Millie była romantyczką, choć niewielu o tym wiedziało. W tajemnicy przed koleżankami
z dormitorium zaczytywała się w łzawych romansach i wyobrażała sobie przeróżne
sytuacje tego typu, gdy to ona jest główną bohaterką, a Wielki, Silny i Przystojny
Czarodziej rusza jej na ratunek. Niestety, dość szybko zetknęła się z brutalną
rzeczywistością, gdy okazało się, że prawie każdy czarodziej pasujący do jej wyobrażeń, najczęściej ma już swoją wybrankę serca i raczej nie zwróci swojej uwagi na potężną
dziewczynę o niezbyt atrakcyjnej twarzy. Trudno jej było się z tym pogodzić, ale dzięki temu mogła poznać Neville’a, który dalece odbiegał od jej ideału. Jednak nawet ona
miała powoli dosyć romantycznej historii Hermiony i Snape’a. Owszem, miała ubaw nie z tej ziemi widząc jak udają, że im nawzajem na sobie nie zależy, ale nie mogła zrozumieć gierki swojego Mistrza Eliksirów.
Na początku, gdy Draco ją o tym poinformował, była pewna, że jej Opiekun Domu próbuje zdobyć dziewczynę w ten sam sposób, w jaki ona go zdobyła udając, że jest z Goldsteinem (biedak wciąż nie wiedział komu się tak narażał i chyba najlepiej by było, gdyby pozostał w błogiej nieświadomości), ale szybko odrzuciła ten pomysł. To było zbyt prymitywne, jak na niego. Nie posunąłby się do tego, żeby być z Hermioną – o ile coś takiego było w stylu Gryfonów, to Ślizgoni woleli działania, których nikt się po nich nie spodziewa. A Mistrz Eliksirów był pełen niespodzianek. Droga do Londynu przebiegała dość monotonnie – Hermiona popłakiwała, Ginny zniknęła gdzieś z Draconem, Potter
czytał magazyn o Quidditchu, Weasley i Abbot albo się całowali, albo przytulali
(Puchonka całowała swojego chłopaka za każdym razem, gdy tylko ten zerkał na
Hermionę i już-już otwierał usta, najpewniej po to, żeby wygłosić płomienną mowę
anty-Snape’ową), Neville bazgrał na kartce przemówienie, które zamierzał wygłosić
profesor Sprout, a Millie zatopiła się w myślach o beznadziejności świata w ogóle i mężczyzn w szczególe. Dlatego powrót Ginny i Dracona oznajmiających, że zbliżają się do stacji, był dla wszystkich dość silnym szokiem. Obijając się o siebie i co chwila
przepraszając, przebrali się w mugolskie ubrania i pozbierali wszystko, co zdążyli
rozsiać.– Widział ktoś moje pióro?
– Mam je, Hanno. Proszę. Ej, Neville! To moja torba!
– Wiem, Millie. Chcę ją zdjąć na dół. Hermiono, możesz zabrać ode mnie
Krzywołapa?– Jasne. Chodź tu malutki, no chodź… Harry, przesuń się trochę.
– Staram się, ale Ginny mnie ściska.
– Potter, lepiej, żeby żadna część twojego ciała się z nią nie zetknęła, bo szybko tę
część stracisz!– Wrzuć na luz, Draco. Nie zamierzam się do niego kleić. Auć! Ron! To moja stopa!
– Ups, sorry. Trochę tu ciasnawo. Ej! Widzę Billa!
– Ale nie musisz mi krzyczeć do ucha.
– Bo stoisz najbliżej okna, Hermiono. No, stajemy. Dziewczyny – na zewnątrz. My
zabierzemy wasze kufry. Tylko niech któraś weźmie Krzywołapa, bo ja go nie dotykam.
Gdy udało im się przecisnąć przez korytarz i wydostać na zewnątrz odetchnęły.– Jeden plus tego wszystkiego. Nigdy więcej pociągu!
Hermiona uśmiechała się lekko, choć była dość spięta, jeśli chcielibyście znać zdanie
Millicenty. No, ale nic dziwnego. Odebrały swoje bagaże i skierowały się ku pani
Weasley i Billowi, gdy idąca obok Millie Ginny przystanęła i wpatrzyła się w coś szeroko rozwartymi oczami. Szybko spojrzała w tym samym kierunku i niezbyt zrozumiała szok na twarzy rudej. Oparty o jeden z filarów stał sobie facet. Nic specjalnego – facet jak facet. Wysoki, brązowe włosy, rozmarzone oczy koloru starego złota, prosty nos, skórzana kurtka, czarne jeansy i czarna koszula. W sumie poza faktem, że był ubrany jak na zlot fanów Harleyów, to nie było w nim nic, co mogłoby wzbudzić takie emocje. Potter, który szedł tuż za nimi, spojrzał na gościa i uśmiechnął się lekko.– Ej, to jest ten, no… Wolly. Hej, Wolly!
Pomachał facetowi, który uśmiechnął się sardonicznie jednocześnie unosząc brew i w tym momencie Millie zrozumiała. Szok na twarzy Ginny. Ten uśmiech. Mistrz Eliksirów, który na składzie pewnie ma miliardy butelek Eliksiru Wielosokowego. I doszła do
wniosku, że to może być o wiele lepsze niż wszystkie romanse razem wzięte, które
kiedykolwiek przeczytała. Zwłaszcza, gdy – mrucząc pod nosem „Co tak stoicie?” –
przepchała się do nich Hermiona i na widok tego całego Wolly’ego najpierw zbladła,
potem zzieleniała, a następnie poczerwieniała, po czym ryknęła tak, że połowa zebranych podskoczyła o dobre dwa metry do góry:– CO TY TU, DO DIABŁA, ROBISZ?!
______________________________________
Autorka: mroczna88
CZYTASZ
Szach Mat! cz. 2 by mroczna88
FanfictionKontynuacja Szach Mat! czyli hgss bez cukru by mroczna88