Rozdział XXXVIII

371 11 1
                                    

Lily westchnęła z zachwytem kiedy weszli do restauracji. Wnętrze było piękne a widok za oknem na podświetlony Rzym zapierał dech w piersi. Z zadowoleniem stwierdziła, że ich stolik stoi w odpowiedniej odległości od okna, uniemożliwiającej jej patrzenie w dół. Rozejrzała się ze zdziwieniem, bo restauracja była pusta. Poza nimi nie było żadnych gości. Spojrzała pytająco na Chrisa:

- Chciałem zapewnić nam prywatność...

- Jesteś niesamowity – powiedziała całując go w policzek.

Podeszli do stolika i Chris szarmancko odsunął jej krzesło, po czym zajął miejsce naprzeciwko. Za chwilę pojawił się kelner i zamówili jedzenie i wino.

- Miałaś jakieś info od Evy? – spytał Chris.

- No właśnie nie. I nie wiem co o tym myśleć bo miała dać znać jak wszystko ogarnie. Ale może nie ma co ogarniać po prostu?

- Co masz na myśli?

- Sprawdzałam dzisiaj internet i poza tym, że staliśmy się memami to nie ma jakiejś tragedii.

- Zaraz, jak to MY staliśmy się memami? Dlaczego ja?

Lily zaczęła się śmiać.

- No cóż, widocznie idziemy już w pakiecie. Zresztą pokażę ci – wyjęła telefon i pokazała mu kilka. Najbardziej podobał jej się ten z tekstem „Kiedy twoja dziewczyna bawi się w fontannie ale ty jesteś Kapitanem Ameryką" i ze zdjęciem Chrisa piszącym na bloczku do mandatu. Chris roześmiał się, ubawiony.

- Taaak, Rogers byłby skłonny wystawić jej mandat!

Kelner przyniósł im zamówienie, które prezentowało się smakowicie. Spróbowała i było rewelacyjne. Nie dziwiła się, że dostało międzynarodowe nagrody, każdy kęs to był kulinarny orgazm. Zaczęła po cichu wydawać z siebie dźwięki zadowolenia i dopiero to zwróciło uwagę Chrisa, który spojrzał na nią z szerokim uśmiechem:

- Smakuje?

- Mhm... - powiedziała oblizując widelec.

- Lily...

- Słucham? – powiedziała niewinnie.

Od początku była w psotnym humorze, robiła więc wszystko by prowokować Chrisa: bawiła się kieliszkiem, kręciła włosy na palcach i patrzyła mu w oczy ze zmysłowym uśmiechem. Jednak on zdawał się odporny na te zabiegi. Teraz postanowiła pójść na całość wyjmując stopę z buta i dotykając nogi Chrisa.

Drgnął, patrząc na nią z niedowierzaniem. Uśmiechając się przesuwała stopę coraz wyżej. Nagle Chris odsunął gwałtownie krzesło i rzucił:

- Muszę iść do łazienki.

Patrzyła zaskoczona jak wychodzi z sali. Zaczęła się po cichu śmiać. „Chyba nie wytrzymał napięcia, biedny" – pomyślała i postanowiła kontynuować swoje działania po jego powrocie. Dokończyła swoją potrawę i oparła się wygodnie na krześle, wpatrując w okno i piękny widok. Po chwili usłyszała, że krzesło się odsuwa:

- Jak tam, kotku? – spytała złośliwie.

- Kotku? Kobiety zazwyczaj mówią do mnie „tygrysie".

Spojrzała zdziwiona bo ten głos na pewno nie należał do Chrisa. Siedział przed nią zabójczo przystojny Włoch w drogim garniturze. Była tak zaskoczona, że nie mogła wydobyć z siebie głosu.

- Miło wreszcie panią poznać, Lily Holmes – powiedział nachylając się i długo całując ją rękę. Delikatnie wyswobodziła dłoń, skrępowana tym śmiałym gestem.

- Jestem pani największym fanem. Od dawna.

Lily wreszcie odzyskała głos.

- To miło. A kim pan jest? Bo jestem właśnie w trakcie...

- Gdzie moje maniery? Don Luka Scapatti, właściciel tego miejsca. Jak się ci tutaj podoba? – spytał niepostrzeżenie przechodząc na ty.

- Jedzenie... chyba nie jadłam lepszego! – powiedziała uspokojona – A wnętrze? Jest po prostu pięknie!

- Nie tak piękne jak ty, panno Holmes – powiedział kładąc rękę na jej dłoni. Wyrwała ją szybko.

- Jestem tu z moim narzeczonym, zaraz wróci...

- Błąd z jego strony, że zostawia taką seksowną kobietę samą.

- Chyba posuwa się pan za daleko.

- Posuwać to będę dzisiaj na pewno, daj mi odrobinę czasu a się przekonasz...

Patrzyła na niego, nie wierząc w to, co właśnie usłyszała.

- Och, nie udawaj takiej niewinnej, maleńka. Wiem, że ci się podobam... widzę to w tych twoich wielkich oczach...

- Słucham?? – zapytała głupio, totalnie zdezorientowana.

- Mówisz, że masz narzeczonego? Jakoś nie widzę pierścionka na twoim palcu! Może on nie traktuje cię tak jak na to zasługujesz? Tak jak ja bym to robił...

- Czy pan zwariował? – spytała już zdenerwowana.

- Och, nie odzywałbym się w ten sposób, gdybym był tobą... lepiej bądź grzeczna.

- Nie wierzę... - powiedziała próbując wstać ale powstrzymał ją ostrym tonem:

- Lepiej nie wstawaj dopóki nie skończymy naszej małej konwersacji!

- Bo co? – spytała już stojąc.

- Nie słyszałaś, że mówiłem o sobie „don"?

I wtedy zrozumiała. Don oznaczało szefa mafii.

„Ja pierdolę, kurwa mać!!!!" – pomyślała i usiadła posłusznie.

- Czego chcesz ode mnie? I gdzie jest Chris?? – zapytała teraz już przestraszona.

- W łazience. I pobędzie tam jeszcze trochę... a jeśli chodzi o pierwsze pytanie to odpowiedź jest prosta. Chcę, żebyś spędziła ze mną resztę wieczoru...

- Nie, nie, nie, to się nie dzieje naprawdę! Chyba oszalałeś myśląc, że się zgodzę...

- Wiem, że się zgodzisz. Przecież nie chcesz, żeby coś się stało panu Evansowi, prawda?

Spojrzała na niego z przerażeniem.

- Zadzwonię na policję!

Roześmiał się głośno.

- I policja niby co mi zrobi? Poza tym nie zadzwonisz, bo nie opuścisz tego budynku dopóki ci nie pozwolę. A stanie się to tylko wtedy, gdy będę zadowolony z twojego zachowania. I dopiero wtedy będziecie mogli wrócić do hotelu...

Lily zamknęła oczy, próbując przetworzyć to co usłyszała i nie wrzeszczeć ze strachu. Czuła, że nie ma wyjścia. Nie mogła powstrzymać łez, zaczęła więc spazmatycznie płakać, ukrywając twarz w dłoniach. Nagle usłyszała jakiś hałas i podniosła głowę. Następne wydarzenia widziała jakby w zwolnionym tempie - biegnącego w jej stronę Chrisa, gwałtownie wstającego Lukę, upadające z hukiem krzesło... Zamknęła oczy.

Losing game/ Chris EvansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz