Rozdział 281

1.3K 56 0
                                    

Słońce świeciło prosto w jej oczy i nieważne jak bardzo chciała iść ponownie spać, kiedy
poczuła silną rękę oplatającą się wokół jej pasa, od razu otworzyła oczy.

– Wiesz, że tego nie znoszę?

– Nic na to nie poradzę, że jestem rannym ptaszkiem. I chcę się tobą nacieszyć po takiej przerwie. Całe dwa miesiące…

– I jeszcze trochę się nacierpisz. Za dwa dni muszę wracać.

– Pojadę z tobą.

– Draco, rozmawialiśmy o tym. Nie mam na razie czasu.

Ginny wiedziała, że jest zły, ale nie mogła nic na to poradzić. Po dziennych sesjach
sprzątania jedynym, co była w stanie zrobić, było pójście spać. Nawet, gdyby potrafiła,
to nie byłaby w stanie się aportować, o spotkaniu z chłopakiem nie wspominając.
Alexander zapewniał ją, że po pół roku powinna się przyzwyczaić (a przynajmniej to
wywnioskowała spomiędzy ton obelg i rozkazów), ale ona szczerze w to wątpiła. Miała kilka języków do nauczenia i była w pełni zdeterminowana, by zakończyć ten etap jak najszybciej. Chciała choć raz przekonać się, że jest w stanie sama zrobić eliksir magiczny nie mając w sobie nawet kropli magii. Niestety, Draco tego nie rozumiał. Chciał być z nią tak szybko, jak tylko się dało. Sama jeszcze kilka miesięcy temu byłaby zachwycona taką perspektywą, ale teraz… Szukała swojego miejsca w świecie i potrzebowała trochę wolności. Wiedziała, że on jest tym, kogo chciała, ale były inne sprawy poza sercowymi, które musiała doprowadzić do porządku.

– Jak sobie chcesz – mruknął, najwyraźniej rozczarowany, ale szybko się w sobie
zebrał. – Poznam bliżej internat, ludzi, wykładowców, program. Nie jestem pewien czy moje zachowanie angielskiego dżentelmena będzie mile widziane wśród Jankesów, ale już jestem pewien, że będziesz miała o kogo być zazdrosn a. Podobno Amerykanki są znacznie bardziej… frywolne. Wiedziała, że on się z nią drażni, ale i tak poczuła złość. Cóż, temperamentu Alexander jeszcze jej nie pozbawił, ale stwierdził, że i tak spróbuje. Dodał przy tym, że to był jeden z powodów, dla których nie wziął Snape’a na nauki – Mistrz Eliksirów niezbyt potulnie poddawał się czyimś rozkazom.

– Jeśli te panienki nie chcą znaleźć w swoich kielichach niczego śmiercionośnego, to niech lepiej trzymają się z dala od ciebie. I tobie radzę trzymać się z dala od nich.

– Czy ja wiem… Będę samotny, spragniony uwagi… O, i spragniony inteligentnej
rozmowy.

– To aportujesz się do Luny. To ostatnie na pewno ci zapewni – warknęła, jednocześnie
zastanawiając się, jak na obecność młodego, przystojnego Malfoya zareagowałby Augie. Nie była pewna, czy byłaby w stanie pochować Dracona już teraz. Jeśli ktokolwiek twierdził, że ona była zazdrosna, to na Rookwooda po prostu nie było słowa, bo on mieścił się poza skalą. Dziwna sprawa, bo Luna z kolei nie patrzyła na nikogo innego.

– Wielkie dzięki, ale jeśli najdzie mnie ochota, to po prostu skontaktuję się z moim ojcem chrzestnym, nawet jeśli miałby mi za to odgryźć głowę. Swoją drogą, miałaś jakieś wiadomości od Granger?

Ginny pokręciła głową i wstała z łóżka, jednocześnie sięgając po bieliznę. Była dość
niepewna, czy mogą spać w pokoju, który – umownie – należał do niej i do Hermiony,
ale starsza dziewczyna nie dała nawet znaku życia, poza faktem, że jej bagaż w
tajemniczy sposób pojawił się w środku nocy na jej łóżku, a Krzywołap latał po ogrodzie i w najlepsze łapał gnomy. Zapinając bluzkę i czując głodny wzrok Dracona omal nie wzniosła oczu do nieba. A myślała, że to ona jest nienasycona – cóż, znalazła kogoś, kto ją w tym przebija.

– Ani słówka. Chyba jej nic nie zrobił, prawda? – dodała, niepewnym tonem. W końcu mowa była o Snape’ie. Malfoy zaśmiał się głośno, po czym zaczął zakładać spodnie.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz