Ciemne chmury, czarne chmury. Czarne chmurzyska. Jest ich coraz więcej. Gęstnieją coraz bardziej. Mgła. Opada. Nie widzę nic wokół. Budynki się walą. Trzęsienie ziemi na tyle duże, żeby korzenie drzew powypadały z gleby. Pada deszcz, kwaśny deszcz. Śmierdzi okropnie. Widzę konających ludzi. Jestem nietknięty. Błagają o pomoc, o litość. To nie ich wina, tak po prostu miało być. Patrzę na to wszystko z przerażeniem, ale i podekscytowaniem w oczach. Przecież na to czekałem. Nie w takiej formie! Uciekam. Trzęsienie ziemi narasta. Pojawiają się lekkie skruszenia. Zaraz wszystko runie. Czuję pod stopami, że wszystko jest cieniutkie. Deszcz wręcz syczy. Biegnąc na oślep przez mgłę dosłownie ją na sobie czuję. Jakbym przebiegał przez miękką bawełnę. Słyszę dzwony kościelne. Raz za razem biją. Widzę katedrę. Notre Dame. Muszę się dostać na górę.
Widzę jak wszystko płonie. Drzewa, ruiny, samochody.. ludzie. Dzwony biją coraz głośniej, ale powoli dźwięk zanika. Coraz szybciej, ale poruszają się w zwolnionym tempie. Kręci mi się w głowie. Spadam... W otchłań. Odbijam się od dna jak od jakiejś trampoliny. Lecę z ogromną prędkością w górę aż docieram do kosmosu. Gwiazdy wokół. Są spokojne. Pode mną już nic nie ma. Wokół tylko kosmos. Same gwiazdy. Słońce zaraz wybuchnie. Czuję powiew na sobie aż coś ciska mną daleko za siebie. Lecę z niewyobrażalnie ogromną prędkością. I lecę.. i lecę...
Ustaje, wszystko ustaje. Spadłem może parę centymetrów. Poczułem znowu grunt pod stopami. Echo upadania rozległo się po całym... wszechświecie. Widzę tunel. Polana a na wzgórzu jabłonka. Idę usiąść. Biorę jabłko do ust. Biorę pierwszy kęs. Pyszne. Bardzo słodkie.
Czy tak wygląda "raj"?
CZYTASZ
Koniec
PoetryKoniec świata możemy wyobrażać sobie na wiele sposobów. Bardzo wiele. I te złe, i te dobre. Tak czy siak i tak jest koniec, więc jakie ma znaczenie jak to się skończy? Przecież to jak to wygląda, nie jest najważniejsze. Liczy się koniec. Tylko konie...