21

670 50 1
                                    

Harry chciał powiedzieć, że wszystko się układało, ale nie potrafił. Ginny odwiedziła ich w mieszkaniu i, ponieważ wychodził akurat na spotkanie z Kingsleyem, nie wiedział o czym rozmawiała z Hermioną. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciółka jest najsilniejszą osobą, którą znał kiedykolwiek, ale chęć chronienia jej, asystowania podczas takich rozmów wcale przez to nie była mniejsza. Chciał być jej tarczą, tak jak ona broniła jego przez te wszystkie lata przed zakusami polityki i zaklęciami, z którymi sam nigdy by sobie nie poradził. Nie wyobrażał sobie przechodzenia przez ten magiczny bałagan samemu, zamkniętemu w lichym namiocie na pustkowiu. Wsparcie Rona i właśnie Hermiony naprawdę wiele dla niego znaczyło. Jego przyjaciółka uspokajała go, ponieważ wiedział, że jej nie umyka nic.

Terry wydawał się tylko odrobinę zaskoczony widząc Ginny w ich salonie i Harry po prostu czekał na pierwsze pytanie. Nie był tylko pewien czy zainteresowanie Boota wyniknie z jego ciekawskiej natury czy faktu, że był Niewymownym. Z drugiej jednak strony Departament Tajemnic naprawdę nie miał powodu, aby się nim interesować. Zdali już relacje z poszukiwania horkruksów i nawet sprawdzili dwa razy czy on nie stanie się Mrocznym Czarodziejem.

Pomijając ciążę i skomplikowane życie uczuciowe Harry był naprawdę normalnym facetem. Gdy akurat nie zostawał oskarżony przez byłego przyjaciela o uwiedzenie jego żony i nie przyznawał się do tego, że jest gejem.

- Ginny wygląda na starszą – rzucił Terry.

- Tak to bywa, gdy nie widujesz kogoś tak często jak kiedyś – odparł Harry i zerknął na Boota, który tylko parsknął.

- Dobra, dobra. Nie możesz mi zarzucić, że jestem zaskoczony, że widzę twoją byłą w twoim domu. A do tego po tych przejściach z Ronem... - Terry sugestywnie urwał.

- Życie nie jest proste. To, że Ron popełnił błąd nie oznacza, że Hermiona skreśla resztę rodziny. W końcu nosi wnuki Molly, bratanków Ginny, może kuzynów jej przyszłych dzieci – westchnął Harry. – Nie można się pozbywać ludzi. Zresztą Ginny zdaje sobie sprawę, że chronienie Rona w takiej sytuacji to czyste szaleństwo. Do Molly to na pewno dotrze już niedługo.
Terry pokręcił głową, jakby do końca do niego nie docierało, co Harry tak naprawdę mówi. Chłopak spojrzał na niego, jakby próbował go rozgryźć, a potem znowu potrząsnął głową z niedowierzaniem.

- Kiedy mi opowiadano jaki jesteś, nie wierzyłem. Nie spędziliśmy w Hogwarcie zbyt wiele czasu nawet w tych samych partiach zamku, ale krążyły plotki, że wybaczasz wszystkim, jaki to jesteś dobry i kochający, że wasza przyjaźń jest nierozerwalna... Takie dziecięce bajania – podsumował Terry. – Po prostu nie wierzę w to co mówisz. Jaką masz pewność, że coś podobnego się nie powtórzy, jeśli dopuścicie Weasleyów do siebie ponownie?

Harry wzruszył ramionami.

- Nie mówię, że mamy o wszystkim zapomnieć i kochać się jak jedna wielka rodzina, ale jaką mam pewność w stosunku do kogokolwiek, że nie spróbuje nas wykorzystać? – odbił piłeczkę. – Poza tym, to decyzja Hermiony nie moja. To ona ma z Ronem dzieci.

- I pracuje nad tym, aby zabrać mu prawo do opieki – rzucił Terry. – Wasza ustawa ma jej to umożliwić.

Harry prychnął, przypominając sobie nagle rozmowę w windzie, której był świadkiem.

- Hermiona nigdy nie odebrałaby Ronowi dzieci. Tym się od siebie różnią. To, że ubezpiecza się na wszelki wypadek, to normalna sprawa, ale Ron zawsze pozostanie ojcem jej dzieci. Podobnie jak Molly pozostanie ich babką – wyjaśnił.

- Chyba żartujesz...

- Nie ma w tym dowcipu. Zresztą temat też nie sprawia, że jest mi do śmiechu – zauważył Harry, spoglądając na niego tak długo, aż Terry w końcu spuścił wzrok.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz