4

1.3K 48 4
                                    


— To na pewno wszystko? — pyta mnie Brian biorąc moja walizkę, ja mam w ręku karmelową torbę podróżną. — Chociaż jak będzie ci czegoś brakowało to ci to dowiozę.

— Lub sama po to przyjadę — dopowiadam. On jednak nie odzywa się już ani nie słowem, więc to nie jest już takie oczywiste. Kurwa czy ja będę tam więźniem? Może jeszcze będę mnie trzymali skutą w piwnicy. — Chcę wziąć też swój samochód.

— Okej za jakiś czas ci go tam podstawie — odpowiada nawet na mnie nie spoglądając.

— Chciałabym się pożegnać z Louis'em — wiem, że będzie to dla mnie okropnie bolesne, ale nie wyobrażam sobie by tego nie zrobić. Pewnie będzie na mnie wściekły, ale i tak tli się we mnie malutka nadzieja, że przynajmniej ostatni raz mnie przytuli.

— Ava to naprawdę nie jest dobry pomysł, on nadal się sprzeciwia. Tylko byś się jeszcze bardziej zdenerwowała co nie jest ci dziś potrzebne — nie mam już do niego słów. Odmawia mi nawet pożegnania.

No tak przecież nigdy nie akceptował mojego związku z Louis'em, więc najwidoczniej nie jest mu żal, że przez jego grzechy to ja poniosę karę.

— Możesz być pewna, że jeśli tylko dasz mi znać, że dzieje się ci jakaś krzywda to od razu po ciebie przyjadę. Nic mnie nie powstrzyma by zabrać cię do domu — nic mu nie odpowiadam tylko maszeruje w stronę wyjścia.

Nie zamierzam mu za nic dziękować. To on wpakował mnie w te wszystkie kłopoty.

Droga do mojego przyszłego więzienia zajmuje nam prawie godzinę.. Kilka razy mam ochotę wyskoczyć z samochodu i uciec jak najdalej.

Nagle zatrzymuje się przed wielkim i na pierwszy rzut oka bardzo bogato wyglądającym domem. Praktycznie u każdego taka budowla zaparłaby dech w piersiach, ale mi automatycznie wytwarza się niechęć odnośnie miejsca.

— Musimy iść — mówi do mnie Brian, ale ja z ogromną niechęcią i także strachem otwieram drzwi i wychodzę z auta. Biorę głęboki oddech i podchodzę do furtki.

Stoję w miejscu aż wreszcie podchodzi do mnie brat i kładzie dłoń na moich plecach i delikatnie pcha mnie do przodu. Wchodzimy na posesję, a jak już jesteśmy na schodach do drzwi do rezydencji otwiera nam elegancka kobieta w średnim wieku.

Jest ładna, ale wydaje się zimna. I niestety coś mi podpowiada, że to jest matka mojego przyszłego męża.

— Wejdzie — mówi lodowatym głosem. Chociaż nic dziwnego, że nie trawi Briana w końcu on także jest winien tego całego zamieszania.

Wnętrze domu jest jeszcze bardziej wystawne niż się spodziewałam. Marmurowa podłoga wydaje głośne dźwięki gdy przed nami idzie lodowa dama w tych swoich wysokich szpilkach.

Wchodzimy do ogromnego salonu i zauważam, że przy długim stole i szczytu siedzi starszy mężczyzna, a obok niego leżą sterty papierów. Obok niego znajduje się inny mężczyzna w szarym garniturze.

Nagle się do mnie odwraca. Szatyn wyraźnie skanuje mnie swoim wzrokiem.

Wstaje, a ja podchodzę bliżej i zajmuje krzesło w obok niego.

— Chcę już mieć to wszystko za sobą — komunikuje. Boję się, że jak dłużej to potrwa to z wszystkiego zrezygnuje i spróbuję uciec.

Patrzę przed sobie, ale czuję, że mój przyszły mąż ciągle na mnie spogląda. Ignoruję to jednak.

— Skoro tak to zaczynajmy. Sądzę, że w takim wypadku żadna przysięga nie będzie konieczna, więc proszę o złożenie podpisu — siwowłosy mężczyzna poduswa nam dokumenty, a ja jednie rzucam na nie okiem i podpisuje.

Facet siedzący obok mnie jeszcze szybciej składa podpis

— Gratuluję zawarcia związku małżeńskiego państwo Horan — odpowiada urzędnik i poprawia okulary.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Kara za grzechy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz