- Jak to jest w szpitalu? - wydusiłam, czując gule w gardle. Kobieta patrzyła na mnie ze zmartwieniem i chciała coś powiedzieć, ja jednak wbiegłam do klasy, biorąc plecak, i ciągnąc Martina za rękę. Nie interesowało mnie to, że nauczycielka na mnie patrzy. Chce być teraz przy Vincencie.
Tylko on mi został, kiedy nasi rodzice zostali zamordowani, gdy był napad w firmie, w której mieli przyjęcie integracyjne. Nie mogę stracić Vincenta. Nie mogę stracić jedynej osoby, która się tak o mnie troszczy, która mnie kocha i która mnie wspiera w trudnych momentach, i w najmniejszych czynnościach. Nie mogę stracić osoby, która mówi do mnie "Kruszynko" i niezależnie od pory dnia, pyta jak się czuje.
- Co się dzieje? - zapytał zdezorientowany chłopak, kiedy byliśmy już na parkingu szkolnym.
- Zawieź mnie do szpitala - oznajmiłam, na jednym wydechu, gdy siedzieliśmy już w aucie.
- Źle się czujesz? - jego głos był przesiąknięty obojętnością, ale w oczach błysnęła iskierka przerażenia.
- Nie, nie mamy teraz czasu na rozmowy. Jedź, błagam - powiedziałam, a Martin ruszył.
Pół godziny później byliśmy pod szpitalem. Wybiegłam szybko z auta nie zamykając za sobą drzwi i nie czekając na bruneta, ruszyłam do budynku. Gdy już w nim byłam, podeszłam do recepcji, gdzie stała kobieta na oko 50- letnia z sympatycznym uśmiechem.
- Dzień dobry, kochaniutka. Co się stało? - zapytała miło. Dla kogo dobry, ten dobry.
- Dzień dobry, pogotowie przywiozło tutaj Vincenta Watsona. W której jest sali?
- A kim pani jest?
Już miałam ochotę ściągnąć jej te okularki z nosa i je połamać.
- Siostrą, jestem siostrą.
Kobieta chwilę przyglądała papiery, a ja w tym czasie denerwowałam się coraz bardziej.
- Sala numer 20 - powiedziała w końcu, a ja jej podziękowałam i pobiegłam w kierunku sali. Gdy już przy niej byłam, weszłam do środka, a widok jaki tam zastałam, złamał moje serce. Vince leżący na łóżku z zamkniętymi powiekami, blada twarz, sińce i wory pod oczami. Chciało mi się płakać. Wiedziałam, że te siedzenie w firmie do późnych godzin i picie tylko kawy, źle się dla niego skończy.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle, łapiąc brata za rękę, przez co otworzył oczy, i starał się uśmiechnąć, ale wyszedł mu grymas.
- Kruszynko - powiedział, a jego głos był zachrypnięty i wyczerpany. Widząc w jakim jest stanie, łzy stanęły mi w oczach, a broda zaczęła drgać.
- Vincent czemu ty się tak przemęczasz? Chcesz mnie zostawić? - pytałam, a łzy leciały po moich policzkach, przez co mężczyzna patrzył na mnie z bólem i kręcił głową na boki. - Braciszku błagam, weź sobie chociaż trochę wolnego, ja nie mogę cię stracić, przez jakąś głupią firmę. - mówiłam, a mój głos z każdym wypowiedzianym słowem się łamał.
- Kruszynko, przepraszam - powiedział czarnowłosy, a jego głos też się załamał. Podniósł swoją dłoń i starł łzę z mojego policzka. - Wezmę sobie miesiąc wolnego, nawet dwa, tylko proszę Cię nie płacz. Nie mogę patrzeć, jak z twoich pięknych oczu lecą łzy.
Pokiwałam głową i się delikatnie do niego przytuliłam, na co on przesunął się, robiąc mi miejsce na łóżku, i odchylił kołdrę, pod którą weszłam. Wtuliłam się w najważniejszego dla mnie mężczyznę, którego nie wyobrażam sobie stracić. Który był moją pierwszą miłością i zawsze będzie.
*
Witam was, słoneczka! Przepraszam, że rozdział jest taki którtki, ale nie miałam pomysłu.
Chciałam was poinformować, że mam 5 rozdział napisany w dokumentach google i wrzucę go (nie wiem dokładnie kiedy), a później nie wiem co będzie. Nie mam pomysłów, a na dodatek jadę na wakacje.Mam jednak nadzieję, że ten rozdział się wam spodoba. Jak chcecie możecie zadawać pytania w komentarzach, chętnie zrobie Q&A!
Do zobaczenia niedługo, słoneczka!
CZYTASZ
Empire Of Power
Teen Fiction"I mimo, że świat mi się zawala, to czuję, jak on próbuje chociaż trochę go odbudować" ©z.autorka, 2022