Rozdział 1

749 65 30
                                    


John McCrea - "I Wanna Be Your Dog" 

Soraya

Przewróciłam oczami obserwując spod ciemnych okularów spektakl pod tytułem "wcale cię nie pragnę". Tylko głupiec by się nie domyślił, jakie uczucia żywił ten idiota względem mojej bratowej. Ale nie... nie miałam prawa się wtrącać. Już nigdy więcej nie chciałam zajść za skórę Francowi, tym bardziej, że opłacał moje leczenie w prywatnej klinice i wybaczył mi wszystkie moje grzechy. Niestety, nie mogłam tego samego powiedzieć o jego żonie. 

Polina Callaro nienawidziła mnie całym sercem i nic dziwnego, że gdy przyszłam zobaczyć Biancę na żywo, odesłała mnie z kwitkiem. Tamtego dnia moje serce dorobiło się kolejne rysy, ale duma nie pozwalała mi komukolwiek tego pokazać. 

Zacisnęłam usta w ironicznym uśmieszku i chwyciłam za drinka, udając, że skupiam się na opalaniu.

- Jesteś cudowny. Naprawdę nie wiem jak ci dziękować. - Usłyszałam słodki głos Poliny. - Bez twojej pomocy byłabym skazana na Gustava, a ostatnio nie mamy zbyt dobrych kontaktów.

- Nie musisz mi dziękować, Polino - mruknął mężczyzna zapewne uśmiechając się w ten swój irytujący, czarujący sposób. - Nie mogłem pozwolić, żebyś narażała swoje życie i córki by się tu dostać, a samodzielna jazda z noworodkiem nie jest chyba najlepszym pomysłem. 

Parsknęłam śmiechem nie mogąc się powstrzymać, przez co dwójka intruzów rzuciła w moim kierunku spojrzenia. Na szczęście byłam u siebie więc mogłam robić co tylko chciałam. I chociaż bardzo pragnęłam podnieść się z leżaka i zobaczyć jak śliczna na żywo jest mała Bianca, moja duma nie pozwalała mi się ruszyć z miejsca. 

Czekałam zatem, aż ten żenujący spektakl dobiegnie końca.

- Jeszcze raz dziękuję - powiedziała Polina kierując się do samochodu. - Nie musisz mnie odwozić, Franco za chwilę tu będzie.

- Ach... - wybąkał zbłąkany Michele. - Dobrze, więc, mogę być spokojny, że bezpiecznie trafisz do domu.

Jeszcze chwila a ponownie wybuchłabym gromkim śmiechem. Zabawne, że ten idiota nie dostrzegał swojej patowej pozycji i jak zakochany szczeniak próbował ratować się słodkimi słówkami. 

Nie mogąc dłużej wytrzymać na palącym słońcu, podniosłam się z ręczników i natknęłam się na wpatrującego się w odjeżdżający samochód mężczyznę. 

- Jesteś żałosny - rzuciłam pod nosem przechodząc obok niego by dostać się do przejścia. 

- Słucham? - spytał zdezorientowany jakbym wybudziła go ze snu.

- Słyszałeś. - Odwróciłam się na chwilę w jego kierunku by jeszcze raz spojrzeć na jego zdesperowaną gębę. - Jesteś. Cholernie. Żałosny - wycedziłam uśmiechając się od ucha do ucha, a moje sięgające do ramion blond włosy rozwiały się na wszystkie strony. - Gdyby Franco tylko wiedział... - Pokręciłam głową z niedowierzaniem, by jeszcze bardziej sprowokować Zino. - Nie sądzę, że byłbyś dłużej jego consigliere.

Chciałam zarzucić haczyk i udać się spokojnie do swojej sypialni, gdy mocny uścisk ramienia unieruchomił mnie w miejscu. Zaskoczona ściągnęłam okulary i spojrzałam na mężczyznę, który na zbyt wiele sobie pozwalał.

- Zapłacisz za to...

- Nie masz prawa rzucać takich oskarżeń w moim kierunku - wychrypiał zbliżając swoje usta do mojego ucha, a jego niebieskie oczy patrzyły na mnie z czystą nienawiścią i pogardą. - To, że Franco toleruje twoją fałszywą dupę nie zmienia faktu, że nadal jesteś wyrzutkiem, Sorayo. Tak jak twój mąż, chociaż ciebie przy życiu trzyma nazwisko. Jeszcze raz usłyszę z twoich ust podobne spekulacje a zapomnę, że jesteś Callaro. Rozumiemy się?

Zaszokowana zamrugałam kilkukrotnie by upewnić się, czy przypadkiem nie mam omamów.

Jakim prawem ten cholerny kutas mówił do mnie takim tonem?

- Grozisz mi?

Michele uśmiechnął się jednym kącikiem a dołeczek w jego podbródku stał się jeszcze bardziej wyraźny.

- Domyśl się, Sorayo. Podobno jesteś wykształconą kobietą, więc powinnaś znać odpowiedź bez zadawania zbędnych pytań.

Nie mogłam w to uwierzyć.

Zacisnęłam szczękę i wyrwałam rękę z jego uścisku. Próbowałam się kontrolować. Powstrzymać, przed wymierzeniem mu policzka, ale cóż... mój temperament mówił sam za siebie. 

Bez chwili zastanowienia uderzyłam go w kant szczęki, aż rozbolała mnie cała ręka.

- Może i jesteś przyjacielem mojego brata i jego wiernym pieskiem, ale założę się, że gdy powiem mu jak patrzysz na jego żonę, odetnie ci pieprzone jaja - wyrzuciłam z siebie rzucając mu tym samym wyzwanie. - To jak, Zino? Przeprosisz mnie ładnie czy mam wybierać wieniec na twój funerale

Gdybym jeszcze miała duszę, i tak zostałaby sprzedana diabłu. Nie byłam dobrym człowiekiem, nigdy, a po piekle, które zgotował mi Umberto, tym bardziej.

Dopuściłam się bardzo, bardzo złych rzeczy. Nienawidziłam częściej niż kochałam, a kochałam... już teraz nikogo. Chyba nawet nie potrafiłam tego robić. Za to nienawiść... to ona pchała mnie do działania. To ona dawała mi nadzieję na zemstę. To ona jedyna trzymała mnie przy życiu i czy tego chciałam czy nie, nie miałam szans na odpokutowanie swoich grzechów.

Już dawno przestałam się oszukiwać. Nie byłam tak dobra jak Sophia, tak sprawiedliwa jak Franco i z całą pewnością tak uczuciowa jak Gustavo, ale w zamian za to... byłam silna. O wiele silniejsza niż wszystkim się wydawało. I chociaż wiele osób w famiglii postawiło na mnie krzyżyk, powstałam jak feniks z popiołów. 

Michele igrał z ogniem rzucając groźbami w moim kierunku, ale skoro chciał się poparzyć, mogłam zafundować mu ogień, który spali go od środka.

Uśmiechnęłam się słodko i poprawiłam białe, eleganckie bikini. 

- Wiedziałam, że szybko załapiesz z kim nie należy zadzierać. 

- Jesteś nieobliczana, Sorayo - powiedział kręcąc głową. - Nie rozumiem jak Franco dał ci kolejną szansę. Chciałaś zabić jego cholerne dziecko i żonę.

Bądź silna, Sorayo.

Nie daj mu się złamać, Sorayo.

Powtarzałam sobie w duchu te słowa jak mantrę, ale wspomnienia z tamtego dnia runęły na mnie jak pieprzona lawina. 

Może faktycznie chciałam zabić i Biancę i jej matkę? Może byłabym zdolna do posunięcia się tak daleko?

Ostatnie jednak co pamiętałam, to chłodna lufa przyciśnięta do mojej skroni i myśl, że już za moment spotkam się ze swoimi wszystkimi, nienarodzonymi dziećmi. 

Michele nie musiał jednak tego wiedzieć. Nie mogłam... pokazać mu, jak bardzo zabolały mnie jego słowa. Zamiast tego, zastosowałam się do swojej odwiecznej mantry. 

Najlepszą obroną jest atak, Sorayo.

- Nie chcesz mieć we mnie wroga, Zino - ostrzegłam go robiąc krok do tyłu. Jego niebieskie tęczówki były dużo jaśniejsze niż moje, a ciemne, lokowane włosy dodawały mu chłopięcej, wręcz anielskiej urody. - Przemyśl dobrze, czy twój sekret jest aby na pewno bezpieczny. Bo wydaje mi się, tesoro, że już nie. 

Oddaliłam się, wchodząc przez taras do domu i zamknęłam się w swojej sypialni. Oddychałam ciężko, nie mogąc złapać tchu a całe moje ciało stało w płomieniach. 

Straciłam swoją moc obojętności. Straciłam tą hardą część mnie, tą, która miała mnie chronić przed zranieniem. Straciłam siebie... I ból, który obudził we mnie Michele Zino będzie musiał zostać pomszczony.

Zino wkrótce zapłaci mi za rozgrzebanie starych ran. A cena za jego błąd będzie cholernie krwawa i wysoka. 

PREMIERA 05.2023❤️Soraya. Krwawy ObowiązekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz