5

248 34 6
                                    

Daniel

Po krótkiej wizycie w domu, podczas której przywitałem się z dziećmi i przebrałem, jadę na komendę. Trafiam akurat kilka minut przed odprawą i dostrzegam stojącą przy komendancie Marlenę. Zerka na mnie, mrużąc oczy i moja intuicja podpowiada mi, że zdążył się pochwalić swoim genialnym pomysłem szefowi. Jak mnie w to wciągną, to oberwie się jej, i to zdrowo. Opieram się o biurko kolegi i słucham planów na dzisiejszy dzień. Sam nie wiem, dlaczego wciąż patrzę na Winiecką. Jest całkiem zwyczajna, a jednak jest w niej coś ciekawego. Czuje że na nią patrzę, bo nienaturalnie rozgląda się po sali i błądzi wzrokiem po ścianach. Śmieję się z niej i jeszcze bardziej zaczynam się wpatrywać. W końcu nasze spojrzenia się spotykają. Jest dziwnie, bo go nie przerywamy. Chcę się odwrócić, ale nie potrafię, a wiem, że lada moment ktoś to zauważy. Zaciskam powieki i na siłę odwracam się do stojącego obok mnie kumpla. Pytam go o byle gówno, byle tylko oderwać się od tej dziewczyny. Kiedy zebranie dobiega końca, czuję ulgę. Niestety ten stan nie trwa długo. Koledzy rozchodzą się do swoich zajęć, a komendant skinieniem dłoni wzywa mnie do siebie. Kiedy zaczyna chwalić pomysł Marleny, zaciskam zęby, ale milczę, teraz i tak nie jestem w stanie przekonać go, że ten pomysł nie wypali, bo laska się do tego nie nadaje. Dopiero kiedy zamykają się za nami drzwi naszego biura, dopadam do Marleny i łapię ją za przedramię.
– Mówiłem, że to głupi pomysł?
– Tak jest.
– To po co żeś mu o tym mówiła?!
– Spytał czy mamy pomysły, powiedziałam mu o swoim, uznał go za dobry.
– A ja uznałem za zły! – Podciągam wyżej jej rękę i dostrzegam na jej nadgarstku ślady palców.
– Nie pan jest tu komendantem – dziewczyna szepcze i i wysuwa rękę z poluźnionego uścisku.
– On ci to zrobił? Wczoraj tego nie miałaś.
– To nie jest związane z naszą pracą – chowa rękę za plecami i siada przy biurku, a ja jak skończony debil po prostu na nią patrzę.
Nie zwraca na mnie uwagi, kiedy podchodzę i opieram się o jej biurko. Przewala dokumenty jakby sama nie wiedziała czego w nich szuka i zatrzymuje się dopiero kiedy zamykam segregator i nie pozwalam go jej ponownie otworzyć.
– Chcesz pogadać?
– Nie – zwiesza lekko głowę.
– Kawa? – na to pytanie podnosi na mnie wzrok. Jest inna, jest przybita i zagubiona, a ja choćbym bardzo chciał, to nie będę potrafił jej pomóc. –Kawa.
Zostawiam ją na chwilę samą i idę po kawkę. Kiedy wracam, Marlena kolorowymi pinezkami zaznacza coś na planie miasta.
– Naoglądałaś się filmów o CIA – śmieję się, ale uważnie przyglądam się jej pracy.
– To nie ma sensu i ładu – odzywa się dopiero po kilkunastu minutach i bierze już przestygniętą kawę.
– Gratulacje! – wołam. – Wygrała pani dziurkacz do budyniu.
– Daniel, musi być klucz! – gwałtownie się do mnie odwraca, a jej ciemne włosy związane w kucyk opadają jej na ramię. Kurwa, dostrzegłem taką bzdurę, jak jej włosy? – Cokolwiek, jakikolwiek schemat. - mówi dalej, i dopiero teraz wracam myślami do tematu. -  Przecież to też człowiek, musi pamiętać gdzie był, gdzie ma się nie pojawiać, ale też dokąd ma trafić i na kogo tam liczyć. Są lokale, w których królują małolaty, a są takie gdzie bywają starszaki! On wie, na kogo trafi! – laska co zdanie, to bardziej krzyczy – według badań lekarskich, dawka narkotyku zawsze jest dostosowana do wieku i wagi biorącego. On się na to przygotowuje i tylko takich osób szuka, jakich potrzeba!
– Ładnie to ujęłaś – staję tuż obok niej i wdychając głęboko jej zapach, nie odrywam wzroku od mapy. – A ty do której kategorii wiekowej się zaliczasz?
– Wiesz co, odwal się!
– Czekaj, gdzie pisak? – rozglądam się i pochylam tak, że moja twarz mija jej. Czuję na sobie jej wzrok i oddech, i niepokoi mnie to. Nie reaguję i podchodzę do ściany. – Pierwsze miejsce?
Marlena chwilę na mnie patrzy, po czym, jakby nagle obudzona, bierze do ręki kartki.
– Według zgłoszenia, pierwszy był… Yyy… Epoka przy Świerkowej – odzywa się, a ja piszę jedynkę przy pinezce.
Lecimy kolejno ze wszystkimi zgłoszonymi miejscami i powoli wychodzimy na prostą. Jest ustalona kolejność, niekonkretna, ale możliwa do ogarnięcia.
– Czyli wychodzi – zawieszam na chwilę głos i znów staję przy posterunkowej – że działa naprzemiennie.
– Raz duże skupisko ludzi, raz małe – Marlena dodaje podchodzi do planu.
– To też, zwróć uwagę, że skacze po liniach okręgu.
– To do dupy, bo okręgi mu się skończyły – cmoka kącikiem ust i wraca do biurka, stając tak blisko mnie, że prawie dotyka mojego ramienia. – wróci do początku?
– Lepiej żeby nie – krzyżuję na klatce ręce i wiodę wzrokiem po największym kole zaznaczonym czerwoną linią. – Czyli co, jeśli nasze przypuszczenia się sprawdzą, to teraz powinien być duży klub, gdzieś tutaj – rysuję czerwone kółko na planie.
– Mam się szykować na weekend? – Marlena odzywa się za moimi plecami i szybko się do niej odwracam.
– Ani się waż.
– Sam tam pójdziesz?
– Jeszcze nie wiem – odkładam, a raczej rzucam pisak na biurko.
– Czemu mi nie wierzysz, że sobie poradzę? – Probuje złapać ze mna kontakt wzrokowy, a ja wbrew sobie odwracam twarz.
– Wierzę, ale nie chcę, żebyś tam szła.
– Czemu?
Odwracamy się oboje w stronę otwieranych drzwi i dopiero zaskoczony wzrok jednego z naszych kolegów zwraca moją uwagę na to, że stoimy z Marleną zbyt blisko siebie.
– Co się gapisz? – odzywam się.
– Notka o Figurskiej. – podaje mi kartki i zerka raz na mnie raz na Marlenę.
– O kim?
– Wioletta Figurska, ta kelnerka z…
– A tak ,wiem. Dzięki. – Czekam aż facet wyjdzie i odwracam się do Winieckiej – Jedziemy!
W drodze na wskazany adres oczywiście nie gadamy ze sobą. Marlena obraca w palcach telefon i wygląda na zamyśloną. W sumie ja też nie mam ochoty na rozmowy, zwłaszcza że ostatnio te nasze rozmowy kończą się kłótniami.
– Chcesz pogadać? – Sam nie wiem po co pytam, bo ja nie chcę z nią gadać.
– Mówiłam, że nie.
– Jeśli on stosuje przemoc…
– Nie pouczaj mnie – poprawia się w fotelu i patrzy w boczną szybę.
– Nie pouczam, mówię tylko, że możesz…
– Wiem co mogę, a czego nie – znów mi przerywa, a ja wybitnie tego nie lubię.
– Chciałem powiedzieć, że możesz na mnie liczyć – dziewczyna nagle na mnie spogląda, ale tym razem to ja patrzę w szybę – w każdej sytuacji, jeśli będziesz potrzebowała pomocy albo po prostu pogadać, to jestem.
– Masz dość swoich problemów – jej głos drży, jakby miała za chwilę się rozpłakać – moje ci niepotrzebne.
– Nie zrozumiem kobiet.
– A ja mężczyzn.
Znów zawieszamy się w próżni i słuchając tylko swoich oddechów, dojeżdżamy pod dom Figurskiej. Okolica nie wygląda na ciekawą, a na widok radiowozu kilku łepków chowa się w bramach.
– Broń masz? – odzywam się, kryjąc uśmiech.
– Serio?
– Żart. Idziemy.
Czuję ją tuż za swoimi plecami i specjalnie gwałtownie się zatrzymuję. Wpada na mnie, a kiedy się odwracam, puka się palcem w czoło.
– Nie zachowałaś bezpiecznej odległości.
– A ty nie masz świateł hamowania. – udaje poważną, ale wiem, że ma lepszy humor.
Wizyta u świadka nie zaczyna się miło. Dziewczyna na nas wrzeszczy jakbyśmy przyszli ją aresztować, miota się po mieszkaniu, zgarnia jakieś ubrania i talerze, a my stoimy w przedpokoju, zerkając na siebie i wzruszając ramionami.
– Może pani już przestać? – Marlena odzywa się na tyle głośno i stanowczo, że Figurska natychmiast milknie. – Mamy kilka pytań dotyczących pani znajomości z niejakim Wojciechem Latoszem.
– Słyszałam, że nie żyje. – Byłem przekonany, że wiadomość o śmierci byłego wzbudzi w niej jakieś emocje, a ona wygląda na obojętną.
– Dlaczego się państwo rozstali? – znów odzywa się Marlena. Może i dobrze, zobaczę jak radzi sobie w roli przesłuchującego.
– Niezgodność charakterów.
– Na jakim polu?
– Na każdym. Po prostu często się kłóciliśmy, nie było sensu tego ciągnąć.
– Jasne. A dlaczego zwolniła się pani z Astry?
– Nie dogadywałam się z szefem.
– Niezgodność charakterów? – Marlena unosi lekko kąciki ust, a w jej policzkach robią się malutkie wgłębienia.
– O co pani chodzi? Szef prowadził lokal nie tak, jak ja bym to widziała.
– Jakie stanowisko pani zajmowała?
– Kelnerka barmanka.
– I uważała pani, że to stanowisko upoważniało panią do ingerowania w zarządzanie lokalem?
– Nie ingerowałam! – podnosi głos, ale po spojrzeniu na mnie szybko się uspokaja. – Po prostu, miałam inne podejście do tego, co działo się w klubie.
– A co się działo?
– No… - zawiesza głos i poprawiając szlafrok, rzuca okiem na przypietą do mojego paska kaburę. – Szef na wiele pozwalał i tak jakoś.
– Co według pani znaczy na wiele? Nie kontrolował pracowników, gości?
– Jedno i drugie – dziewczyna siada na niewielkim krześle i pociera palcami oczy. – Goście wnosili co chcieli, a jak robiło się gorąco, to kto obrywał? My!
–Co wnosili? – Marlena spokojnie siada naprzeciwko Figurskiej.
– O co pani chodzi, co?
– Latosz zmarł na skutek zażycia nielegalnych substancji psychotropowych. Pani mówi o wnoszeniu czegoś do lokalu, w którym pani pracowała będąc jeszcze dziewczyną Latosza. Nie widzi pani związku? Może zauważy go pani w areszcie?
–Za co do aresztu? Nie zrobiłam niczego złego!
– Mam podejrzenie, że zataja pani prawdę, co utrudnia nam prowadzenie śledztwa. Proszę się ubrać.
– Żartuje pani!
– Wyglądam na taką? Na podstawie artykułu sto pięćdziesiątego trzeciego kodeksu karnego, mam prawo zatrzymać panią w celu przesłuchania. Jeśli będzie pani stawiała opór, zostanie pani doprowadzona do aresztu siłą.
Figurska robi coraz większe oczy, a ja zastanawiam się co ta Marlena pierdoli. Dopiero kiedy posyła mi cwany uśmiech, zaczynam rozumieć i wyjmuję zza paska kajdanki.
– Dobra – Figurska unosi dłonie. – Słyszałam, że ktoś w Astrze czymś handluje, ale nie wiem kto i czym, jak poszłam z tym do szefa, to mnie zwolnił.
-Dlaczego nie przyszła pani z tym na policję?
–A jak pani myśli? – dziewczyna rozgląda się po mieszkaniu. – Nie stać mnie na to.
– Nie rozumiem. – Ta ich wymiana zdań zaczyna mnie powoli irytować.
– Zaproponował mi wysoką odprawę w zamian za nie nagłaśnianie sprawy.
–Jasne.
–Miałam też zniknąć na jakiś czas. – spogląda raz na mnie raz na Winiecką. – Coś mi grozi?
– O tym zdecyduje prokurator – Marlena podnosi się z krzesła i czeka aż coś zrobię.
Po wygłoszeniu regułki dotyczącej pozostania w mieście i stawieniu się na wezwanie, wychodzimy z budynku.
– A żeś pojechała z tym kodeksem karnym – odzywam się dopiero w samochodzie.
– Nawet nie pamiętam, który artykuł przytoczyłam.
– Sto pięćdziesiąty trzeci.
–Uhu – kiwa na boki głową – no przegięłam z tą aborcją .
– A co gdyby znała kodeks?
– To zauważyłaby, że jestem od ciebie niższa stopniem. – No widzę, że coś ją gryzie.
– Zła jesteś na mnie? – pochylam się, żeby spojrzeć jej w twarz.
– Nie. Tylko…
– Tylko co? – łapię w palce jej podbródek i pociągam tak, żeby na mnie spojrzała – Coś ci zrobił?
– Nie, ale ja nie wiem… Może to wcale nie jego wina.
– Kawa?
– Boże! Co ty ciągle z tą kawą?
– Czyli tak? – staram się trochę ją rozbawić, ale nie wygląda na to, żeby miało mi się udać.
– Może być.
Wracamy na komendę i po drodze do gabinetu robię nam kawę. Kiedy siadamy naprzeciwko siebie, Marlena wygląda jakby wciąż o czymś myślała, nawet nie zauważa, że mieszam łyżeczką w jej kubku.
– Powiesz coś? – odzywam się w końcu.
– Myślisz, że mówiła prawdę? Wydawało mi się na początku, że to ona może mieć coś wspólnego z tym dealerem, a nie właściciel lokalu – mówi bez wytchnienia i nawet nie staram się jej przerwać – może właśnie dlatego rozstała się z Latoszem, bo on się tam zaopatrywał, a może to on tam handlował, poczekaj. – zatrzymuje się w końcu i wyjmuje stos papierów.
Bez słowa biorę część dokumentów i sam zaczynam je wertować. Zaczyna mi coś świtać i aż sam sobie się dziwię, że wcześniej mi to umknęło. Wyglądamy jakbyśmy się ścigali. Co chwilę któreś z nas odkłada kartkę na biurko.
–Mam! – woła i po okrążeniu biurka staje tuż obok mnie. – Zobacz, po każdej ofierze lądującej w szpitalu umiera kolejna osoba – słucham jej, ale tak jakoś pobieżnie, cholera nie umiem się przy niej skupić na robocie.
– Możesz trochę dalej? – odzywam się wystarczająco nieprzyjemnie, że natychmiast się ode mnie odsuwa i siada na swoim miejscu.
– Przepraszam – zwiesza głowę i przesuwa kilka kartek w moją stronę. – Wygląda, jakby przedawkowania tych ludzi nie były celowe.
–On likwiduje tych ze swoich ludzi, którzy nie zachowali środków bezpieczeństwa – szepczę do siebie i patrzę na nazwiska w dokumentach.
– Nie pracuje sam, ale ma nad wszystkim kontrolę.
– Kurwa! To jest za duży teren, żeby sam to ogarniał.
– W takim razie ma pomocników albo jest kimś, kto z racji swojego stanowiska jest w stanie dotrzeć wszędzie.
– Krąg się zawęża – odzywam się i bujam w fotelu. Lubię patrzeć jak Marlena myśli. Śmiesznie marszczy wtedy nos i porusza ustami, jakby sama do siebie mówiła.
– Ja nadal obstaję przy tym, żeby się podłożyć. W końcu na kogoś trafimy.
– Nie pójdziesz sama – wyrywam się i dopiero po chwili na nią spoglądam. – Nie możemy wziąć ze sobą ludzi i nie możemy powiedzieć o planowanej operacji.
– Obawiasz się, że ktoś z wewnątrz może coś wiedzieć? – Opiera łokcie o biurko i pochyla się w moją stronę. Ładna jest, taka dziewczęca i delikatna, a jej lekko zmrużone oczy nie pozwalają się od niej oderwać. .
– A masz pewność, że wszyscy są uczciwi? - odpowiadam, żeby nie było widać, jak się w nią wpatruję.
– No nie.
– Właśnie. Szykuj się na sobotę.

Przerwa na kawę [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz