II

8 1 0
                                    

A jednak nie umiałem zasnąć. Leżałem wykąpany w łóżku z zamkniętymi oczami, starając się spać, ale nijak nie dawałem rady. W całym domu zapadła cisza i chyba ja jeden byłem dręczony bezsennością. Możliwie, że to dlatego, że wyspałem się po południu. Od tego całego kontemplowania zaschło mi w gardle. Do kuchni miałem ledwo kilka kroków. Wstałem, ubrałem papcie i wyszedłem z pokoju. Na korytarzu panował mrok, jak przystało na późno godzinę. Nalałem sobie wody do kubka. Wydawało mi się, że usłyszałem jakiś trzask. Kot, pomyślałem w pierwszej chwili. Ale to nie był kot. Drzwi wyjściowe mieściły się dokładnie naprzeciwko kuchni. Mój pokój był po lewej, pod schodami na piętro. Ów dźwięk, który słyszałem, dochodził właśnie ze strony drzwi. Zewnętrznej strony. Mój wzrok przyzwyczaił się już w miarę do ciemności. Na palcach podszedłem bliżej. Nagle klamka bezszelestnie opadła. Ale drzwi były zamknięte na klucz, więc się nie otworzyły. Ogarnął mnie strach. Niemożliwe, że któryś z domowników wyszedł na nocny spacer – słyszałbym to, w moim pokoju słychać odgłosy całego domu. A zatem włamywacz...

Powinienem był krzyknąć, ale zamarłem. Ktokolwiek stał po drugiej stronie, najprawdopodobniej zaczął się oddalać. Wtedy przeraziłem się jeszcze bardziej. Jeśli nie drzwiami, to pozostawało okno. To w kuchni i łazience było zamknięte, ale w moim pokoju było otwarte... Pobiegłem czym prędzej do siebie. Dopadłem do okna i zamknąłem je, nawet nie starając się być cicho. Dyszałem głośno, a moje ręce wręcz kleiły się od potu. Ale myli się ten, kto myśli, że to już koniec nocnych atrakcji. To dopiero był początek.

Tuż za ogrodzeniem dostrzegłem bowiem światło. Byłem przekonany, że to właśnie intruz. Szybko zabrałem z krzesła bluzę z kapturem i spodnie. Narzuciłem je na siebie, a buty zabrałem do ręki. Wiem, że to, co zrobiłem, było co najmniej nierozsądne, ale na powrót otworzyłem okno i wyskoczyłem przez nie. Buty ubrałem, skradając się do ogrodzenia. Nie zamierzałem się oddalać, chciałem tylko zobaczyć kto to, ale tej nocy niespodzianek nie było końca. Byłem najciszej, jak tylko się dało. Źródło światła było zaraz za płotem.

Zobaczyłem dziewczynę o bardzo długich lśniących włosach. W ręce trzymała latarnię – taką staromodną, ze świeczką. Nie śmiałem zgadywać, ile miała lat, ale nie wyglądała na pełnoletnią. Ubrana była w lekką zwiewną sukienkę. Wyglądała przepięknie. Nerwowo przełknąłem ślinę i przeskoczyłem przez płot. Akurat stała do mnie tyłem i chyba tego nie zauważyła. Zaczęła iść w stronę lasu. W tej chwili intuicja podpowiadała mi, bym czym prędzej wracał, ale nie posłuchałem jej. Wymyśliłem sobie wymówkę, że widzę, jak młoda dziewczyna w środku nocy idzie do lasu, więc puszczenie jej samej było niebezpieczne. Przecież może się jej wydarzyć jakaś zła przygoda. Mogę stróżować jej z ukrycia. Było coś hipnotyzującego w tej sytuacji, coś, co wyłączyło racjonalne myślenie.

W międzyczasie ona przyspieszyła kroku. Nie odwracała się. Skradałem się ciągle za nią. Nie zachowywała się normalnie. Człowiek idący w nocy do lasu z lichą latarnią patrzyłby pod nogi, tymczasem ona zdawała się skakać radośnie i wymachiwała światłem, nie zwracając na nie uwagi. Szedłem za nią coraz dalej i dalej, powoli tracąc poczucie czasu. Gdyby mnie ktoś teraz spytał, gdzie jest wschód, nie byłbym w stanie odpowiedzieć. Nie wiem nawet, ile trwała ta wędrówka. Nagle las się skończył. Znaleźliśmy się na placu, tuż przy jakimś wysokim murze. Schowałem się za drzewem, nie chciałem wyjść na otwartą przestrzeń. Dziewczyna odwróciła się w moim kierunku i łagodnym, ciepłym głosem przemówiła:

– Skoro szedłeś za mną tak daleko, to może napijesz się herbaty?

Zamarłem. Czyli wiedziała o mojej obecności. Nie było sensu się dłużej ukrywać. Niepewnie wystawiłem nos z kryjówki, ale nic nie powiedziałem.

– Padło pytanie, wypadałoby odpowiedzieć – ponagliła.

– Um – jęknąłem – chętnie – zdołałem z siebie wydusić.

Dziewczyna skąpana w świetle księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz