Był mroźny grudniowy wieczór. Ale nie taki zwykły, ponieważ był to wieczór kończący stary rok. Ludzie chodzili ulicami w gronie znajomych, roześmiani i pełni energii na nadchodzący rok. Gdzie się nie obejrzało, tam było widać pary trzymające się za ręce, siedzące na ławkach, w przytulnych kawiarniach lub po prostu przechadzających się przez miasto. Wszyscy byli z kimś. Nieważne, że niektórzy kłócili się, a niektórzy całowali. Ale każdy był z kimś. Nikt nie był sam. Prawie nikt, bo ona była. Jedną z mniejszych uliczek Londynu szła drobna brunetka ubrana w bordowe rurki i czarną kurtkę. Jej długie włosy przykrywała czarna czapka beanie. Oczy dziewczyny wpatrywały się nieustannie w chodnik, od czasu do czasu tylko zerkała na te szczęśliwe pary, które wydawały się nie mieć żadnych zmartwień. Przewróciła oczami na ten widok i kopnęła niczemu winny kamyk, który akurat znalazł się na jej drodze. Złość szybko zastąpił smutek, żal, rozczarowanie. Dziewczyna zacisnęła powieki, aby się nie rozpłakać. Mimo starań, kilka łez spłynęło po jej policzkach. Jednak za szybko, aby zdążyć je wytrzeć. W momencie gdy wyszła na główną ulicę miasta, zobaczyła lodowisko naprzeciwko małej kawiarenki, tej, w której serwowali najlepszą gorącą czekoladę w Londynie. Na lodowisku zauważyła małego chłopca, na oko mógł mieć najwyżej osiem lat. Ruszyła w stronę wypożyczalni łyżew i wzięła parę. Założyła je i weszła na lód, jadąc w stronę uśmiechniętego malucha. Kucnęła przy nim, a chłopiec odwrócił się w jej stronę, uważnie lustrując twarz dziewczyny swoimi dużymi oczami. Według brunetki widok tej małej istotki z opadającą na czoło blond grzywką i dużymi niebieskimi oczkami, był naprawdę uroczy.
-Hej mały, jak się nazywasz? Ja jestem Caitlin- zapytała chłopca z uśmiechem.
-Jestem Mike- odwzajemnił gest i złapał dziewczynę za rękę, mówiąc:
-Chodźmy ulepić bałwana- pociągnął ją w stronę wyjścia z lodowiska, gdzie oddali łyżwy i wyszli na ulicę, kierując się w stronę parku.
-Gdzie są twoi rodzice, Mike? Chyba nie przyszedłeś tutaj sam, prawda?- zatrzymała chłopca, łapiąc go lekko za ramię.
-Oh nie, przyszedłem tu z kuzynem, ale chyba... gdzieś się zgubił- zachichotał, rozglądając się dookoła, jakby chciał go znaleźć.
-No dobrze, chodźmy lepić tego bałwana, twój kuzyn zaraz się znajdzie- posłała dziecku ciepły uśmiech i ponownie ruszyli do parku.
Tymczasem dwie przecznice dalej pewien młody chłopak pytał praktycznie każdego przechodzącego obok człowieka, czy nie widział gdzieś siedmioletniego, zapewne wystraszonego blondynka chodzącego samotnie gdzieś tutaj niedaleko, jak to on określił. Jednak nie spotkał jeszcze nikogo, kto by mu pomógł.
-Co ja do cholery narobiłem?- usiadł na ławce obok lodowiska (swoją drogą nie miał pojęcia, jak się tam znalazł, zaszedł dwie przecznice dalej, a po chłopcu ani śladu) i złapał za końcówki swoich włosów w geście sfrustrowania. Po kilku minutach bezczynnego i bezsensownego wpatrywania się w przestrzeń przed sobą, blondyn w końcu wstał z miejsca i bezradnie ruszył w kierunku Hyde Parku.
Caitlin razem z małym Mike' iem śmiała się w parku podczas lepienia śniegowego ludka, zwanego bałwanem.
-Nie mamy marchewki- zasmucił się mały, na co brunetka poczochrała mu włosy.
-Nie martw się Mikey, leć poszukaj patyków a ja dokończę lepić głowę- posłała mu uśmiech. Chłopiec odbiegł kawałek dalej, szukając na ziemi patyków, aby użyć ich jako rąk bałwana. Dziewczyna robiła ostatnie poprawki jeśli chodzi o bałwana, cały czas oczywiście mając małego na oku. Gdy już skończyła bawić się śniegiem, kucnęła i tępo wpatrując się w roześmianego chłopczyka zaczęła rozmyślać. Myślała, dlaczego tak właściwie wyszła tego wieczora z domu. Dlaczego nie mogła zostać w ciepłym mieszkaniu i pooglądać głupich seriali? Co z tego, że byłaby kompletnie sama? Teraz jednak cieszyła się, że opuściła dom. Jej serce wypełniało się ciepłem i radością na myśl o tym, że ostatecznie nie jest całkiem sama. Czas, który spędziła z chłopcem pozwolił jej zapomnieć właśnie o samotności. Wiedziała też, że na pewno lada moment znajdzie się kuzyn Mike' a, a ona przywita Nowy Rok zupełnie sama.