,,Nigdy nie zapomnę..."

18 1 0
                                    


Była późna wiosna szłam nad rzekę a moja twarz smagały promienie rannego słońca. Wchodząc w las
podziwiałam jego piękną zieleń, rozmyślając o tym czy może te sosny są światkami niezwykłych
zdarzeń, tracąc zupełnie poczucie czasu jak i orientacje gdzie się znajduje zgubiłam się.
Nieznany mi dotąd zakątek mojej wsi, wydawał się przecudowny taki też był, trawa pachniała poranną
rosą, roślinność była bogata w zieleń a gałęzie drzew pochylały się nad moja głową. Czułam się jak
gdybym cofną się czas czy jak oderwane z codziennej rzeczywistości świata.

- Ja umarłam? Może to raj? - pomyślałam sobie stawając koło wielkiego dębu

W oddali usłyszałam szelest stąpania jakiegoś stworzenia po runie leśnym. W takim miejscu raczej nic
nie mogło się nikomu stać, to byłoby niedorzeczne by ktoś opisał go niebezpiecznym. Może to jakieś zwierzę? Dzięki temu przeświadczeniu nie przestraszyłam się a wręcz przeciwnie chętnie podeszła do owego miejsca. Za
zarośli wyłonił się chłopak o smukłej postawie mniej więcej w moim wieku w lekko brudnym i jak mi się wydaje starym mundurze z przetartymi i załatanymi już dawno dziurami na kolanach, na jego głowie widniała czapka z orzełkiem jego włosy zostały rozwiane przez wiatr. Na ramieniu przewieszony miał karabin.

Oboje staliśmy w wielkim szoku na swój widok. Jego głębokie oczy, błyszczące jak złote gwiazdy, rzucające srebrne iskierki na moje serce wpatrzone były we mnie.

- Skąd ty się tu wziąłeś? I dlaczego masz karabin? - zapytałam młodzieńca

Nadal się nie odzywał, lustrował mnie przenikliwym wzrokiem.

- To samo mógł bym ciebie zapytać. Przecież tu jest niebezpiecznie, w każdej chwili mogą tu przyjść...
- powiedział ciszej

- Przecież poza nami nikogo tu nie ma. Kto może przyjść?

- Mylisz się, są tu Niemcy. Mogą w każdej chwili przyjść zastrzelić bez mrugnięcia okiem, panosza się jak u siebie - powiedział tajemniczy przybysz w mundurze.

To nie było realne, przecież wojna skończyła się siedemdziesiąt siedem lat temu, choć partyzantka
była obecna do lat sześćdziesiątych. Może rzeczywiście, ale jakbym miała tu się dostać? Przecież nie istnieją podrożę w czasie. Pocisk świsną mi koło ucha. Rzuciłam się na ziemię by uniknąć spotkania z kulą tak jak twierdził chłopak. Czyli to jednak prawda co mówił, jest wojna, jestem w lesie z młodym partyzantem. Teraz wiem kim on jest. Pamiętam dobrze fragment jego książki, jeden z najmłodszych leśnych obrońców na
kielecczyźnie w latach wojny był nim niejaki Jacek Wilczur ps. Kazik Pociągną mnie za sobą w głąb lasu tym samym chroniąc mnie od śmierci. Biegłam co sił w nogach za nim w nieznanym mi dotąd kierunku, zdałam się na mojego młodego przewodnika, który zapewnię las znał jak własną kieszeń. Tak mi się zdawało przynajmniej. Dotarliśmy do miejsca obozowego partyzantów.

- Zróbmy tak, masz pseudonim? Jak nie to go sobie wymyśl. Ja jestem Kazik. - uśmiechnął się do
mnie chłopak nie dajac mi dojść do słowa - Poczekaj tu na mnie, za chwilę wracam. - sprężystym
krokiem wszedł do jednych z prowizorycznych namiotów.

Nie minęła długa chwila a Kazik pojawił się przede mną z kimś kto prawdopodobnie nimi dowodził.

- To jest ta dziewczyna o której mówiłem.

- Jestem Hania - podałam drobną rękę mężczyźnie

- Wrzos - przedstawił się - potrzebujemy kobiecych rak do sanitariatu, jeśli chcesz miejsce się
znajdzie

Czy to mogło by oznacz ze nie wrócę już do domu? Rzeczywiście nigdy nie pasowałam do życia, w
którym była tak wielka technologia zawsze byłam inna. Nic mi już nie pozostało jak tylko się zgodzić na
propozycję, bo drogi powrotnej i tak już nie znajdę.

- Tak, mogę zostać i pomóc wam z wielka chęcią

Chłopak oprowadził mnie po obozie i zapoznał ze wszystkimi partyzantami były w nich również i
młode panie. Po długim dniu było ognisko a towarzystwo było bardzo rozbawione, śmiali się i żartowali
każdy chciał także się ze mną poznać.

Po długim dniu i tym pełnym przyjaźni ognisku usiadłam pod drzewem i spojrzałam na gwieździste
niebo, chwilę potem dosiadł się Kazik.

Jako jeden z najmłodszych partyzantów potrafił wszystkich
rozbawić.

- Słyszysz jak szumi las? - powiedział cicho na co ja nieznacznie kiwnęłam głową - Teraz już ma czas
na wysłuchanie kim naprawdę jesteśmy - coraz bardziej ściszał głos
Potem słyszałam tylko szelest liści za moimi plecami. Chłopak się odwrócił a pocisk trafił w niego i
już więcej nie zjawiłam się w ponurym lesie za to Jacek znalazł się w lepszym świecie, już nigdy nie
ucierpiał.

Nie znalazłam rzeki za to morze łez wylane za przyjaciela. Wróciłam do domu a tematu rzeki i
młodego partyzanta zostawiłam za sobą choć nigdy go nie zapomniałam.

Koniec

Nigdy Cię Nie ZapomnęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz