Luna nie była samotna, choć wielu ludzi mogłoby tak stwierdzić. Wiedziała, że jej
przyjaciele są zajęci swoimi połówkami, ale była jedna osoba, która na pewno
potrzebowała jej towarzystwa. Wyprosiła u profesora Dumbledore’a, by pozwolił jej
aportować się do domu, do ojca. Zgodził się, więc ruszyła szybko do bramy. Aportowała się i wylądowała przed małym, niepozornym domkiem stojącym gdzieś nad morzem. Zapukała do drzwi i gdy się otworzyły zadrżała z nerwów. Widzicie – Luna miała tajemnicę. I to nie taką tajemnicę, która byłaby mile przyjęta przez jej środowisko i znajomych. Najprawdopodobniej zostałaby uznana za zdrajczynię, choć nie przenosiła żadnych informacji. Co prawda wiedział o tym profesor Snape i starał się jakoś jej pomóc, jednak jego zdanie pewnie nic by nie znaczyło.Wszystko zaczęło się prawie dwa lata temu, w bitwie, która rozegrała się w Ministerstwie Magii. Zaraz po tym, jak pomogła Ronowi i Ginny udać się w miarę bezpieczne miejsce, Śmierciożercy ich zaskoczyli, a było to dosłownie na kilka sekund przed pojawieniem się Zakonu. Luna została trafiona ogłuszaczem prosto w pierś i uderzyła plecami o ścianę. Z lekkim żalem pomyślała, że nikt się nią nie zainteresował – śmierć Syriusza i pojawienie się Sami-Wiecie-Kogo tak wszystkich rozstroiła, że liczyli się tylko Harry oraz Ron. Kostka Ginny czy nos Neville’a nie były problemem. Nikt również nie zainteresował się leżącą na ziemi Hermioną, która wciąż była nieprzytomna.I wtedy ktoś ją podniósł z ziemi, odgarnął włosy z czoła i aportował się z nią. Nim zdążyła się rozejrzeć kto ją ma i dlaczego – zemdlała. Kiedy się obudziła z dużym bólem głowy, od razu zrozumiała, że nie jest w Skrzydle Szpitalnym. Pokój, w którym leżała, był mały i ciemny, a do tego dość brudny. Łóżko było w miarę wygodne, ale pościel wyglądała, jakby nikt jej nie prał od dawna. Zastanowiła się przez chwilę, ile nargli mogło się tu znaleźć, ale szybko usunęła tę myśl. Trzeba znaleźć różdżkę.
Większość ludzi brała Lunę za osobę, która niczym i nikim się nie przejmowała, tylko myślała o niebieskich migdałach. Zapominali najwyraźniej, że jest Krukonką, a podstawowym przymiotem każdego Krukona jest logika. Luna umiała ustawić priorytety – jeśli nie musiała robić czegoś ważniejszego w danej chwili, to dopiero wtedy pozwalała sobie na odpłynięcie w świat fantazji. W tej chwili jednak priorytetem było przeżycie, znalezienie różdżki i powrót do Hogwartu.Co się stało ze wszystkimi? Nie miała jak pomóc Hermionie i jej przyjaciółka została w miejscu, w którym upadła. Ginny nie mogła biec. Neville, choćby nie wiadomo jak się
starał, nie był w stanie wypowiedzieć żadnego zaklęcia poprawnie. Ron nie był do końca sobą, a Harry… Uśmiechnęła się lekko. Harry miał szczęście i akurat o niego się nie martwiła.Wstała z łóżka i powoli, bardzo powoli, zaczęła się rozglądać. Tak. Na pewno nigdy tu nie była – widok morza za oknem tylko to potwierdził. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek była nad morzem, choć wiele o nim czytała. Zajrzała nawet pod łóżko, ale nie znalazła swojej różdżki. To był poważny problem, bo oznaczało to, że ktoś ją zabrał. W pomieszczeniu były tylko jedne drzwi i niepewnie do nich podeszła. Miała już
nacisnąć klamkę, gdy drzwi się otworzyły omal nie zbijając jej z nóg. Z przerażeniem
patrzyła na osobę stojącą przed nią. Augustus Rookwood uśmiechnął się w taki sposób, że jej nogi zaczęły się trząść, a całe ciało pokrył zimny pot i gęsia skórka.– Obudziłaś się? Świetnie.
Minął ją i postawił na stoliku tacę z czymś, co wyglądało jak zupa. Ruszył w jej kierunku, ale szybko od niego odeszła i praktycznie wcisnęła się w najbardziej odległy kąt pokoju. Parsknął śmiechem i zbliżył się do niej tak, że czuła jego oddech. Oparł się jedną dłonią o ścianę, a drugą położył tak, że była uwięziona pomiędzy betonem, a nim. Nie miała jak uciec.
– Czego ode mnie chcesz?
Leniwy uśmieszek wypłynął na jego usta. Z bliska mogła mu się przyjrzeć – wcześniej
widziała jedynie jego zdjęcie w Proroku i przelotem podczas bitwy w Ministerstwie. Nie była nawet pewna, czy w ogóle podniósł różdżkę w tym czasie. Był brzydki i w jakiś
dziwny sposób przypominał jej profesora Snape’a. Także miał przetłuszczone włosy, ale jego były długie, kasztanowe i sięgające prawie pasa. Kilka tłustych kosmyków uderzało jej policzek. Skórę miał równie bladą co Mistrz Eliksirów, a le prócz kilku blizn miał widoczne ślady po młodzieńczym trądziku, przez co wyglądał jeszcze gorzej. Długi, wąski nos, wychudzona i pociągła twarz, krzywe, pożółkłe zęby i wąskie oczy koloru sherry powodowały, że był naprawdę nieciekawym widokiem. A gdy się uśmiechał –było widać szaleństwo w jego oczach. Lunę nie było łatwo wystraszyć, ale gdy była w małym pokoiku, bez różdżki i z dala od przyjaciół, za to w towarzystwie Śmierciożercy –bała się. Zwłaszcza gdy mężczyzna pochylił się i szepnął do jej ucha:
CZYTASZ
Szach Mat! cz. 2 by mroczna88
FanfictionKontynuacja Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88