Rozdział trzydziesty dziewiąty

296 14 2
                                    

Wiatr osusza łzy spływające po mojej twarzy, gdy pędzimy z zawrotną prędkością przez wzgórza

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wiatr osusza łzy spływające po mojej twarzy, gdy pędzimy z zawrotną prędkością przez wzgórza. 

Czuję się zdrajcą, ofiarą, serce mi płonie z żalu, smutku, rozpaczy, niepewności, nadzei, nadziei na co?...

Ściskam mocniej brata w pasie bo boję się, że zaraz spadnę z konia. Nate okazuje się naprawdę dobrym jeźdźcem. Tak daleko nie zapuszczałam się tutaj, nawet z Liamem. Widzę całkiem obce mi pola i lasy. Na szczęście Nate dał mi gruby płaszcz, w przeciwnym razie zmarzłabym na amen. Zastanawiam się co się dzieje w pałacu. Nie powinnam o tym myśleć, nie teraz. Nie po tym, jak ich wszystkich zostawiłam. Molly, Mawen... Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczą...

Czy będą mnie szukać? Książę z pewnością nie wyda takiego rozkazu. Nie chce mnie widzieć. Jego rodzina pewnie również. Chociaż z drugiej strony jakby nie patrzeć muszę tam być. Jeśli ucieknę, kiedyś i tak mnie znajdą i wrócę do zakonu. Na zawsze.

Zastanawiam się ponownie jak to jest byś wolnym człowiekiem. Jak to jest być znowu wieśniakiem, mieszczaninem, księciem, księżniczką, głupią Rachel... To już się stało. Będzie królową czy tego ktoś chce, czy nie. Liam żył nadzieją, że on sam wybierze sobie żonę, ale nie oszukujmy się. Król chce, by z małżeństwa jego syna przyszłego władcy były zyski, a ród Tomrusellów im to zapewni. Da armię, da majątek, da władzę. Ja nie zapewniłabym im niczego oprócz dobrego serca.

Zwalniamy tępo dopiero gdy znajdujemy się na polance przez którą przepływa płytka rzeka. Przed nami rozciągają się lasy, ale widać wzgórza na których dostrzegam wieżę kościelną. Musimy być już blisko miasta. Schodzimy z konia, dajemy mu odpocząć i napić się wody. 

- Zaczyna się ściemniać, musimy się pośpieszyć. - Nate rozgląda się dookoła niespokojnie. Zatrzymuje zmartwiony wzrok na mnie. - Jesteśmy już blisko. Nie jest ci zbyt zimno?

- Nie. - zapewniam, choć czuję jakbym miała zamarznięte policzki. Jestem wciąż oszołomiona tą szybką ucieczką. Kładę dłoń na piersi jakby upewniając się, że zdjęcie rodzinne nadal tam jest. Nie mogłabym stracić, chociaż tego.

- Jane... - podchodzi do mnie bliżej i kładzie dłoń na mojej twarzy. - Wiem, że ci ciężko. Ale podjęłaś słuszną decyzję. Będziemy w końcu razem.

- Będą mnie szukać. - szepczę. - A gdy znajdą, wrócę do... - nie przejdzie mi to słowo przez gardło. 

- Nie znajdą, gwarantuję ci to. Nie oddam cię nikomu. - przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. - Obiecuję, moja mała siostrzyczko.

Serce mi mięknie gdy słyszę jak do mnie mówi i znów czuję się jak dawniej. Chciałabym się rozpłakać ze wzruszenia, ale nie mam na to już siły i łez. 

- Czy twoi ludzie zrobią im krzywdę? - pytam z wielką gulą w gardle. 

- Nie, nie zrobią. W każdym razie jeszcze nie teraz. - spogląda gdzieś przed siebie i marszczy brwi. - To było zwykłe zastraszenie. A jeśli nadal będą tropić, ścigać i mordować naszych ludzi, to nie będzie już tak miło.

Królowa ColdwaterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz