Susanna
Nazywam się Susan. Z pochodzenia jestem włoszką. Mam 15 lat, aczkolwiek mnie trudno jest to określić. Czemu? Ponieważ spędziłam chyba 72 lata w hotelu „Lotos". Zresztą nie tylko ja, ale o tym powiem troszku później. Opowiem też skoro mamy czas o moim wyglądzie. Mam czarne włosy, tego samego koloru oczy, bladą cerę. Zwykle ubieram się w ciemne dżinsy, ciemne koszulki, moją cudną skurzaną kurtkę oraz najukochańsze glany. Dei, tak się rozgadałam, a nie powiedziałam najważniejszego. Jestem herosem. Pewne jest, że jestem córką jakiegoś boga. Mamusia była śmiertelniczką. Natomiast szybko z jakimiś pieniędzmi nie wiadomo skąd, muszę się dostać do Obozu Herosów. Ciekawe tylko jak...
Znajdowałam się na Manhatanie i jak najszybciej chciałam znaleźć się na Long Island. Miałam dosyć wszystkich tych podróży. Wlazłam do pierwszej lepszej taksówki.
- Na Long Island proszę - powiedziałam do kierowcy i ruszyliśmy. Po parunastu minutach byliśmy w środku lasu.
- Tutaj wysiądę - oznajmiłam. Mężczyzna zatrzymał pojazd i odwrócił się w moją stronę.
- Jest panienka pewna? To przecie kompletne odludzie! - starał się mnie przekonać. Nie słuchałam go tylko zostawiłam zapłatę na tylnym siedzeniu, po czym wyskoczyłam z auta. Dziarskim krokiem ruszyłam przez las. Zanim się tu dostałam zdążyłam dowiedzieć się paru rzeczy o obozie. Znam przynajmniej całą mapę mniej więcej na pamięć. Powiedzieli mi (nie, nie wiem kto), żebym od razu pogadała z Chejronem. Na mojej drodze jakby wyrosła brama obozowa. Ucieszona weszłam do środka. Poczułam się jak czarny kruk w pomarańczowym wymiarze. Te koszulki to horror! Mało się orientowałam, gdzie jestem więc podpełzam do najbliższych obozowiczów. Na marginesie dodam, że wszyscy się na mnie japili.
- Buongiorno - przywitałam się. Spojrzeli na mnie dziwnie. - Którędy do Wielkiego Domu? - zapytałam. Przez 5 minut panowała głucha cisza. W końcu jakiś chłopak podniósł rękę.
- O, tam o... o... -mruczał. Od razu odbiegłam we wskazanym kierunku.
- Grazie mille! - krzyknęłam przez ramie. Biegłam tak, aż nie wpadłam na jakiegoś czarnowłosego chłopaka. Wyglądał na ponad 20 lat. Całkiem napakowany, o morko zielonych oczach.
- Scusate. Non ho visto te - powiedziałam. On spojrzał na mnie tępo. Nagle zorientowałam się, że mówiłam po włosku, a tu prawdopodobnie mało osób zna więcej niż grekę i angielski (ewentualnie łacinę). - Przepraszam. Nie zauważyłam cię i zapomniałam, że mam mówić po angielsku - uśmiechnęłam się.
- Nie szkodzi. Zawsze fajnie posłuchać nowego języka - stwierdził. - Jestem Percy Jackson, syn Posejdona - podał mi rękę.
- Nazywam się Susan. Nie wiesz może gdzie znajdę Nico di Angelo? - zapytałam z nadzieją.
- Pewnie siedzi w trzynastce, a po co ci on? - spytał mnie ze znaczącym uśmieszkiem. Wzniosłam oczy ki niebu.
- To mój kuzyn! - krzyknęłam. Percy'ego wmurowało.
- Jak to twój kuzyn? Przecież on nie jest z tego wieku - mówił ze strachem.
- Nikt nie powiedział, że tylko Nico i Bianca mieszkali w hotelu „Lotos" - wzruszyłam ramionami.
- No to Nico będzie miał niespodziankę... - powiedział i poprowadził mnie do przodu.
Takim sposobem znalazłam się w obozie i poznałam syna Posejdona. Ciekawa jestem jak to będzie ze mną dalej.