy mi już na niczym, nawet na tym, żeby złapać tego gościa, za to zachowanie Daniela utwierdza mnie w przekonaniu, że on coś wie.
Rozpamiętuję tę sytuację i przyglądam się śpiącemu na podłodze mężczyźnie. Nie chce mi się wierzyć, że kryje przestępcę. Już na zajęciach w szkole o nim uczyli, w podręcznikach go nie ma, ale po ostatniej jego akcji, w której powodzenie nikt nie wierzył, było i jest o nim głośno. A może to tylko tak wygląda. Może wkurza się, że coś mu nie wychodzi i wyżywa się na wszystkich? Nie wiem.
Zanim otworzę oczy przytulam się do ramienia Sylwka. Miałam nadzieję, że to nie był sen, a jednak. Poprawiam się i cicho mruczę, wcale nie mam ochoty wstawać do pracy. Sama świadomość spotkania tego buca skutecznie mnie zniechęca.
–Wyspała się posterunkowa?
Szeroko otwieram oczy i podrywam głowę z poduszki, a pierwsze co zauważam, to objętą przeze mnie rękę Daniela.
–Przepraszam – odzywam się i trochę zaspana rozglądam się po pokoju. – Co tu robisz?
–Nie dałem rady na tej podłodze - śmiesznie krzywi usta. – Położyłem między nami poduszki, żebyś czuła się pewniej, ale nawet przez nie przelazłaś.
–Przez nic nie przełaziłam - oburzam się i puszczam szybko jego rękę. Facet się ze mnie śmieje i dopiero teraz zauważam, że opieram całą nogę na jego. Zabieram ją i szczelnie okrywam się pościelą.
–Nic się nie stało - odzywa się i pierwszy wstaje z łóżka. Jak to możliwe, że ta jego żona nie chce z nim sypiać, przecież męskość aż od niego bije. Jego zapach, spojrzenie czy niewinny ruch dłoni, wszystko jest pociągające i cholernie podniecające, a ona nie chce! Kryjąc uśmiech, odwracam się w drugą stronę i czekam, aż wyjdzie z łazienki.
W drodze do domu oczywiście nie odzywamy się do siebie, ale Daniel zajeżdża na stację paliw po naszą poranną kawę. Nawet nie pyta mnie o zdanie. Dostaję po prostu swój kubek i ruszamy dalej. Kiedy zatrzymujemy się pod moim blokiem, odstawiam swoją kawę w uchwyt i otwieram drzwi.
–Kawy nie bierzesz? – woła za mną.
–Nie. – rzucam szybko, bo przy nim dzieje się ze mną coś dziwnego. Trzaskam drzwiami i wbiegam do klatki.
W mieszkaniu zastaję zdenerwowanego Sylwka. Byłam pewna, że będzie już w pracy. Dopada do mnie i mocno mnie do siebie przyciska.
–Gdzie ty byłaś? Martwiłem się!
–Niepotrzebnie. Jestem dorosła.
– Nie wzięłaś telefonu!
– Nie chciałam, żebyś do mnie dzwonił – odpowiadam, będąc już w łazience.
– Gdzie nocowałaś?
– Na dworcu – burczę i w samej bieliźnie idę do szafy po świeże ubrania. Drogę powrotną do łazienki zagradza mi Sylwek. Mierzy mnie wzrokiem i podchodzi jeszcze bliżej.
– Masz innego? – pyta jakoś dziwnie.
– Innego co?
– Nie kłam! – Zaciska dłoń na moim nadgarstku. – Poznaję, znam cię za długo, żebyś to ukryła. Spędziłaś noc z facetem!
– Dla mnie ważne, że nie z tobą. – Staram się wyrwać, ale coraz mocniej zaciska na mnie palce.
– Mów z kim byłaś!
– Z nikim! – krzyczę, prawie płacząc. – Co cię to tak nagle interesuje?
– Jesteś moja! – drze się tak, że mrużę oczy.
– Jestem niczyja – szepczę prawie bezgłośnie i dopiero po chwili dociera do mnie sens moich słów. – Mam już dość, Sylwester. Rozstańmy się.
– Co ty gadasz? – Wciąż trzyma moją rękę i zaczyna mnie już to boleć.
– Po prostu, potrzebuję odsapnąć, pobyć sama.
– Mogę cię zostawić na kilka dni. – Szarpie mnie i zbliża do siebie.
–Zostaw.
–Na kilka dni.
–Po prostu zostaw. – Szarpię ręką tak, że w końcu się wyrywam, ale na mojej skórze zostają ciemno czerwone ślady jego palców.
Zamykam się w łazience na klucz i opieram plecy o drzwi.
–Nie będę płakać, nie będę płakać – powtarzam bezgłośnie i próbuję uspokoić oddechy. Wiem, że Sylwek zaraz wyjdzie, wierzę, że wyjdzie i będę mogla spokojnie pojechać do pracy.

Przerwa na kawę [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz