7

229 31 2
                                    

Marlena

Pieprzony poniedziałek. Staję przed lustrem i patrzę na swój uderzony policzek. Na szczęście nie ma siniaka, więc łatwo to będzie zamalować. Zakładam na tyłek czarne spodnie, na górę czarną koszulkę munduru z krótkim rękawem i po zrobieniu makijażu wychodzę z domu. Sylwka nigdzie nie zastaję i mam nadzieję, że po naszym wczorajszym spotkaniu odpuści.
Przed wejściem na komendę spoglądam na siebie w lusterku i wcale nie cieszę się z widoku jaki zastaję. Jestem zmęczona, bo dwie noce nie spałam. Na odprawie staję na samym końcu i w zasadzie nawet nie słucham co kto mówi. Po zebraniu idę do biura i siadam za biurkiem. Cieszę się, że Daniela nie ma i wyjmuję papiery, udając że interesuję się sprawą. W sumie to mam gościa w dupie. Jak ktoś jest takim idiotą, żeby brać to gówno, to co mi do tego.
Drzwi za moimi plecami się otwierają i staje w nich aspirant sztabowy Karski, oczywiście z dwoma kubkami kawy. Nie patrzy na mnie, nawet kiedy siada po drugiej stronie biurka. Oboje udajemy, że siebie nie widzimy, jest sztywno i nienaturalnie.
–Jak spędziłaś weekend? – Daniel pierwszy się odzywa, a ja powstrzymuję się przed prychnięciem śmiechem.
– Bez fajerwerków. – Zaciskam zęby, przypominając sobie kłótnię z Sylwkiem.
–Stało się coś?
Podnoszę na niego wzrok i przez chwilę patrzę mu w oczy. Co mam powiedzieć, że cały weekend o nim myślałam, że podobało mi się i chciałabym to powtórzyć? Nie powiem.
–Nic się nie stało.
–Ja spędziłem niedzielę z dziećmi, fajnie było.
–Super – odpowiadam chłodno. – To miło mieć fajną rodzinę. A w jakim wieku są pociechy?
– Pięć lat.
–Oboje?
–Bliźniaki, Aniela i Franek.
–Wow, gratuluję.
–Posłuchaj, to, co wtedy…
–Nie gadajmy o tym. Chyba nie powinniśmy do tego wracać.
–Chciałem wyjaśnić, bo to nie tak, że ja cię chciałem… - Wbija we mnie te swoje wielkie oczy i jedyne o co się modlę, to żeby nie powiedział, że wcale mnie nie chciał. – Byłem zły i w ten sposób chciałem się rozładować.
Wypuszczam w końcu powietrze z płuc, lecz wcale mi nie ulżyło. Czyli jednak. Byłam workiem treningowym.
-Wiesz, mogłeś skłamać – odzywam się i wracam do pracy. – Nic tak nie godzi w uczucia kobiety jak to, że facet się do niej zmusił. Dziękuję. – Podnoszę na niego wzrok. – Bardzo podbudowałeś moje ego.
– Nie to chciałem powiedzieć!
–Nieważne. – Unoszę dłoń, widząc, że chce mówić dalej. – Nie chciałeś tego, trudno, nie zabiję się z tego powodu.
–Histeryzujesz!
Na to słowo wstaję zza biurka i idę w stronę wyjścia. Nie potrzebna mu histeryczka w zespole. Komendant mnie zatrzymuje, ale bez słowa go mijam i wybiegam z budynku. Biorę głęboki wdech suchego od upału powietrza i sama nie wiem co mam ze sobą zrobić. Najchętniej bym się upiła, ale dzwoniący w mojej kieszeni telefon przypomina mi, że jestem na służbie. Nie odbieram. Jakby nigdy nic wracam i siadam za biurkiem.
–Przepraszam, nie chciałem…
–Wiem, że nie chciałeś – wtrącam się, choć wiem, że tego nie lubi. – Jesteśmy w pracy, więc może zajmijmy się pracą.
–Jasne – burczy i rzuca przez biurko teczkę. – Właściciel Astry zniknął, a pracownicy nie mają z nim od tygodnia kontaktu.
–Wyczuł, że węszymy i zwiał albo miał z tym wszystkim coś wspólnego i nie żyje.
–Obawiam się tego drugiego. Gdybym był na miejscu szefa tego zamieszania, to też starałbym się urwać kontakty. A jeśli tak, to znaczy, że jesteśmy gdzieś blisko i gość panikuje.
–Kapitan Żbik – kręcę nosem. W zasadzie ja tu jestem od patrzenia i uczenia się i nie mnie decydować o kolejnych krokach w akcji.
–Masz pomysły? – Lekko się do mnie pochyla, a ja próbuję oszukać samą siebie, że mi na nim nie zależy.
–Nie mam. Miałam jeden, ale raczyłeś go storpedować, zanim cokolwiek się wydarzyło.
–Mieliśmy do tego nie wracać! – Podnosi głos i z hukiem wstaje od biurka.
–O akcji? Plan był dobry! – krzyczę i oglądam się na drzwi. – Jak ty to sobie wyobrażałeś? Że facet podejdzie i powie, hej mała chcesz prochy? Musiałam wyglądać na imprezowiczkę, która lubi eksperymentować i z facetami, i z substancjami!
–Widzę, że się na tym znasz!
–Gówno cię to powinno obchodzić! Nie jesteś moim ojcem, żeby mi w tym temacie uwagę zwracać! Jak będę chciała, to będę rozkładać nogi przed każdym! Zabronisz mi?
–No i właśnie na taką wyglądasz!
–Pierdol się panie aspirancie. – Odsuwam wszystkie, zebrane na mojej stronie biurka, papiery na jego i bujając się w fotelu, upijam łyk kawy.
–Strajk?
–Mam wykonywać pańskie rozkazy i nie podważać pańskiego zdania, więc właśnie to robię.
Facet nagle obraca w swoją stronę mój fotel i opiera dłonie o poręcze. Z bliska wygląda jeszcze lepiej i lepiej by było, gdyby się teraz odsunął.
–Posłuchaj, nie chcę i nie będę znosił twoich fochów. To posterunek, a nie plac zabaw. Nie potrzebuję tu niestabilnej emocjonalnie panienki, która uważa, że pozjadała wszystkie rozumy.
–Tak jest.
–Nie będę znosił twoich humorów i twoich komentarzy.
–Tak jest. – Staram się mówić obojętnie, ale każde jedno słowo jest dla mnie jak policzek.
–Nie obchodzi mnie twoje życie prywatne i nie chcę o nim słuchać!
–Tak jest panie aspirancie. To się więcej nie powtórzy. – Mam dziwne wrażenie, że on wcale nie jest zły na mnie, ma żal do siebie, a na mnie się tylko wyładowuje. Może jestem głupia, ale wiem, że gdybyśmy nie byli teraz w pracy, to nasza rozmowa skończyłaby się bardziej przyjemne niż teraz.
Drzwi za moimi plecami się otwierają, a Daniel natychmiast się ode mnie odsuwa. Stojący w drzwiach dyżurny macha kartkami i bez słowa oddaje je Danielowi.
–Figurska nie żyje – odzywa się i nie odrywa wzroku od papierów. – Sąsiadka zgłosiła przed chwilą, patrol już tam jest.
–Czemu nie dali nam od razu znać? – dopytuję, bo znów ogarnia mnie przeświadczenie, że Daniel jest w to zamieszany.
–Patrol był dwie ulice dalej. Czekają na nas. Jedziemy!
Przez całą drogę staram się poskładać wszystkie klocki do kupy. Dlaczego nic nie wychodzi, dlaczego gubimy każdy trop? Ktoś na nas donosi, a tym kimś jest ktoś, kto zna szczegóły sprawy. To nie przypadek, że zaraz po naszej wizycie u świadka świadek ginie. Skąd Daniel wiedział, że ten facet z dyskoteki nie był niczym związany ze sprawą? Spoglądam na niego i gołym okiem widzę, że jest wściekły. Nie odzywa się, ale i ja nie wiem co powiedzieć. Może powinnam pójść z tym do kogoś wyżej.
Pod domem Figurskiej spotykamy radiowóz i tłum gapiów. Boję się co zastaniemy, bo Daniel niczego mi nie powiedział. Głosy słyszę już na klatce i ostrożnie przechodzę pod taśmą. Widok nie jest straszny, choć nie takiego się spodziewałam. Dziewczyna leży na schodach i wygląda jakby się potknęła i uderzyła. Patrol, który był tu przed nami odbiera zeznania od sąsiadów, a ja obserwuję Daniela. Nie wygląda na zaskoczonego widokiem. Wiem, że on już niejedno widział, ale jednak, nie można przecież aż tak przywyknąć, żeby nie zdradzić żadnych emocji. Staję obok, żeby nic mi nie umknęło i patrzę co robi. Najpierw obchodzi ciało i po prostu na nie patrzy, a po założeniu rękawiczek porusza delikatnie jej głową. Podświadomie staram się wyłapać wszystko, co robi bez sensu, jakbym chciała udowodnić, że robi wszystko na pokaz.
– Nie ma śladów uderzenia – odzywa się tak nagle, że drgam. – Mam powtórzyć? – Podnosi na mnie wzrok, a ja jak ostatnia kretynka nie wiem co zrobić. – Posterunkowa Winiecka, proszę się przygotować do oględzin. Ma się pani uczyć.
–Tak jest. – Szybko sięgam po rękawiczki i kucam po drugiej stronie ciała.
–Widzisz? – Pochylam się i patrzę na miejsce, którego dotyka. – Gdyby się przewróciła, miałaby ślad od uderzenia, to są betonowe schody. Tu nawet siniaka nie ma.
–Ktoś ją najpierw zabił, później tu ułożył.
–Brawo za domyślność,.
–Zaraz – szepczę i nie zwracając uwagi na Daniela, biegnę do jej mieszkania. Drzwi są stare, drewniane. Uważnie przyglądam się framudze i świecę na nią latarką. Z uśmiechem chowam sprzęt do kieszeni i delikatnie wyciągam z drzazgi na futrynie długi, ciemny włos. Jestem z siebie dumna. Chowam dowód do woreczka i wracam do Daniela. Patrzy na mnie, kiedy uważnie oglądam głowę denatki i pokazuję mu palcem niewielkie zadrapanie przykryte włosami. – Jeden napastnik, musiał ją wynieść na rękach i zahaczyć nieznacznie jej głową w futrynę stąd jej włos. – Pokazuję mu strunówkę. – Gdyby było ich dwóch lub więcej nieśliby ją w inny sposób.
–Chyba że było ich więcej, a tylko jeden ją niósł.
–Też pasuje.
–Tak czy inaczej gratuluję pomysłu i spostrzegawczości. – Sztucznie się uśmiecha. – Następnym razem nie bierz dowodu, tylko zgłaszaj technikom do dokumentacji.
–Krąg się zawęża, ułożenie jej w taki sposób świadczy o niedoświadczeniu. Gdyby znał się na robocie, uderzyłby ją w głowę czy w kark, żeby zrobić ślad i dopiero by ją tu ułożył.
–Uderzenie zostawi inny ślad niż upadek. – Facet stara się udowodnić mi nieznajomość tematu.
–Ale na chwilę odsunęłoby to nas od podejrzeń. Dopiero ekspertyza by to wykazała, a gość byłby już daleko.
Patrzy na mnie i zaraz się dowiem, że podważam jego zdanie, to dałoby mi pewność, że on coś kręci.
–Masz rację – odpowiada cicho i znów zerka na leżącą na podłodze Figurską. Teraz już nie wiem, czy powiedział to, bo tak myśli, czy chce odsunąć od siebie podejrzenia. – Albo spanikował, bo zmarła nieplanowo.
Słysząc kroki, spoglądamy na idącego w naszą stronę patologa. My mamy już wszystko co chcemy i ciało Figurskiej może być już zabrane z miejsca. My możemy spokojnie wejść do jej mieszkania. Ja wcale nie skupiam się na pracy. Patrzę na Daniela i na to co robi. Nie umiem go rozgryźć, bo wygląda na skoncentrowanego na zadaniach.
–Jakbyś przestała się na mnie gapić, a zajęła przeszukaniem, to szybciej byśmy skończyli!
–Tak – odzywam się szeptem i odwracam w stronę regału z prywatnymi rzeczami ofiary.
–Podejrzewasz mnie o działanie na dwa fronty? – Daniel podchodzi niebezpiecznie blisko moich pleców, a ja sztywnieję ze strachu i niestety z emocji.
–Nie.
–Kłamiesz.
–Teraz wszyscy wydają mi się podejrzani. – Nawet nie próbuję się do niego odwracać.
–A co byś zrobiła, gdybym okazał się podstawionym? – mówi to tak swobodnie, że przestaję logicznie myśleć.
–Nic bym nie zrobiła, bo nie mam dowodów. Nikt by mi nie uwierzył. – Wciąż mówię, patrząc w ścianę przed sobą.
–W takim razie szukaj. – zostawia mnie samą i wychodzi z mieszkania. Dopiero po chwili odzyskuję sily na to, żeby chociaż głęboko odetchnąć.

Przerwa na kawę [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz