23. Pewna sytuacja

53 15 2
                                    

Nie mogłam doczekać się końca swojej zmiany. Peter dzwonił do mnie, że przyjechali ludzie ze sprzętem. Nie wyjaśnił nic więcej, jedynie to powiedział i się rozłączył, wcale nie pragnąc tłumaczyć reszty. To znaczyło tyle, jak przekazanie wiadomości: „Skończysz pracę to się dowiesz". Byłam niemal pewna, że to samo przekazał każdej innej osobie, o ile mu się chciało to zrobić. Bo z tym niewątpliwie było różnie.

Tak czy inaczej była dopiero dwunasta, a kończyłam o szesnastej, więc czekało mnie jeszcze wiele czasu, nim dowiem się co takiego dojechało. Czasami naprawdę nie znosiłam pracowników, którzy tak po prostu mówili część rzeczy, a potem takie: „No cóż, dowiesz się reszty później". To tak, jakby nie można było powiedzieć wszystkiego.

Ze złością zeszmaciłam stolik, który właśnie został zwolniony. Ludzie musieli się akurat zwalić tłumnie, tak żebym nie miała czasu nawrzeszczeć przez telefon na tego wrednego Petera. To było tak frustrujące, że aż chciałam warknąć na klientów. Był przecież piątek i robota dalej trwała, więc dlaczego musieli mi to robić?!

Zaniosłam puste talerze do lady i ruszyłam z tacką do kolejnego pustego stolika. Kelnerzy uwijali się przy klientach, podchodząc do stolików lub dając wybrane ciasta, ciastka, Tęczowy Sok, ciepłe picie i słodycze. Niektórzy przyszli jedynie po Sok, niemniej ledwo dwie osoby radziły sobie z długą kolejką. Ale moje zadanie nie miało się zmienić. Byłam najszybciej czyszczącą stoliki osobą, więc teraz to właśnie musiałam robić.

Dopiero po godzinie zrobiło się luźniej. Wszyscy mogli odetchnąć z ulgą, a ja odpocząć od pośpiesznego mycia blatów.

Rozmasowałam ręce i ramiona, po czym rozprostowałam zesztywniałe palce. Miałam ochotę siąść na chwilę odpocząć, ale wtedy każdy padłby również pragnąc na moment dać sobie chwilę przerwy. Dlatego wolałam, żeby oni odpoczęli najpierw, a dopiero potem zrobiłabym sobie przerwę, poświęcając ją od razu na szybkie zjedzenie swojego drugiego śniadania.

- Przepraszam, ale ja właśnie... - urwałam, zaprzestając czyszczenia stolika, przed którym ktoś usiadł.

Wszędzie poznałabym tę beczułkowatą budowę ciała i szare włosy, które zgrabnie zostały odgarnięte do tyłu przez wiatr. Tym razem były umyte, a nie przetłuszczone jak zwykle. W dodatku brązowe oczy nie były ani trochę przekrwione, jakby mężczyzna miał czas odpocząć, zebrać siły i przestać pić.

Walenty uśmiechnął się do mnie radośnie bez grama tego swojego złośliwego błysku w oczach. Czy tchórzostwa. Tym bardziej, że był porządnie ubrany w bluzę i dżinsy o tym samym wiosennym, zielono-żółtym kolorze. Wyglądał w nich o dziwo, bardzo dobrze.

Na moich ustach pojawił się uśmiech. Nie miałam pojęcia, że tęskniłam za tym paskudnym typem, który zawsze wpychał mnie w kłopoty. Tak bardzo cieszyłam się na jego widok, że aż zachciało mi się go wyściskać, ale zamiast tego pozwoliłam sobie jedynie się wyszczerzyć.

Absolutnie nie mogłam pokazać po sobie, że jestem bardzo szczęśliwa na jego widok. To sprawiłoby, że zacząłby się niepotrzebnie puszyć.

W końcu Wal nie mógłby się tak diametralnie zmienić.

- No, co? Myślałaś, że tak po prostu z ciebie zrezygnuję? Ja? Twój największy fan? – zapytał Walenty z równie szerokim i radosnym uśmiechem na wargach. – To Ministerstwo schodzi na psy. Naprawdę. Jedynie ty trzymałaś mnie tam przy zdrowych zmysłach.

Gdybym jeszcze w to uwierzyła...

Zwłaszcza po tym, co dowiedziałam się od pięćdziesięciu osób, które były w tym razem z Walentym.

- Oni cię zwolnili.

- I tak bym odszedł! – zawołał lekko się czerwieniąc.

- Tak, masz rację. To właśnie byś zrobił, bo twój idol odszedł – przytaknęłam zgodnie, dając się przekonać. – Tak czy inaczej można na ciebie liczyć, Wal – rzuciłam siadając naprzeciwko niego. – Tęskniłam za tobą, wiesz? Ledwo wytrzymywałam bez twoich żartów przez te pięć miesięcy.

Tęczowy SokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz