Uważnie obserwowała, jak starszy mężczyzna o dość pulchnej posturze, porusza się po marmurowych posadzkach, co chwilę wyjmując skórzany notes i uporczywie tworząc w nim kolejne notatki. Zastanawiała się, jakie kwoty znalazły się w jego zapiskach. Nigdy wprawdzie nie poświęcała zbyt wiele czasu na myślenie o wartości swych rodowych sreber, ogromnej kolekcji porcelany czy też obrazów wiszących na ścianach, lecz wówczas informacje te stały się dla niej niezmiernie ważne. Ojciec wprawdzie nie robił jej nadziei, ale ona wciąż skrycie wierzyła, że być może w tej ogromnej willi znajdzie się choć jeden przedmiot, który uratuje ją od niegodziwego losu.
Mężczyzna podrapał się po łysinie, po czym nerwowo poprawił krawat i nie zwlekając dłużej, wyjął z teczki telefon komórkowy. Clementine nie musiała już słyszeć nawet skrawka jego wypowiedzi, by poznać wyrok. Z kilometrowej odległości mogłaby orzec, iż rzeczoznawca nie zamierza przekazać ojcu dobrych wieści. Gdyby było inaczej, po jego skroni nie spływałaby kolejne krople potu, a dłonie nie drżałyby.
Rudowłosa westchnęła cicho. Cały jej świat zamieniał się w gruzowisko, a ona nie miała możliwości, by jakkolwiek zmienić ten stan rzeczy. Po raz pierwszy zaznała poczucia całkowitej bezradności, które to natychmiastowo znienawidziła z całego serca. Liczyć mogła tylko na ojca, jednakże nie pokładała w nim już zbyt dużych nadziei. Z premedytacją ściągnął ich na dno, więc czemuż nagle miałby wyciągnąć ich na powierzchnię?
Niespiesznie udała się do swojego pokoju, który od kilku dni wypełniony był kartonami o przeróżnych rozmiarach. Stały one puste, cierpliwie czekając, aż Clementine będzie nareszcie wiedzieć, czy cokolwiek będzie mogła w nie spakować. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Niepokój z każdą, upływającą godziną kiełkował w niej coraz bardziej. Wiedziała, że jeśli teraz będzie zmuszona opuścić ten dom, już nigdy nie będzie mogła do niego powrócić.
Oliver: I jak? Jesteście uratowani?
Kiedy stukała w ekran, by wysłać chłopakowi krótką odpowiedź, sapnęła ciężko. Przyznanie się do porażki nie było dla niej łatwe, choć uznanie bankructwa ojca za własną przegraną, nie miało absolutnie żadnego sensu. Nic nie mogła jednak poradzić na to, iż tak właśnie czuła. Toteż opadła bezwiednie na ogromne łóżko, zatapiając się w miękkim materacu, zastanawiając się, co ją czeka.
Clementine: Nie.
Oliver: Nie martw się. Znajdziemy jakieś wyjście xx
Zaśmiała się pod nosem. Mogłoby się wydawać, że osoba taka jak Oliver, będzie posiadać umiejętność trzeźwej oceny sytuacji. Tymczasem on beztrosko twierdził, iż oni, dwójka siedemnastolatków, będzie zdolna znaleźć rozwiązanie dla tak beznadziejnej sytuacji. Cóż, nie była z nim dla dojrzałości, której próżno było u niego poszukiwać. Przewróciła się na bok, mocno wtulając się w jedwabną poduszkę, wzrok skupiając na chmurach, powoli przesuwających się po błękitnym niebie.
Anthony Jenkins przekroczył próg domu z wyraźnym grymasem na twarzy. Sfrustrowany rzucił wypełnioną po brzegi dokumentami teczką, która to z hukiem uderzyła o marmurowe posadzki. Zawiódł. Nie podołał. Szybkim krokiem udał się do gabinetu. Zatrzasnął za sobą mahoniowe drzwi, po czym stanął przy barku i trzęsącymi się rękoma, nalał sobie szklankę whisky. Najpierw jedną. Potem drugą. Następnie trzecią. W końcu przestał liczyć. Po prostu zapełniał eleganckie szkło wytrawnym trunkiem, który to wręcz błyskawicznie lądował w jego ustach i cierpko spływał przez gardło.
Nie był gotowy, by spojrzeć córce w oczy i powiedzieć jej, iż stracili wszystko.
Absolutnie wszystko, oprócz siebie.

CZYTASZ
climate change
RomanceDla Clementine słowo ❝upokorzenie❞ nie istniało. Przynajmniej nie do czasu, gdy jej nazwisko zaczęło się przewijać w plotkach szumiących po całym mieście, a ona sama była zmuszona zawiesić mundurek z prywatnej szkoły, gdzieś głęboko w odmętach skrzy...