Remigiusz Pov
Dojechaliśmy. Po długich męczarniach z łysym konduktorem i babciami, które najzwyczajniej w świecie wietrzyły swoje stopy w pociągu przez co Sobiech wolał już nawet wąchać swoje wypierdziane bokserki...dojechaliśmy.
Gdzie? Tego nawet najstarszy mnich z dynastii świętego kutasiora nie jest w stanie określić.
Jak nas przywiało, tak nas wygnało, pusta pustynia lecz ku naszemu szczęściu nie znaleźliśmy na tej ziemi ani jednego kuktasa.
Podróż była naprawde męcząca ponieważ poza utrudnieniami ze strony osób trzecich, Eustachy był maltretowany przez wszystkie babcie jak tylko usłyszały, że chodzi do kościoła, Sobiech bez przerwy okupował kibel przez co zebrała się armia wieśniaków z pochodniami, a ja próbowałem jakoś poznać mojego nowego pieska lecz ten odmawia współpracy.
Dowiedziałem się tylko jednej istotnej rzeczy. Nienawidzi pomidorów.
I bardzo dobrze, kto stworzył te czerwone cycki? Sa useless.-Znowu ten piasek - westchnął Eustachy, który po przejściu dosłownie dwóch metrów miał już całe swoje fancy laczusie zajebane tym białym kurewstwem.
Rozejrzałem się po okolicy, z jednej strony były zielone pagórki, a z drugiej bardzo dziwna woda, wyglądało to trochę jak morze, ale takie..nie morzowate.
Loey zachowywała się bardzo dziwnie, zresztą jakby to była jakaś nowość. W końcu wyhodowała Kameleona..
Dźgnałem ją pod żebra żeby zwrócić na siebie jej uwagę co oczywiście podziałało, ale ledwo co uniknąłem powalenia na glebę.
-Znam to miejsce - podeszła w stronę nie morzowatego morza patrząc się w dal niczym Christian Gay przy swoim oknie.
-Więc? No gadaj, a nie się gapisz jakby zaraz ci miał Nemo na ryj wyskoczyć - odparł wkurwiony Seba. Przyczyną jego zdenerwowania był przykry fakt, że od godziny nie przejrzał się w lusterku.
Biedaczek.
Loey przewróciła oczami biorąc w dłoń garść piasku by wsypać go Sobiechowi prosto do nie zmienianych od tygodnia gaci.
-Ty kurwo! - wydarł się j zaczął tańczyć jakby miał co najmniej wiewióry w gaciach.
-Mmm to chociaż zapłać za usługe - odpyskowała po czym udała się w strone pagórków, a Eustachy poszedł za nią jakby był małym kurczaczkiem, a ona jego kurczakową mommy.
-Rusz się - machnąłem tylko do Sobiecha, który przeżywał piasek w gaciach gorzej od pierwszej lewatywy.Mijaliśmy piasek, stare bunkry, piasek, latarnie morską, piasek i..traktor?
Przed barierką stał jakiś niebiesko czerwony traktor do którego doczepione były wagony. Przez chwile myślałem, że to jakaś pierwsza klasa intercity, ale przecież to normalnie na kołach jeździ i to jeszcze takich dojebanych w Hello Kitty.
Nie było nam dane przyjrzeć się z bliska traktorkowi, szliśmy dalej. Cała okolica była bardzo zadbana co było aż przerażające, zupełnie tak jakbyśmy żyli w simsach. Trawa idealnie przycięta, zero śmieci na ziemi...nawet kątem oka Belle Ćwir zauważyłem.
-Gdzie my tak właściwie idziemy? - odważył się zapytać Eustachy lekko zestresowany. Loey stanęła, odwróciła się w naszą stronę i rzuciła spojrzeniem jakby ktoś właśnie rozruchał jej Kameleona.
-Ja idę do domu, wy możecie iść gdzieś sobie aportować - zerwała z drzewa patyk po czym rzuciła go przypadkiem (lub i nie) Sobiechowi w twarz. Nie wiem jak to się dzieje, że nikt go nie lubi..chyba taki dar.
-Domu? Naprawde tu mieszkasz! Ale zajebiscie, taki spokój i cisza! - wydarł się Eustachy, a w tle było tylko słychać tupot czyiś szpilek.
-Nie. - odpowiedziała zdecydowanie.
-Co? - zapytał Eustachy
-Ty to jesteś głupszy niż myślałam. - podeszła do niego zrywając z jego szyi apaszkę chuj wie po co. Nawet się nie odzywałem, czasami aż strach..Po kilkunastu minutach doszliśmy do domku. Był dość nowoczesny, ze sporym ogrodem po którym biegał spory Lalbababaszakalakachujciwmegoptaka czy jak mu tam. No wiecie ten taki złoty piesek, zawsze uśmiechnięty.
Są trzy rzeczy jakich człowiek nie jest w stanie wypowiedzieć.
Zesrałem ci sie do łóżka
Badminton
I lalbadol..lalbadadol..lalbababa no chuj tam z nim.
-No cześć słodziaku! - wypiszczał Sobiech przeskakując przez ogrodzenie by wymacać pieska. Od razu się zakumplowali, zresztą nie dziwie się, oboje mają obsesje na punkcie swojej sierści.
-Jak się nazywasz? Nie ważne, nazwe cie Lasuczita!Z domu dobiegały jakieś krzyki, kobiety i mężczyzny. Nie byłem w stanie dosłyszeć o co się kłócą lecz było to zapewne związane z spalonym tostem? Albo...opalonym kroksem?
Weszliśmy do środka po cichu, prawie że na paluszkach jak koło starego chrapiącego z siusiakiem w ręce. Loey rzuciła się na kobietę zawiązując apaszkę Eustachego wokół jej głowy, a ta po chwili straciła przytomność. Spanikowałem tą cala sytuacją więc chwyciłem w rękę randomowa doniczkę z różowym aloesem i rzuciłem mężczyznę prosto w głowę. Zaliczył on małe kółeczko po czym padł na ziemię. Stałem w bezruchu przerazony, ze wlasnie najprawdopodobniej zamordowałem człowieka podczas gdy Eustachy na spokojnie przeglądał sobie lodówkę i wcinał truskawkowe danonki.
Loey na spokojnie zaciągnęła prawie zwłoki do piwnicy, zostawiając drzwi krzesełkiem.
-Cóż..teraz tu mieszkam - uśmiechnęła się do mnie robiąc mi boop w nos po czym dołączyła do Eustachego.
-Powiedz, że żartujesz. - zapytałem całkowicie poważnie.
-Tak. Ta plama na ruskim dywanie to tylko rozgniecione stopami afrykańskich dziewic truskawki, żadna krew, nie ma co sie martwic - westchnąłem zrezygnowany podchodząc do lodówki by zgarnąć ostatniego danonka.
Jedyny pozytyw tego dnia..
Zdjąłem papierek, a na wierzchu była widoczna pleśń.
-No nie no! Dlaczego to zawsze ja! - załamałem się wyrzucając zepsutego danonka do kosza. Żałosne.
-I tak nie były dobre - wymamrotał Eustachy wylizując całe pudełeczko..no faktycznie.Wydziałem na dwór do Sobiecha, który robił sobie profesjonalną sesje zdjęciową z lalibabą w krzakach.
-Czy ty cały ten czas miałeś przy sobie telefon? - zapytałem zrezygnowany widząc w jego dłoni różowego ajfonka.
-Nie, zajebałem jakiejś babie z intercity. Też chcesz? - wyjął z kieszeni dosłownie garść telefonów, a ja wziąłem sobie dwa czarne bo why not, darmowe to biorę i tak jestem spłukany.
-Ej! Mówiłem tylko jeden! - oburzył się Sobiech na co nawet lasuczita na mnie warknęła.
-N zesraj sb - wróciłem z powrotem do środka. Umierałem z głodu, a po całym domu roznosił się przepiękny zapach, aż mi się normalnie nogi uginały.
-Co tak pachnie? - zapytałem bliski orgazmu jedzeniowego.
-Szakszuka - wymamrotał Eustachu leżący na blacie. Wpatrywał się w patelnię zupełnie tak jakby pływało na niej świeże błogosławione zielsko.
Gotujący człowiek to idealny człowiek, pamiętajcie o tym.
Gdy danie było gotowe, zawołaliśmy Sobiecha na wspólny posiłek wraz z jego lambababadziarą i rzuciliśmy się na talerze jak osiedlowy menel na amarenke w promocji. Inflacja wysoka, kiedys cztery złote, a teraz? Już prawie siedem.
-A ty dlaczego nie jesz? - zapytałem naszej kucharki która piła tylko niebieskiego garaża przez różową słomkę z penisem.
-Nie istnieje, nie potrzebuje jedzenia. - wzruszyła ramionami po czym włożyła sobie słomkę do nosa próbując w ten sposób pić. Taki klon Eustachego trochę, też naćpana na trzeźwo..
-A więc gdzie my jesteśmy? - zapytał Sobiech z jajkiem w mordzie.
-Dania. Północ konkretniej, nie wiem dlaczego nas tu przywlekło, ale najwidoczniej mamy tu coś do zrobienia.
-W sensie? - zapytałem popijając szakszukę żółtym garażem.
-W sensie, że nic nie dzieje się bez powodu. - dosłownie po tych słowach ktoś zadzwonił do drzwi.
-Załatwię to - westchnęła idąc do wyjścia. Otworzyła drzwi, a chwile później mnie zawołała. Podszedłem do niej trochę obawiając się, że to policja i nasze chyba morderstwo już się rozeszło, a ja skończe za kratami w pogrubiającym mnie pasiastym stroju, jednak przed drzwiami stał mały chłopiec.
-A ty to kto? - zapytałem bez wahania.
-Remek...albo nie ważne, pokaż mu - chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Chłopiec pokazał mu zdjęcie jego i jakiejś brunetki.
-Skąd to masz? - zapytał Remigiusz zestresowany bardziej niż uczeń który źle obliczył do którego przykładu ma podejść do tablicy.
-Jestem twoim synem - powiedział chowając swój telefon do kieszeni po czym przemknął nam między nogami do środka.
-Synem? - zapytałem strasznie zdezorientowany.
-Tak - uśmiechnął się do mnie przerażająco
-Ale niby jak to..- zupełnie nie rozumiałem co się tutaj dzieje przecież..kurwa na chuj pcham siura gdzie nie trzeba.
-Mama mówi, że to missclickiem - stałem przerażony lecz po chwili doszło do mnie, że to przecież nie jest możliwe.
-I niby jak mnie tu znalazłeś? - zapytałem kdac za gówniakiem
-Sobiech wrzucił zdjęcia na insta, a że mieszkam obok to przyszedłem - wyjął z lodówki piwo i już próbował otworzyć gdy wyrwałem mu je z teki odkładając na najwyzsza polke.
-A jak masz na imię? - zapytałem opierając się o blat. Moi bracia wraz z przybłęda siedzieli na kanapie wcinając popcorn ogladajac nasza rozmowe jakby to byl lepszy kontent od trudnych spraw.
-Remi Junior - zaczął szperać po szafkach.
-Dobra dość tego cyrku, gdzie twoja matka - zapytałem nie wierząc w ani jedno jego słowo. Przerażało mnie tylko to, że był bardzo podobny do mnie..nawet miał pizde pod okiem.
-A kto by wiedział - wyjął z szafki chleb tostowy i zaczął sam sobie robić żarcie.
Przynajmniej funkcjonalny..
Eustachy podszedł do mnie kładąc mi dłoń na ramieniu.
-Ferb. Już wiem co będziemy dzisiaj robić - uśmiechnął się złowieszczo
Jaki kurwa Ferb..
CZYTASZ
Papaje Next Station
Non-FictionRemigiusz, Eustachy i Sobiech wyruszają w podróż dookoła świata lecz na ich drodze spotykają wiele problemów i zagadek które muszą rozwiązać. W tej części towarzyszy im również Loey, Lasuczita i tajemniczy młodzieniec. Czy uda im się pokonac potwora...