#1

500 44 500
                                    

Tak, oszukałam własną matkę. Syriusz Black nigdy nie był moim chłopakiem. Co więcej, szansa na odmianę tej sytuacji wynosiła jakieś 0.5. Połówkę dodaję tylko dlatego, że jestem mocna z eliksirów, więc może dałabym radę przygotować amortencję. Oczywiście, nie zrobiłabym tego. I tak mam czasem wrażenie, jakby zapach desperacji ciągnął się za mną przez szkolne korytarze, przebijając woń perfum.

To się zaczęło we wrześniu. Wróciłam na piąty rok w Hogwarcie z pewną ulgą, bo mama spędziła całe lato na przedstawianiu mi synów wszystkich możliwych znajomych.

- Jesteś zbyt nieśmiała, Marlene - mówiła - Ładna, zdrowa piętnastolatka i żadnego kawalera na horyzoncie? Ludzie zaczną mówić o tobie dziwne rzeczy.

Nie precyzowała, o jakie konkretnie straszne plotki jej chodzi, ale im dłużej to trwało, tym mocniejsze kiełkowało we mnie zwątpienie. Moja mama jest czasem zbyt bezpośrednia, miewa humory i strasznie trzęsie się nad swoim zdrowiem, ale przecież żyje na tym świecie o wiele dłużej, niż ja. Chce dla mnie dobrze, więc skoro mnie ostrzega...

Próbowałam, naprawdę. Tylko, że żaden z tych chłopaków nie był ani trochę interesujący... jako potencjalny partner, rzecz jasna. Bo tak ogólnie, to znalazło się kilku sympatycznych, z którymi miałam o czym rozmawiać. Z Teddym Bobbinem wymieniłam nawet adresy, byśmy mogli listownie dokończyć rozmowę o ,,Herbarium" Eastmanna. Bobbinowie mieli sieć aptek, a on chciał przejąć rodzinny biznes z własnej pasji, nie dlatego, że mu kazano. To mi się w nim podobało, ale nic więcej, choć był obiektywnie atrakcyjny. Tego lata tańczyłam z tyloma chłopakami, że ciężko zliczyć i przy żadnym nie poczułam sławetnych motyli w brzuchu, tyle razy wspominanych w magazynie ,,Czarownica". Opuściłam dom rodzinny myśląc intensywnie, czy wszystko ze mną w porządku.

Jeśli szukałam jednak przestrzeni wolnych od takich dywagacji, to przedział w Ekspresie Hogwart do nich nie należał.

- Jesteś zbyt wybredna, Marlene - powiedziała Chloe - Kto to widział, na piątym roku nadal nie mieć chłopaka. Musisz przecież ćwiczyć, bo jak potem poznasz, czy kandydat na męża jest coś wart? Pomylisz się i co wtedy?

Chloe Burke-Belvoire, która czasem nazywamy BB, to jedna z moich przyjaciółek. Miała ojca z Awinionu, dlatego mówi po francusku tak dobrze jak po angielsku i jest bardzo stylowa. Przez rok uczyła się w Beauxbatons - czasem mam wrażenie, że to tam wolałaby być. Ma najcudowniejsze rzęsy, jakie widziałam i platynowe włosy przystrzyżone w perfekcyjnego boba. Moje nigdy w życiu by tak nie umiały, zawsze fruwają jak pomylone wokół całej głowy. Zazdroszczę Chloe tej gładkości, zarówno fryzury jak stroju, bo u niej zawsze wszystko pasuje do reszty, nic się nie gniecie, nie odstaje i nie wisi bez sensu.

- Baw się, póki możesz, bo potem pewnie starzy będą cię cisnąć o ślub - burknęła znad książki Amrita - Oni jeszcze nie zauważyli, że dwudziesty wiek powoli zmierza ku końcowi. Na twoim miejscu zaliczałabym, ile wlezie. Jak potem trafisz na lamusa, zawsze będziesz miała chociaż co powspominać.

Z Amritą Sharmą też się przyjaźnię. Jej rodzice to Hindusi, ale mieszkają w Wielkiej Brytanii od kilku pokoleń. Nie tylko dlatego wie całe mnóstwo rzeczy o świecie, polityce, obcych kulturach - po prostu cały czas czyta, lubi być na bieżąco, przez co czuję się przy niej jak ignorantka. Ludzie mówią, że jestem mądra, bo mam dobre oceny, ale nigdy bym się nie odważyła tak wprost dyskutować czy wyrażać sądów na temat aktualnych wydarzeń, jak Amrita. Zazdroszczę jej elokwencji i egzotycznej urody, dzięki której zawsze ją widać.

- Dajcie jej spokój - wtrąciła łagodnie Poppy - Marlene sama wie, że najwyższy czas... otworzyć się na nowe znajomości, jeśli chce zachować reputację.

Edukacja Marlene [Dorlene, Era Huncwotów]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz