33

808 65 1
                                    

Kiedy Harry otworzył oczy, był już poranek. Promienie słońca prześlizgiwały się przez ciężkie kotary, którymi ktoś zasłonił okno. Nie do końca był pewien, gdzie się znajduje. Niewiele pamiętał z poprzedniego dnia, ale pewne rzeczy wróciły do niego z prędkością Nimbusa 4000, którego oglądał w akcji jeszcze tak niedawno.
Pomieszczenie musiało być sypialnią Lucjusza. Portret całej rodziny Malfoyów nie pozostawiał żadnych pytań. A na domiar tego Lucjusz wpółleżał śpiąc na jednym z większych foteli, koło którego stała kołyska. Harry przełknął nadmiar śliny dopiero teraz zdając sobie sprawę jak bardzo obolałe jest jego gardło. Próbował po cichu zsunąć się z łóżka, ale jego ciało zaprotestowało. Wątpił, aby był w stanie ruszyć się przez kolejnych kilka dni, a to rodziło kłopoty. Jego magia – jego bezcenna magia –igrała z nim tymczasem. Czuł ją na koniuszkach swoich palców, ale wiedział doskonale, że znajdowała się poza jego zasięgiem. Hermiona powiedziała, że może zająć długie dni zanim dojdzie do siebie tym razem.

Lucjusz poruszył się na fotelu i Harry wpadł w panikę. Nie miał pojęcia jak się tutaj dostali, ani skąd mężczyzna wiedział gdzie ich szukać. Hermiona nie zdradziłaby go słowem, gdyby nie znajdowali się w sytuacji ekstremalnej, więc może umierał. Wszystko było jedną wielką rozmazaną plamą. Pamiętał tylko walkę z samym sobą i nieprzyjemnie przywodziła na myśl pojedynek z Voldemortem, który przeżył przed laty.

Wolałby jednak stawać w szranki z szaleńcem niż stanąć twarzą w twarz z Lucjuszem. A mężczyzna wydawał się właśnie budzić. Oczywiście sam mógł udać, że nadal jest nieprzytomny, ale chciał tak bardzo zobaczyć swojego syna. Dziecko wydawało się poza zasięgiem – w kołysce znajdującej się zaledwie o dwa metry od niego. Jego różdżka spoczywała na szafce nocnej Lucjusza wyglądając tam tak prawidłowo, jakby zajmowała już tą przestrzeń. Może tutaj mężczyzna trzymał ją poprzednim razem.

Harry zamarł, gdy szare oczy spoczęły na nim. Lucjusz podniósł się z fotela, odkładając koc i podszedł do kołyski. Cisza w pomieszczeniu stawała się powoli nie do zniesienia i Harry wziął głębszy wdech, aby się uspokoić. Spodziewał się wyrzutów, napadu gniewu – może niedowierzania. Lucjusz jednak milczał pochylony nad kołyską.

- Mógłbyś mi go podać? – spytał Harry w końcu i próbował chociaż usiąść, ale wyszło to mizernie.

Nie pamiętał, aby Hermiona była w aż takim złym stanie.

Lucjusz bez słowa podniósł niemowlę z kołyski. Coś śmiesznego działo się z Harrym, gdy Malfoy spoglądał w dół na swojego syna, ale może po prostu hormony nadal z nim pogrywały. W końcu dostał dziecko w swoje ręce i ułożył je tak, aby nie obciążało omdlałych mięśni. Kiedy podniósł ponownie głowę do góry, Lucjusz siedział na fotelu z dłońmi zaplecionymi przed ustami. Harry nie potrafił rozszyfrować jego wyrazu twarzy, ale to akurat nie było nowością. A oddałby wszystko, aby wiedzieć o czym Lucjusz myślał w tym momencie.

- Gdzie jest Hermiona? – spytał spokojnie i Malfoy nawet nie mrugnął okiem.

- Ufam, że właśnie kłóci się z moim synem w drugim skrzydle domu – odparł Lucjusz. – Tak się składa, że nie z moim jedynym synem – dodał i zerknął w stronę dziecka.

- To nie jest... - zaczął Harry i urwał. – Próbowałem... - zająknął się, ale żadne z tych zdań nie miało satysfakcjonującego zakończenia.

Czuł się tak, jakby wrócił do Hogwartu, a Severus wypytywał go o przyrządzenie eliksiru. Nigdy nie był w tym dobry. Nienawidził mówić. Hermiona robiła to za ich dwójkę nie bez powodu.

Spojrzał z desperacją na Lucjusza, który wydawał się niewzruszony.

- Wtedy kiedy przyszedłeś do mnie, a ja cię wyrzuciłem... - zaczął Malfoy, kompletnie go szokując. – Wtedy chciałeś mi powiedzieć? – upewnił się.

Powinności - LucarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz