Rozdział XI

18 4 0
                                    

– Więc ostatecznie nie znalazł pan nic o Celiusie? – dopytał Ernest, szukając miejsca, gdzie mógłby usiąść.

– Niestety – odparł ze skruchą Alois, krzyżując ręce na piersi.

Syknął, gdy naruszył ranę na lewym przedramieniu. W zasadzie czuł na całym ciele zakwasy, przez co ledwie doszedł na miejsce spotkania. Przynajmniej nie musiał wstawać skoro świt, bo nie zmrużył oka nawet na chwilę tej nocy.

Alois pluł sobie w brodę, że nie złożył wniosku o dorobienie ławki przed nagrobkiem. Spacer na cmentarz wyraźnie nadwyrężył jego zapas sił.

– A pan coś znalazł? – zrewanżował się Alois, obmiatając granit z opadłych liści i pyłu.

Aplikant pokręcił głową.

– Przypinka jest zapisana na Celiusa Wstrząsigórę. Ten jednak nie widnieje w żadnym dostępnym mi rejestrze. Jest dla nas nieuchwytny – skwitował okularnik, wkładając ręce do kieszeni marynarki.

– To ironiczne... – stwierdził Alois, obrzucając spojrzeniem grób rodziców. – Że ten mag, podległy partii, przybrał za pseudonim godność najpotężniejszego przedstawiciela swojej rasy w historii.

Ernest uniósł brwi z zainteresowaniem.

– Naprawdę?

Alois kiwnął głową. Nie mógł wybaczyć trucicielowi udziału w zbrodni, o którą to jego obwiniano. Widział na własne oczy jego bezradność i frustrację. Może życzył sobie obejrzeć więcej z życia maga, a nie jakiegoś zmiennego. To jednak wystarczyło, żeby nie nienawidził Celiusa.

Butlera zaś to by chętnie zastrzelił!

– W sumie to logiczne, że ludzie przybierają imiona silniejszych od siebie – ciągnął dalej Ernest, rozglądając po lesie drzew i grobów.

Północ bała się śmierci. Nie chciała jej widzieć, dlatego chowała bliskich pomiędzy drzewami. Do czasu sojuszu z magami, ludzie nie oznaczali nawet grobów. Dopiero po nim, zaczęto palić zwłoki, albo też chować je w mauzoleach, kryptach czy cmentarzach. Ludzie nie mogli się jednak przemóc, aby odwiedzać zmarłych poza przeznaczonym na to dniem.

Dlatego jedynym towarzyszem mężczyzn był szelest drzew, zapach wiosny... i soli z nieokreślonego źródła. Alois nie zamierzał jednak sprawdzać każdego drzewa, bo ktoś mógł na nich siedzieć. Zamiast tego wolał wysłuchać wywodu aplikanta i partnera oporu przeciwko Butlerowi.

– Kiedy partia naciska z każdej strony, człowiek nie pragnie niczego jak być silnym na tyle, aby wydostać się spod jej wpływów. Sędzia jednak mówił, że jeśli człowiek wyrzeka się swojego imienia, to oznacza jego porażkę – mówił Ernest.

Alois spiorunował okularnika wzrokiem.

– A teraz nie żyje. Pod swoim imieniem – burknął.

Reagan też przybrał imię Numy i nie przegrał.

Zaś mag, który zaś z uwielbieniem spogląda na Celiusa... Zabił człowieka. Pośrednio, ale jednak i to dla swoich oprawców.

Co się zaś tyczyło Aloisa... Coraz bardziej było prawdopodobne, że zostanie powieszony, choć był niewinny. Pod swoim imieniem i nazwiskiem.

***

Jakby na to nie patrzeć, nie było rzeczy, której nie dałoby się przypisać Butlerowi. Chociażby to jak poranne słońce przypiekało żywcem każdego lokatora z oknem wystawionym na wschód, wybudzając ze snu.

Jednak żadna tortura nie mogła się równać czytaniu dokumentów na kredowym papierze w jaskrawym świetle słońca. Dla Aloisa to była droga przez męki. Szczególnie, że musiał oszczędzać na prądzie, aby ograniczyć wydatki.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz