Lily westchnęła z zachwytem kiedy weszli do restauracji. Wnętrze było piękne a widok za oknem na podświetlony Rzym zapierał dech w piersi. Z zadowoleniem stwierdziła, że ich stolik stoi w odpowiedniej odległości od okna, uniemożliwiającej jej patrzenie w dół. Rozejrzała się ze zdziwieniem, bo restauracja była pusta. Poza nimi nie było żadnych gości. Spojrzała pytająco na Chrisa:
- Chciałem zapewnić nam prywatność...
- Jesteś niesamowity – powiedziała całując go w policzek.
Podeszli do stolika i Chris szarmancko odsunął jej krzesło, po czym zajął miejsce naprzeciwko. Za chwilę pojawił się kelner i zamówili jedzenie i wino.
- Miałaś jakieś info od Evy? – spytał Chris.
- No właśnie nie. I nie wiem co o tym myśleć bo miała dać znać jak wszystko ogarnie. Ale może nie ma co ogarniać po prostu?
- Co masz na myśli?
- Sprawdzałam dzisiaj internet i poza tym, że staliśmy się memami to nie ma jakiejś tragedii.
- Zaraz, jak to MY staliśmy się memami? Dlaczego ja?
Lily zaczęła się śmiać.
- No cóż, widocznie idziemy już w pakiecie. Zresztą pokażę ci – wyjęła telefon i pokazała mu kilka. Najbardziej podobał jej się ten z tekstem „Kiedy twoja dziewczyna bawi się w fontannie ale ty jesteś Kapitanem Ameryką" i ze zdjęciem Chrisa piszącym na bloczku do mandatu. Chris roześmiał się, ubawiony.
- Taaak, Rogers byłby skłonny wystawić jej mandat!
Kelner przyniósł im zamówienie, które prezentowało się smakowicie. Spróbowała i było rewelacyjne. Nie dziwiła się, że dostało międzynarodowe nagrody, każdy kęs to był kulinarny orgazm. Zaczęła po cichu wydawać z siebie dźwięki zadowolenia i dopiero to zwróciło uwagę Chrisa, który spojrzał na nią z szerokim uśmiechem:
- Smakuje?
- Mhm... - powiedziała oblizując widelec.
- Lily...
- Słucham? – powiedziała niewinnie.
Od początku była w psotnym humorze, robiła więc wszystko by prowokować Chrisa: bawiła się kieliszkiem, kręciła włosy na palcach i patrzyła mu w oczy ze zmysłowym uśmiechem. Jednak on zdawał się odporny na te zabiegi. Teraz postanowiła pójść na całość wyjmując stopę z buta i dotykając nogi Chrisa.
Drgnął, patrząc na nią z niedowierzaniem. Uśmiechając się przesuwała stopę coraz wyżej. Nagle Chris odsunął gwałtownie krzesło i rzucił:
- Muszę iść do łazienki.
Patrzyła zaskoczona jak wychodzi z sali. Zaczęła się po cichu śmiać. „Chyba nie wytrzymał napięcia, biedny" – pomyślała i postanowiła kontynuować swoje działania po jego powrocie. Dokończyła swoją potrawę i oparła się wygodnie na krześle, wpatrując w okno i piękny widok. Po chwili usłyszała, że krzesło się odsuwa:
- Jak tam, kotku? – spytała złośliwie.
- Kotku? Kobiety zazwyczaj mówią do mnie „tygrysie".
Spojrzała zdziwiona bo ten głos na pewno nie należał do Chrisa. Siedział przed nią zabójczo przystojny Włoch w drogim garniturze. Była tak zaskoczona, że nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Miło wreszcie panią poznać, Lily Holmes – powiedział nachylając się i długo całując ją rękę. Delikatnie wyswobodziła dłoń, skrępowana tym śmiałym gestem.
- Jestem pani największym fanem. Od dawna.
Lily wreszcie odzyskała głos.
- To miło. A kim pan jest? Bo jestem właśnie w trakcie...
- Gdzie moje maniery? Don Luka Scapatti, właściciel tego miejsca. Jak się ci tutaj podoba? – spytał niepostrzeżenie przechodząc na ty.
- Jedzenie... chyba nie jadłam lepszego! – powiedziała uspokojona – A wnętrze? Jest po prostu pięknie!
- Nie tak piękne jak ty, panno Holmes – powiedział kładąc rękę na jej dłoni. Wyrwała ją szybko.
- Jestem tu z moim narzeczonym, zaraz wróci...
- Błąd z jego strony, że zostawia taką seksowną kobietę samą.
- Chyba posuwa się pan za daleko.
- Posuwać to będę dzisiaj na pewno, daj mi odrobinę czasu a się przekonasz...
Patrzyła na niego, nie wierząc w to, co właśnie usłyszała.
- Och, nie udawaj takiej niewinnej, maleńka. Wiem, że ci się podobam... widzę to w tych twoich wielkich oczach...
- Słucham?? – zapytała głupio, totalnie zdezorientowana.
- Mówisz, że masz narzeczonego? Jakoś nie widzę pierścionka na twoim palcu! Może on nie traktuje cię tak jak na to zasługujesz? Tak jak ja bym to robił...
- Czy pan zwariował? – spytała już zdenerwowana.
- Och, nie odzywałbym się w ten sposób, gdybym był tobą... lepiej bądź grzeczna.
- Nie wierzę... - powiedziała próbując wstać ale powstrzymał ją ostrym tonem:
- Lepiej nie wstawaj dopóki nie skończymy naszej małej konwersacji!
- Bo co? – spytała już stojąc.
- Nie słyszałaś, że mówiłem o sobie „don"?
I wtedy zrozumiała. Don oznaczało szefa mafii.
„Ja pierdolę, kurwa mać!!!!" – pomyślała i usiadła posłusznie.
- Czego chcesz ode mnie? I gdzie jest Chris?? – zapytała teraz już przestraszona.
- W łazience. I pobędzie tam jeszcze trochę... a jeśli chodzi o pierwsze pytanie to odpowiedź jest prosta. Chcę, żebyś spędziła ze mną resztę wieczoru...
- Nie, nie, nie, to się nie dzieje naprawdę! Chyba oszalałeś myśląc, że się zgodzę...
- Wiem, że się zgodzisz. Przecież nie chcesz, żeby coś się stało panu Evansowi, prawda?
Spojrzała na niego z przerażeniem.
- Zadzwonię na policję!
Roześmiał się głośno.
- I policja niby co mi zrobi? Poza tym nie zadzwonisz, bo nie opuścisz tego budynku dopóki ci nie pozwolę. A stanie się to tylko wtedy, gdy będę zadowolony z twojego zachowania. I dopiero wtedy będziecie mogli wrócić do hotelu...
Lily zamknęła oczy, próbując przetworzyć to co usłyszała i nie wrzeszczeć ze strachu. Czuła, że nie ma wyjścia. Nie mogła powstrzymać łez, zaczęła więc spazmatycznie płakać, ukrywając twarz w dłoniach. Nagle usłyszała jakiś hałas i podniosła głowę. Następne wydarzenia widziała jakby w zwolnionym tempie - biegnącego w jej stronę Chrisa, gwałtownie wstającego Lukę, upadające z hukiem krzesło... Zamknęła oczy.
CZYTASZ
Losing game/ Chris Evans
FanfictionPrzyjaźń Lily i Chrisa niszczy pewien zakład. Po piętnastu latach spotykają się ponownie na planie filmowym. Czy coś jest w stanie przezwyciężyć ich wzajemną wrogość? Czy stracone zaufanie da się odzyskać? Czy warto zaczynać grę jeśli wiesz, że prz...