Trzeci

197 24 1
                                    

Do rana nie spałam pomimo zmęczenia. Wciąż nasłuchiwałam kroków za drzwiami, bo wydawało mi się, że Kozicki wcale nie wyszedł. Czułam się jak ostatnia kretynka i zachowałam się jak ostatnia kretynka. Nie umiałam się przeciwstawić i tak naprawdę, to wcale nie chciałam. Pierwszy raz czułam coś takiego, jakby niebo się nade mną otwierało. Było… było niesamowicie przyjemnie i tak inaczej niż zawsze. Nie myślałam o niczym, byłam pusta i czekałam tylko na każdy następny ruch jego dłoni. To było ekscytujące, jednak nie powinno się nigdy wydarzyć. Byłam świadoma tego, że to bardzo skomplikuje moje życie. Powrót na uczelnie miał być trudniejszy, niż zdawało mi się jeszcze kilka dni wcześniej.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Ze zmarszczonymi brwiami podniosłam głowę z poduszki i nasłuchiwałam dalej, mialam obawy przed otwarciem drzwi. Czekałam, aż mój gość odejdzie i kiedy usłyszałam kroki na korytarzu, odetchnęłam. Po szybkim prysznicu i założeniu wczorajszych ubrań wyszłam z pokoju i rozglądając się po korytarzu, zeszłam na dół. W niewielkim holu zatrzymała mnie właścicielka i zaproponowała śniadanie, jednak nie bardzo chciałam zostawać. Zapłaciłam za swój nocleg i szybko wyszłam na zewnątrz. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś ciągle na mnie patrzył. Wsiadłam do zamówionej wcześniej taksówki i zamknęłam oczy. Nie potrafiłam wyrzucić go z pamięci, nie mogłam zapomnieć jego oczu wpatrzonych w moje jakbym była jego całym światem. Nie byłam, byłam przygodą i tragicznym błędem.
Kiedy weszłam do naszego apartamentu, Kryśka od razu rzuciła się na mnie i zaczęła ściskać.
–Zwariowałaś? – Zaśmiałam się.
–Boże jak się bałam, nie wiem jak to wyszło, no nie wiem! – Prawie płakała. – Jak mogłyśmy się minąć? Ja cię nie widziałam!
–Krycha luzuj już, żyjemy, to jest najważniejsze. Zapraszam cię na obiad, ja stawiam. – Mrugnęłam do niej okiem i wyjęłam z walizki świeżą bieliznę.
Spokojnie spacerowałyśmy małymi uliczkami, kupując nikomu niepotrzebne pierdoły i pamiątki, aż w końcu zachciało nam się kawy. Usiadłyśmy w niewielkiej kawiarni przy stoliku stojącym na zewnątrz. Było dość zimno, ale stąd był piękny widok na góry. Po chwili dostałyśmy swoje napoje i od razu powąchałam gorącą parę pachnącą cynamonem i czekoladą.
–Będziesz jeszcze chciała iść w góry? – Kryśka nagle się odezwała.
–Jeszcze czego, po ostatnim wyjściu jeszcze nie ochłonęłam. – Opuściłam wzrok i przypomniałam sobie te kilka chwil w ramionach Damiana.
–Co tak myślisz? – spytała trochę zbyt poważnie i niepewnie podniosłam na nią wzrok.
–Myślę, co by było, gdyby mnie nie znaleźli.
–Przestań, wyziębiłabyś się i tyle, nic by ci nie było.
–No może i tak.
–To pójdziemy jeszcze?
–Nie wiem, pomyślę – odpowiedziałam dość chłodno, bo najchętniej, to zamknęłabym się w hotelu, żeby mieć pewność, że już go nie spotkam.
Po południu dotarłyśmy w końcu do restauracji i od razu zamówiłyśmy sobie grzane piwo i gorący obiad. Moje myśli ciągle gdzieś krążyły i nie umiałam skupić się na rozmowie z przyjaciółką. W końcu sama dostrzegła moją nieobecność, bo przestała mnie zagadywać i siedziałyśmy w milczeniu jeszcze dobrą godzinę.
Po obiedzie znów poszłyśmy w stronę niewielkich straganów, na których sprzedawane były pamiątki, i z uśmiechem przyglądałam się Kryśce przymierzającej góralskie chusty.
–Pasują ci – zaśmiałam się całkiem szczerze.
–Na głowę to nie bardzo, ale zamiast szalika, to jak myślisz?
–Myślę, że całkiem fajnie, teraz jest moda na folklor, ale tobie to bardziej zielona pasuje rudzielcu. – Zmrużyłam lekko oczy i sięgnęłam ręką po śliczne korale. Były inne niż wszystkie na straganie, bo były zrobione z malutkich kuleczek. Rozpięłam kurtkę i przyłożyłam do szyi, wyglądały pięknie, krwisto czerwone, wiązane z tyłu na kolorową tasiemkę. Było w nich coś uroczego i od razu zwróciły moją uwagę.
Sięgnęłam ręką do torebki, lecz zanim wyjęłam portfel, zauważyłam przychodzącą wiadomość. Z uśmiechem złapałam urządzenie, myśląc, że to Jurek, ale moja euforia szybko minęła, kiedy zobaczyłam obcy numer na ekranie. Zerkając na Kryśkę otworzyłam wiadomość i zacisnęłam zęby „Pięknie ci w tych koralach”. Wstrzymałam oddech i dyskretnie rozejrzałam się wokoło, musiał mnie widzieć i musiał gdzieś tam być. Nie odpisałam na wiadomość, zablokowałam szybko ekran i odłożyłam korale z powrotem na stół.
–Nie bierzesz? Ładne – głos Kryśki zadźwięczał gdzieś obok mnie, ale ja nadal skupiona byłam na poszukiwaniu tego chłopaka.
–No chyba nie tym razem – szepnęłam, jakbym się bała. – Może wezmę coś dla Jerzego.
–Może woli pani coś użytkowego? – spytała kobieta stojąca naprzeciwko nas. – Kufel, popielniczkę albo kubek.
Zmrużyłam lekko oczy, jakbym zastanawiała się co wybrać, a za plecami czułam jego obecność. Jeśli to było to, o czym mówiła Kryśka, to wcale nie chciałam tego czuć, bałam się siebie i swoich odruchów. Straciłam pewność siebie, bo wiedziałam, że jego bliskość zniszczy moje życie. Nie chcąc przedłużać, wybrałam dla Jurka szklankę do whisky, była w całości piaskowana, a tylko napis Bieszczady był przejrzysty. Nawet mi się podobała.
–Co ty taka dziś nie w sosie, co? – mruknęła Kryśka, kiedy kolejny raz przyspieszyłam kroku.
–Bo… – urwałam zadanie i spojrzałam jej w oczy.
–Słuchaj, czy ty nie chcesz mi czegoś powiedzieć? – Spojrzała na mnie tak przenikliwie, że napięłam wszystkie mięśnie.
–Nie, chyba nie.
–Chyba? – Zmarszczyła groźni brwi, a po chwili wybuchła śmiechem. – Poznałaś kogoś tak?
Przytaknęłam głową, bo nie widziałam sensu okłamywania jej, zbyt dobrze mnie znała.
–Teraz czy przed przyjazdem tutaj? – Uniosła brew, ale tym razem musiałam skłamać.
–Teraz. Wczoraj, to znaczy dziś w nocy.
– No to mów.
–Sama nie wiem co powiedzieć. – Zaczęłam i potarłał palcami czoło. – Był miły i taki…
–No jaki?
–Uśmiechnięty.
–Wow! To atut, był uśmiechnięty, a coś bardziej?
–Boże, Krysia! – Wkurzałam się, bo wcale nie chciałam jej tego mówić. – Czułam się przy nim inaczej niż przy… on był inny, nie pytał mnie o zgodę, nie czekał na mnie! - mówiłam szybko, ale cicho. – Po prostu mnie pocałował!
–Czekaj! Zaraz, wróć! –Rozłożyła ręce. – On cię wczoraj poznał i od razu do całowania? – Przytaknęłam nieśmiało. – A to mogłam być ja – westchnęła i podniosła na mnie rozpalony wzrok. – Przespałaś się z nim?
–Zwariowałaś? – oburzyłam się, ale zdawałam sobie sprawę, że mi nie uwierzyła. – Nigdy nie przespałam i nie prześpię się z innym facetem!
–A jednak dostrzegłaś różnicę między nimi, podobał ci się ten drugi, nawet oczy ci się zmieniły, kiedy o nim mówiłaś.
–Bzdura – warknęłam i ruszyłam w stronę hotelu.
–Nie bzdura tylko tak – zaczęła paplać, po tym jak mnie dogoniła. – Ja nie będę ci prawić morałów, uważam, że popełniasz błąd, będąc z Jurkiem, ale to twoje życie.
Na tym zakończyłyśmy rozmowę i już w absolutnej ciszy dotarłyśmy do hotelu. Niestety Kryska nie na długo zakończyła podchody i kiedy wieczorem rozsiadłyśmy się z winem przed telewizorem, to znów zaczęła ględzić.
–Tutejszy? – spytała dość cicho i jakby od niechcenia.
–Tak.
–Typowy górol? – Zaśmiała się i upiła wino prosto z butelki.
–Nie wiem czy typowy, ale ratownik górski.
–Romantiko.
–Jasne – odpowiadałam bez emocji, chcąc zakończyć temat.
–Nie przejmuj się, ty za parę dni wyjedziesz, on zostanie. Co najwyżej możecie do siebie słać słodkie esemeski w stylu, śpij słodko i śnij o mnie, a rano będziesz mieć wiadomość, dzień dobry słoneczko, nie spałem, myślałem o tobie całą noc.
–Odwal się. – mruknęłam, ale szczerze, to nigdy takiej wiadomości nie dostałam. – To była krótka chwila i nie chcę ani o nim rozmawiać, ani wspominać.
–Oj, a mnie się wydaje, że będziesz za nim tęsknić.
–Nie mam za czym – burknęłam i wyjęłam jej butelkę z ręki. – Wrócę do domu, zajmę się pracą, miałam zrobić drugi fakultet z resocjalizacji.
Dziewczyna pokręciła tylko głową, jakby mi nie wierzyła i znów spojrzała w telewizor.
Deszcz padający przez następne dni był dla mnie wybawieniem, zamiast wędrować po górach spędzałyśmy czas na masażach i jacuzzi. Krysia nie poruszała już tematu moich przeszłych i przyszłych romansów i lepiej mi z tym było. Jurek dzwonił każdego dnia i rozmawialiśmy, jakbyśmy się serio za sobą stęsknili, potrafiliśmy gadać przez dwie godziny o niczym i nie nudziło mnie to. Może laska miała rację, że wyrzuty sumienia mogą poprawić relacje w związku. Tego nie byłam pewna, jednak coś się między nami zmieniło.
Ostatni dzień pobytu postanowiliśmy spędzić na spacerach, ale tylko wśród ludzi, żadna z nas już nie chciała wchodzić do lasu i dobrze, ponieważ ja nadal nie pozbyłam się lęków przed spotkaniem własnego studenta. Włóczyłyśmy się między wystawami sklepowymi, knajpkami przepełnionymi turystami i straganami, ale żadna z nas się nie odzywała. Zrobiłyśmy sobie parę zdjęć na tle gór i kupiłyśmy grzańce, a po kilku godzinach marszu zdecydowałyśmy się na ciastko w bacówce. Już z daleka pachniało pieczonymi jabłkami i cynamonem, i ten zapach kusił zbyt mocno, żeby dało się oprzeć.
Zdjęłyśmy kurtki i wygodnie rozsiadłyśmy się na drewnianych ławkach, przy nakrytym kraciastym kocem stole. Na środku dość dużej izby było okrągłe palenisko, na którym stał żeliwny kocioł z bigosem. Gwar wewnątrz nie cichł, a ludzi zdawało się przybywać z każdą minutą. My wybrałyśmy niewielki stolik przy oknie, żeby móc oglądać widoki. Oczywiście gospodyni nie musiała nas długo namawiać na coś poza ciastem. Zresztą tak pachniało jedzeniem, że od razu zrobiłyśmy się głodne. Żeby nie czekać długo na jedzenie, wzięłyśmy to, co mieli już gotowe, krupnik na żeberkach, a później bigos z prawdziwym swojskim chlebem na zakwasie. Na ciasto nie bardzo miałyśmy już miejsce, ale nasza gospodyni nie pytała o zdanie, przyniosła nam po takim wielkim kawałku, że nie wiedziałyśmy jak się za to zabrać. Jedzenie było pyszne i pomyślałam, że właśnie tego w Lublinie będzie mi brakowało. Spojrzałam na koleżankę, która trzymając się za brzuch opadła ciężko na oparcie i śmiałam się z niej.
–Dawno tak dobrze nie jadłam. – Pogłaskała się po brzuchu. – Ale wystarczy mi do następnego tygodnia. A ty gdzie masz te kursy?
–Jednodniowy mam we Wrocławiu, a dwudniowy w Warszawie.
–To sobie zwiedzisz. Jurek z tobą pojedzie?
Wzruszyłam tylko ramionami, bo przecież sama nie wiedziałam. Rzadko ze mną gdziekolwiek jeździł, a ja z nim. Na tym polegało nasze wspólne życie, niby wspólne, ale każde z nas osobno. Podniosłam wzrok na wpatrzoną we mnie dziewczynę i uniosłam kącik ust, wymuszając na sobie jakiś uśmiech.
–Oj no co? – zabrzmiałam trochę jak kapryśne dziecko. – Nie mamy wspólnych planów, nasz jedyny wspólny wyjazd przez tyle lat to podróż poślubna.
–Może on nie chce zmuszać cię do swojego towarzystwa. Może sama mu zaproponuj wyjazd.
–Nie uwierzy, nie jest głupi, wie, że ja tego nie czuję tak jak on.
–To zrób to tak, żeby uwierzył.
Pokiwałam głową, bo nie miałam już nic do dodania. Sama się zastanawiałam czy to dobre wyjście, może taki wspólny wyjazd zbliżyłby nas do siebie.
–Idziemy? – Kryśka kiwnęła głową w stronę okna.
–Tak, skoczę do toalety. – Zabrałam z ławki torebkę i przerzuciłam ją sobie przez ramię.
Z uśmiechem mijałam stoliki, przy których siedziały rodziny z dziećmi. Nigdy nie chciałam mieć dzieci, najpierw byłam za młoda, żeby chcieć, później nie chciałam mieć ich z Jurkiem. Na szczęście on nawet nie wspomina o potomstwie.
Weszłam w niewielki korytarz, na którego ścianach wisiały ręcznie malowane obrazki i pejzaże wycinane w szkle. Odwróciłam głowę, słysząc, że ktoś za mną jest i starałam się ominąć stojącego przy mnie chłopaka, wcale nie miałam ochoty na jego towarzystwo.
–Zaczekaj – odezwał się cicho i chwycił mnie za łokieć.
–Śledzisz mnie? – spytałam ze łzami w oczach, a on tylko się uśmiechał.
–Nie tym razem, przyszedłem z kolegami na piwo, ale nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. – Lekko się do mnie nachylił. – Kupiłem te korale, których nie chciałaś. Pasowały ci. – wyjął z kieszeni bluzy niewielki woreczek związany srebrnym sznurkiem.
– Nie jesteśmy na ty. – odepchnęłam wyciągniętą do mnie rękę. – I zabierz to.
Chłopak lekko się wyprostował ale nie wypuścił mojej ręki.
–Tęskniłem za panią pani magister – mówiąc to, popychał mnie lekko na ścianę i obniżył twarz, tak że dotykał mojego policzka.
–Niepotrzebnie, nie wiem co sobie wyobrażasz, ale…
–Pani też prawda?  – spytał dość pewnie, a ja przekręciłam głowę na bok, żeby na niego nie patrzeć.
–Puść mnie.
–Przecież wcale pani tego nie chce, inaczej już by pani wołała pomocy.
–Chcesz, żebym zawołała? – Wbiłam w niego spojrzenie, które miało być groźne, jednak wiedziałam, że tak nie wyglądało.
–Bardzo bym chciał. – Uśmiechnął się, pokazując zęby. – Niech pani woła.
Wciąż stał zbyt blisko mnie, a po chwili oparł o siebie nasze czoła. Było w nim coś pociągającego, coś, czemu nie potrafiłam się oprzeć.
–Po co się bronisz? Wcale nie chcesz, żeby ktoś ci pomagał – szeptał tak przyjemnie – podoba ci się, że jestem blisko, prawda?
–Jesteś bezczelny. – Sama nie wiedziałam czemu szepczę, ale jego wzrok utkwiony w mój mnie paraliżował.
–I co z tego? – tym razem się nie śmiał, w jego głosie była szczerość.
–Proszę, wypuść mnie. – Głos mi się łamał, a jego dłoń powoli przesuwała się od mojego biodra w górę aż do szczęki, na której się zatrzymał.
Dotknął kciukiem kącik moich ust i lekko zassał dolną wargę. Ten obraz serio na mnie zadziałał, czułam w żołądku palące ciepło, a moje mięśnie same zaczynały drżeć. Nie odsunęłam się, kiedy zbliżył do mnie twarz i zmrużyłam oczy, gdy jego usta zatrzymały się milimetr przed moimi. Karciłam siebie za to, że na to pozwalam, ale to było silniejsze ode mnie. Oparł swoje usta o moje i nie potrzebowałam niczego więcej, żeby mu ulec. Tym razem robił to delikatnie i powoli, bawił się tą chwilą i chociaż ja nawet nie drgnęłam, to nie przestawał. Był czuły i subtelny, nie spieszył się, choć ja powinnam. Kiedy starałam się odsunąć, chwycił mocno moją szczękę i przyciągnął do siebie. Dopiero teraz pogłębił pocałunek i zrobił to tak niespodziewanie, że aż jęknęłam. Broniłam się, ale nie dawał mi odejść. Ślinił mnie i dyszał, a ja czułam się w jego ramionach jak prawdziwa kobieta, dopieszczona i pożądana. Jednak kiedy zacisnął dłoń na moim pośladku oprzytomniałam i odepchnęłam go od siebie, od razu biegnąc w stronę sali. Po drodze spojrzałam na siebie w szybie i lekko poprawiłam włosy. Kiedy stanęłam przy stoliku, Kryśka przewróciła oczami.
–No co tak długo? – warknęła.
–A… – zmarszczyłam brwi – okres dostalam i musiałam się jakoś doprowadzić do porządku.
–To może wrócimy do hotelu? – Spojrzała na mnie jakby zmartwiona, a mi było tak strasznie wstyd, że ją okłamałam.
–Nie spoko. – Machnęłam dłonią i założyłam kurtkę.
Wzięłam głęboki oddech zaraz po wyjściu na zewnątrz i pierwszy raz tak bardzo tęskniłam za domem. Ruszyłam w największy tłum, żeby ograniczyć możliwość spotkania Damiana i odruchowo zajrzałam do torebki. Dopiero teraz zauważyłam, że jest otwarta, a w środku był znajomy woreczek ze srebrnym sznurkiem.

Niemiłość [Zakonczona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz