Rozdział 288

1.2K 50 3
                                    

Siedział przy stole i czytał jeden z ciekawszych traktatów magicznych dotyczących zagadnień alchemicznych, gdy usłyszał pyknięcie aportacji na zewnątrz. Nie chciało mu się wstawać, by sprawdzać kto to, bo jedynie kilka osób wiedziało gdzie go znaleźć, a jeszcze mniej mogło się tu dostać bezproblemowo. Pociągnął łyk kawy i zagryzł ciastkiem, po czym przerzucił stronę. Usłyszał szybkie kroki, drzwi otworzyły się tak mocno, że odbiły się od ściany i do środka wpadła młoda, rudowłosa kobieta, która na wstępie rzuciła:

- Snape i Hermiona biorą ślub!

po czym zasłoniła się rękoma, jakby oczekiwała, że czymś w nią rzuci. Alexander
jedynie prychnął. Zerknęła na niego.

- Nie zamierzasz mi nic zrobić?

- A niby dlaczego miałbym?

- No, podobno za twoich czasów gońcy niosący złe wieści byli zabijani.

- To było dawno temu i nigdy specjalnie ten pomysł mi się nie podobał. Po co zabijać
lojalnego i szybkiego sługę? Weź się za dalsze sprzątanie, a potem popracujemy nad
podstawami staroegipskiego.

Podeszła bliżej, nachyliła się i spojrzała mu uważnie w oczy. Przez pierwsze dwa
tygodnie nie mogła powstrzymać dzikiego rumieńca, ilekroć się do niej zwrócił, ale z
czasem opanowała to. I dobrze. Nie był nią zainteresowany.

- Czy ty się dobrze czujesz?

- Nie. Tak naprawdę powoli umieram, tylko dobrze wyglądam.

- Sądziłam, że moja informacja nieco tobą wstrząśnie.

- Sądziłaś, czy miałaś nadzieję?

- Jedno i drugie.

- Nie mogła mną wstrząsnąć, bo już to wiedziałem.
-
Powiedział ci?

- Nie. Wiedziałem o tym już przy mojej ostatniej wizycie w Hogwarcie. Odpowiednio… zmotywowałem Seva do działania.

- Ale przecież on ci się podoba.

- Nie zmienia to faktu, że nie interesują mnie zajęci mężczyźni.

- Ale on nie był wtedy zajęty.

- Był, tylko nie zdawał sobie z tego sprawy. A teraz do roboty.

Poszła do swojego pokoju, rozłożyła rzeczy i kiedy wróciła on wciąż czytał. Jak typowa
kobieta – nie mogła być cicho.

- Nie jest ci ani trochę smutno?

Stęknął, odłożył książkę i obrócił się do niej z ponurą miną. Nie znosił trzech rzeczy: gdy
było mu zimno, gdy był głodny i gdy zakłócano mu spokój. Wiedział jednak, że
współcześni ludzie pewnych rzeczy nie rozumieją i nie zrozumieją nigdy, jeśli nie
przeżyją tego, co on. Co nie zmieniało faktu, że obiecał tłumaczyć jej wszystko, o co
przyjdzie jej na myśl zapytać. Jak na razie był pewien, że ta obietnica była największym
błędem jego długiego życia. Sądził, że Ginewra, w przeciwieństwie do Harpii, nie będzie miała miliarda pytań na sekundę. Szybko go przekonała, że się mylił. Co gorsza – często jej pytania były znacznie mniej inteligentne niż te, które zadawała jej przyjaciółka.

- Zasada sto osiemnasta – nie przerywaj mi, gdy czytam i nie daję ci wcześniej
pozwolenia na gadanie. – Niezbyt szybko przyswajała sobie te zasady, ale szło jej coraz lepiej. – Ale odpowiadając na twoje pytanie – jest mi trochę smutno. Czy też raczej byłoby, gdybym się tego nie spodziewał. A nawet gdybym się nie spodziewał, to nie byłoby tragedii. Mój pierwszy kochanek, za czasów mojej pierwszej młodości, został zadźgany w jakimś zaułku za to tylko, że nie chciał mnie wydać innemu Alchemikowi. Inny z moich ukochanych umierał na chorobę, na którą nawet ja nie umiałem znaleźć lekarstwa. Jeszcze inny był torturowany w obozie wroga, a ja nie wiedziałem gdzie dokładnie i zanim go odnalazłem, było już za późno. To były tragedie, Ginewro. Perspektywa utraty wspaniałego mężczyzny na rzecz wcale nie takiej złej kobiety jest w porównaniu z tym wszystkim całkiem niezła.

- Skoro aż tak bardzo się sparzyłeś, to dlaczego wciąż próbujesz się zakochać?

Wzniósł oczy do nieba, błagają o cierpliwość. Ona naprawdę była ograniczona. Sevowi nie musiałby tłumaczyć rzeczy tak oczywistych. Dopił kawę i skinął jej ręką, żeby nalała mu więcej.

- Nie mogę próbować się zakochać. To się dzieje samo z siebie, czasami wbrew mojej
woli.

- Skoro więc chcesz ich zachować przy sobie, to dlaczego nie podasz jakiemuś facetowi Kamienia Filozoficznego?

- Bo dotychczas nie spotkałem nikogo, kto wywarłby na mnie aż takie wrażenie. Nawet
Sev nie jest tego wart. To musiałby być ktoś, z kim mógłbym żyć wiecznie. I mówiąc
wiecznie, mam na myśli ciągłe bycie razem, aż do końca świata. Czekam na uczucie,
które nie jest jedynie potrzebą pomieszaną z pożądaniem.

Ginewra spojrzała na niego tak, jakby to on z nich dwojga postradał rozum.

- Brzmisz, jak jakaś baba z romansów.

- Na czymś muszą być bazowane. A teraz – do roboty!

___________________________________

Autorka: mroczna88

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz