Rozdział 235

1.2K 52 1
                                    

Nawet nie okazał zdziwienia. Parsknął śmiechem i upił łyk herbaty – prawie wrzątku, tak jak lubił.

– Snape jednak jest wasz, skoro to powiedział.

– Od początku ci mówiłam, że jest po naszej stronie. Co ty zrobisz?
Wzruszył ramionami.

– A co mam zrobić? Pójdę tam razem z resztą Śmierciożerców.

– Będziesz zabijał?

Skulił się lekko i rzucił jej szybkie spojrzenie.

– Nie będę miał wyboru.

– Mnie też zabijesz, jeśli do tego dojdzie?

– Nie bądź śmieszna!!! – uderzył pięścią w stół tak, że trochę herbaty się wylało. W jego oczach płonęło szaleństwo. W tej chwili mogła uwierzyć, że naprawdę spędził wiele lat w Azkabanie.

– A co mam myśleć? Jeśli Sam-Wiesz-Kto wygra, to będę jedną z pierwszych ofiar. Z
dwojga złego wolę umrzeć przed zobaczeniem tego.

Zacisnął szczęki i wyciągnął papierosa, po czym zapalił go drżącymi rękami. Dopiero po trzecim zaciągnięciu był nieco spokojniejszy.

– Nie doszłoby do tego. Ukryłbym cię.

– Och, i sądzisz, że poszłabym na to?

– Jeśli wygra Zakon, to najprawdopodobniej wyląduję w Azkabanie. Tym razem
zasłużenie. Ta opcja bardziej ci się podoba?

– Ilu masz przyjaciół wśród Śmierciożerców?

– Niewielu. Może Snape… Ale to było dawno.

– A dla mnie cały Zakon to przyjaciele. Oddałabym za nich życie i właśnie to zamierzam zrobić, jeśli wszystko będzie szło źle. Dlatego zgłosiłam się do grupy, która będzie przy bramie. Drugi raz huknął pięścią.

– Czyś ty oszalała, ptaszyno?! BRAMA?! Tam będzie kurewska powódź całego gówna, jakie Czarny Pan ma do rzucenia!!!

– Tam będą moi przyjaciele i będę tam przydatna.

– Och, proszę cię. Nie potrafisz dobrze się pojedynkować, jeśli sytuacja sprzed prawie
dwóch lat coś ci mówi.

– Dorosłam od tego czasu i wiele się nauczyłam.

Spojrzał na nią z tym dziwnym błyskiem, który widziała u niego za pierwszym razem,
gdy go poznała.

– Owszem. Dorosłaś. Pytanie tylko czy nauczyłaś się tyle, by móc przeżyć. Szczerze w to wątpię.

– W takim razie pomóż mi.

– Nie mogę.

– Co cię tam trzyma?

– To jedyny sposób na to, bym był wolny.

– I jedyny sposób na to, by mnie w pełni stracić.

– Nie próbuj mną manipulować, ptaszyno!

– Nie próbuję. Mówię ci jak jest. Nie chcę, by powtórzyła się sytuacja z tym chłopcem.
Byłam wściekła. Byłam smutna i… Czułam się zdradzona.
Westchnął i pokręcił głową.

– Niczego nie mogę ci obiecać.

– Niczego nie wymagam. Chciałam tylko, żebyś wiedział. Dziękuję za herbatę.

Dopiła i wstała, ignorując jego pełne bólu spojrzenie. Złapał ją za ramię, gdy była w
połowie drogi do drzwi. Obrócił ją i szepnął:

– Nie idź.

– Muszę.

– Nie. Zostań. Atak będzie dopiero wieczorem. – Widząc, że wcale jej nie przekonał jego ton stał się desperacki. – Proszę. Zostań ze mną. Tylko dzisiaj.

Westchnęła i przytuliła się do niego. Też nie chciała być sama tej nocy. Między nimi nie
miało się nic wydarzyć, ale chciała go mieć koło siebie. Choćby na tę jedną noc. Bez
względu na wynik bitwy, jedno z nich miało być skończone.

________________________________

Autorka: mroczna88

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz