Rozdział 2

299 32 36
                                    



Po całym pokoju rozniósł się dzwonek budzika, jak ja go nienawidzę. Postanowiłem go wyłączyć i poleżeć jeszcze chwilkę, nie chce tam iść.

No i chuj, przymknąłem oczy i już jest ósma pięćdziesiąt, zajebiście. Mam na dziewiątą, szybkim ruchem wstałem z łóżka, zacząłem czuć ból głowy i widziałem jakieś mroczki czy chuj wie co, przed sobą. Odrazu usiadłem, często tak mam. Nie użalając się nad sobą, po minucie znowu wstałem i ubrałem jakąś czystą bluzkę z krótkim rękawem, spodnie i buty. Umyłem twarz i zęby, szczerze? Nie rozumiem ludzi którzy biegną gdy są już spóźnieni, no bo co to za różnica kiedy przyjdziesz kiedy jesteś już i tak spóźniony? Zamknąłem drzwi na klucz po czym założyłem słuchawki, szedłem spokojnie, nie ma co się spieszyć.

Wparowałem idealnie na apel gdzie dawali klasy, chociaż ja swoją już i tak znałem. W klasie na początku zawsze jest to nudne paplanie nauczycielki, po jej jakże wartościowej wymowie która wniosła do mojego życia tyle co dwunastolatki proszące mnie o kupno alkoholu, dała niektórym nowym uczniom klucze do szafek. Rozdała nam plan lekcji i można było już iść, cieszę się, że gwiazdeczek nie ma. Jest wiele opcji czemu ich nie ma, albo teraz leczą kaca albo są na jakiś wypasionych wakacjach z rodzicami, czy coś w tym stylu.

Gdy wróciłem do domu standardowo nikogo nie było, Drista była z przyjaciółkami na mieście, a rodzice w pracy. Idealnie. Zdjąłem buty i usiadłem na kanapie w salonie, który jest odrazu po prawo od wejścia. Wziąłem swój telefon do dłoni i zacząłem pisać do Q, muszę do niego za nie długo wpaść po towar, muszę.

Big Q 🦆

Ja: Hej, towar mi się kończy
Kiedy mogę wpaść?

Big Q: Nwm może jutro?

Ja: Spk

Wyłączyłem komórkę i schowałem ją do kieszeni, nie jadłem śniadania więc wypadałoby coś zjeść. Jako iż moje zdolności kulinarne są na poziomie inteligencji ludzi z mojej szkoły, wziąłem jakiś jogurt z lodówki i pobiegłem po schodach do swojego pokoju. Odrazu przebrałem się z jeansów na wygodne dresy, usiadłem przy biurku sprawdzając co mam jutro.

— Zajebiście — mruknąłem do siebie widząc, że zaczynam wychowaniem fizycznym. Jutro, czyli w czwartek mam też matematykę, historię i francuski.  Nie będę ukrywał, jestem zajebisty w tym języku, pomijając fakt, że czasami się mylę bo niewiem czy stół jest płci żeńskiej czy męskiej.

Mam dużo czasu zanim ktokolwiek przyjdzie, wstałem od biurka i kucnąłem przy łóżku. Spod niego wyjąłem małe pudełeczko w którym chowałem rożnego rodzaju używki, najbardziej lubię trawę. Wyśmienicie bo mi się kończy, delikatnie potrząsając pudełkiem sądzę, że starczy mi jeszcze na dwa-trzy blanty. Siadając po turecku zacząłem je skręcać, zadowolony ze swojego dzieła schowałem je do szafki nocnej i ją zamknąłem. Zapale sobie dziś wieczorem jak zawsze i posłucham muzyki. Niewiedząc co mogę począć z moim zaoszczędzonym czasem, (oczywiście dzięki temu, że pisze skrótami) idę spać. To będą ostatnie dni gdzie mogę się dobrze wyspać.

***

Właśnie siedzę sobie na ławce przed szkołą, słucham muzyki i napierdalam w ekran telefonu udając, że robie coś ciekawego. Mmm przesuwanie w prawo i lewo, jak ciekawie.

Dzwonek zaczął napierdalać po moich uszach, zaczynają się lekcje. Z wielką niechęcią, zdejmuje słuchawki chowając je do kieszeni i idę pod salę matematyczną. Spierdoliłem z w-f bo czemu nie? Jak będę chciał grać w siatkę to pójdę sobie do parku czy coś, i tak cały rok będą grać tylko w jedną grę więc zdążę to nadrobić. Innym powodem było też to, że święta piątka przyszła. Nie chce dostać wpierdolu pierwszego dnia, może drugiego czy coś było by nowym rekordem.

Klasa była otwarta a w środku nie było nikogo, oprócz nauczycielki. Usiadłem z przodu, wiem powiecie, że jakiś psychopata, ale tylko tak jest w miarę bezpiecznie.

Lekcje minęły szybko, już wychodziłem z ostatniej lekcji gdy musiałem się potknąć. Oczywiście nie o powietrze (chociaż czasami tak się zdaża) tylko o nogę Nick'a. Reszta ich grupki się zaczęła śmiać, obyło się od wyzwisk czy tym podobnych niemiłych rzeczy. Jak na pierwszy dzień lekcji, jest dosyć spokojnie, aż za bardzo..

***

Obecnie jest godzina 23:34, wszyscy już chyba poszli spać więc ukradkiem mogę się wymknąć. Jak już wspominałem, ja i Q wolimy zachować naszą przyjaźń tylko dla nas. Otwierając drzwi balkonowe, przeskoczyłem na drugą stronę barierki i skoczyłem na trawę. To, że jeszcze sobie nic nie złamałem to chyba jakiś cud. Napewno pomaga mi w tym mój wzrost, ale i tak skacze jakieś trzy-cztery metry w dół, no można powiedzieć, że jeden czy dwa zważając, że sam robie prawie dwa.

Tradycyjnie założyłem słuchawki i włożyłem telefon do kieszeni moich czarnym dresów, na głowę założyłem także czarny kaptur od mojej bluzy. Do Q mam  jakieś dwadzieścia minut? Szczerze to niewiem, zawsze podczas moich wieczornych spacerów zatapiam się pod wpływem muzyki. Teraz leciało „Friends" od Chase Atlantic, wersja przyśpieszona.

Będąc już przed klatką Q, napisałem mu szybkiego sms'a, żeby zszedł na dół i mi otworzył drzwi. Po niecałych dwóch minutach przywitał mnie niski Meksykanin w czapce, nie widziałem go chyba nigdy bez niej. Weszliśmy do jego mieszkania, rodziców nie było co mnie nie dziwiło. Q ma trudno w rodzinie, to nie tak, że mają go gdzieś! Poprostu dużo podróżują  przez swoją pracę, dokładnie nie wiem co robią, wole nie pytać.

Będąc w pokoju czarnowłosego, ten miał już przygotowany dla mnie towar. Wziąłem co moje i zapłaciłem mu drobną sumę, teraz moja ulubiona część. Palenie z nim, dziś zapale tylko jednego, w końcu jutro do szkoły.

Po paru minutach trawa zaczęła działać, a ja wraz z Q siedzieliśmy u niego w pokoju na kanapie. Zaczęliśmy rozmawiać, mówi się, że słowa pijanego to słowa których by się nie odważył powiedzieć na trzeźwo. Więc, czym są słowa zjaranego?

— Jak pierwszy dzień w szkole? —
zaczął.

— Może być, jeszcze nie dostałem wpierdzielu — zaśmiałem się.

— Ahhh Clay, wiem, że kiedyś już ci to proponowałem i odmówiłeś. Ale czy napewno nie chciałbyś sprzedawać? W twojej szkole napewno jest dużo ludzi którzy by kupili, kto wie może nawet te gwiazdeczki? Polubiłyby cię może?— zapytał.

— Nie, nie chce nic sprzedawać. Gdy zmienię zdanie napewno cię  o tym poinformuje — zapewniam.

Po pół godzinie, nie byliśmy może na mocnym haju, ale napewno nie myślałem tak samo jak wcześniej. Zwłaszcza przez to, na jaki temat zeszła nasza rozmowa.

— Aa.., co jeżeli życie zaczyna się dopiero po śmierci? — wypaliłem.

— Niewiem stary, dużo moich znajomych już się dowiedziało. Ale ja jeszcze nie chce, wiesz życie jest trochę jak gra. Mimo, że jest nudna musisz w nią grać do końca —

— Co masz na myśli? —

— Mam na myśli to Clay, że jeżeli nie żyjesz, to przegrywasz grę. Każdy chce wygrać grę, chociaż czasami niektórzy się poddają —

Zaczęliśmy się śmiać z tego jak bardzo mądrze to brzmiało, nigdy nie rozmawialiśmy o śmierci. Przynajmniej ja nie pamiętam. Później zeszliśmy już na luźniejsze tematy, gdy było około pierwszej trzydzieści zacząłem się zbierać.

Założyłem buty i pożegnałem się z Q, założyłem słuchawki i kaptur. Najgorsze jest wchodzenie do mojego pokoju na haju, do tego na balkon. Muszę podciągnąć się po rynnie a potem wspiąć się po barierce by przejść przez nią i wejść niezauważony przez mój balkon do pokoju. To wszystko pod wpływem. Jeszcze mnie nie złapano, lata praktyki.

Będąc już w pokoju, zamknąłem drzwi balkonu i przebrałem się w piżamę. Położyłem się w łóżku próbując zasnąć, lecz w mojej głowie było za dużo głosów. Tam był kompletny chaos.

- - - - - - -
1210 słów

Witam, oto i drugi rozdział :D w następnym zacznie się już coś dziać ;)

Pijcie dużo wody/soku <3

~Laura

More Than Enough // DreamNotFoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz