Rozdział 4

7 1 0
                                    

Otwieram oczy, gdy słyszę przekręcanie klucza w zamku. Mimochodem zerkam na zegar. 15:59. O minutę za wcześnie, a może źle zerknąłem na tarcze.

Po chwili słyszę otwieranie drzwi. Nie słyszę trzasku. Już wiem, że to matka.

Mija kilka chwil i po chwili smukła kobieta o blond włosach wchodzi do pomieszczenia. Patrzy chwile na mnie. Jej ciemne oczy świdrują mnie na wskroś.

-Jadłeś coś?- pyta tylko.

Nie odpowiadam. Nie musze. Matka podaje mi pudełko. Zapewne są tam pączki. Kupuje je codziennie.

-Jak było w pracy?- pytam.

-Dobrze- mówi matka, po czym wychodzi.

Siedzę chwile patrząc w stronę, gdzie jeszcze do niedawna stała moja rodzicielka. Zerkam także na Sabę, która zwinęła się w kłębek i śpi. Już wiem, że będę musiał ją przekonywać, że to nie jej fotel. Szybko sobie przywłaszcza różne rzeczy. Ojciec mówi, aby ją oduczył tego lecz ja nie potrafię tego zrobić. Pies jest zbyt uparty. Tata twierdzi, że jest głupia lecz ja wiem, że Saba jest po prostu sobą.

Otwieram pudełko od mamy. Tak jak się spodziewałem. W środku znajduje się pięć pączków. Trzy posypane pudrem, a dwa polane lukrem. Zamykam z powrotem pudło. Nie mam na razie ochoty.

Zerkam na zegar. 16:15.

Za cztery godziny wróci ojciec. A może za trzy? Nie potrafię sobie przypomnieć ile on pracuje. Za każdym razem wraca inaczej, a może mi się wydaje. Muszę się go zapytać o to. Zaczynam się obawiać swej pamięci. Co raz mniej rzeczy pamiętam. Póki co przypominam sobie o czym była książka, którą czytałem lecz jak na długo. Pamiętam jak nazywa się mój pies lecz nie pamiętam dlaczego tak ją nazwałem. Być może gdzieś przeczytałem tą nazwę lub usłyszałem. Tylko gdzie?

Wstaje z kanapy i podchodzę do psa. Zaczynam go głaskać. Wiem, że się nie obudzi. Uwielbia udawać kamień. Lubi jak zaczynam ją łaskotać po pysku. To nasz rytuał i za razem zabawa.

Chwile jeszcze głaszczę Sabę. Moja dłoń przesuwa się z jej głowy na pysk. Zaczynam ją delikatnie łaskotać po pysku. Tak ja sądziłem, otwiera po chwili ślepia i zaczyna mnie lizać.

-Czy mógłbyś wyjść z psem?- za moim plecami dochodzi głos matki.

-Wyjść?- pytam lekko zdziwiony w dalszym ciągu głaszcząc psa.

-Z pokoju- mówi.

Zerkam na matkę. Jej twarz jest jak zwykle bez emocji. Oczy również nie wyrażają nic.

-Mogę cię o coś zapytać?- mówię.

-Nie jestem pewna- odpowiada matka.

-Kim ja jestem?- pytam nie zważając na jej słowa.

Nic nie odpowiada. Patrzy na mnie tylko jakby chciała rozgryźć o co mi tak naprawdę chodzi.

-Zapytaj ojca- odpowiada, po czym wychodzi z pomieszczenia.

Tak jest za każdym razem gdy zadaje jakiekolwiek pytanie.

Ona wie lecz nie chce nic powiedzieć.

Czyżby ojciec jej nie kazał. Wydaje mi się, że oni razem coś ukrywają.

I to nie chodzi o mnie. 

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz