Rozdział 8

703 47 7
                                    

Pov Tony

Od 15 minut chodziłem od uliczki do uliczki szukając chłopaka. Jak mogłem wogóle być taki głupi? Przecież widać było że młody coś kręci jednak nie sądziłem że zdoła mi uciec. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak odważną młoda osobą. No bo jaki dzieciak do tego poturbowany odważyłby się mi uciec?  Przecież wszystkie dzieci mnie uwielbiają a co lepsze każdy marzy żeby zwiedzić Stark Tower. Wiec nie rozumiałem reakcji nastolatka. Przecież on potrzebował szybkiej pomocy medycznej i kogoś bliskiego. Nie wiem wogóle jakim cudem udało mu się wstać a co lepsze uciec. Wdowa cały czas próbowała wyciągnąć ze mnie jakieś informacje ale nie miałem za bardzo humoru by z nią gadać. Dlatego właśnie zależało mi żeby to Steve tu przyjechał. On nigdy nie zadaje jakiś durnowatych pytań, ale akurat dzisiaj musiał gdzieś wyjechać. No on to ma dopiero poczucie czasu.

-Możesz mi wkońcu powiedzieć o co tu chodzi? - odezwała się po dłuższej chwili kobieta a ja jak dotąd niezmiennie ją ignorowałem. - Tony do cholery! Co my tu robimy?!

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła- powiedziałem zdenerwowany do rudej u której było widać już oburzenie. Jednak nie ona była tu teraz najważniejsza.

- Chodzi o tego dzieciaka z którym piszesz? - zapytała cwanym tonem w głosie.

- Skąd wiesz? - podszedłem do niej wyraźnie zdezorientowany.

- Błagam cię Tony, wszyscy wiedzą że piszesz z jakimś czternastolatkiem - otworzyłem szeroko oczy i na chwilę powróciłem do rzeczywistości. Za żadne skarby nie podobała mi się ta informacja. Nikt miał nie wiedzieć o tym że piszę z jakimś małolatem.

- Ale jak? - zapytałem dalej niedowierzając

- Normalnie. - wzruszyła ramionami - Byłeś ostatnio jakiś dziwny więc tak jakby przejrzałam z Clintem twój telefon. - powiedziała a ja stałem jak wryty. Jak wie Clint to wiedzą już wszyscy. No po prostu lepiej być nie mogło.

- Nie, nie chodzi tym razem o tego chłopca. - powiedziałem a ruda patrzyła na mnie pytającym spojrzeniem. Co jak co ale Natashy można zaufać i tak nie mam wyjścia i muszę jej wszystko powiedzieć.
- Wracajmy do wieży później wszytsko ci opowiem - kobieta pokiwała tylko głową i już po chwili znajdowalismy się w aucie. Miałem totalny mętlik w głowie. Nie myślałem już o jednym nastolatku tylko o dwóch. Cholera jak tak dalej pójdzie będę musiał zrobić sobie jakąś licencję pedagogiczną albo założyć jakieś przedszkole. Cholera to nawet jak dla mnie za dużo. Dwójka małolatów z problemami. "Dzieciak" czyli czternastoletni młody geniusz i poturbowany Peter który pewnie jest w podobnym wieku. Jak ja się wogóle w coś takiego wplątałem? Przecież nie wiem nic o dzieciach a szczególnie już o nastolatkach i to nastolatkach z problemami. Jednak nawet jakbym bardzo chciał o tym wszystkim zapomnieć to i tak już nie dałbym rady bo jak cokolwiek robiłem myślałem o dzieciaku a teraz dochodzi jeszcze Peter. Ehh kiedy ja zaczęłem robić się jakiś taki uczuciowy.

Po jakiś 20 minutach spokojnej jazdy dojechaliśmy wreszcie do Stark Tower. Jechaliśmy w dziwnej ciszy ale ani ja, ani Natasha nie śmieliśmy jej przerwać. Udałem się prosto do kuchni by zrobić sobie mocną czarną kawę. Jest to jedna z nielicznych rzeczy które trzymają mnie przy życiu. Usiadłem przy wysepce kuchennej i zaczełem sączączyć mój gorzki napój, czując na sobie wzrok agentki. Westchnelem cicho bo doskonale zdawałem sobie sprawę że ona nigdy nie odpuszcza ale w sumie właśnie dlatego ją ceniłem. Siedziałem tak próbując uporządkować myśli, martwiłem się o Petera bo przecież widać było że chodźby najmniejszym ruch jest dla niego bolesny a on sam był strasznie przestraszony. Więc jakim cudem udało mu się chodźby wstać? I dlaczego uciekł? Bał się mnie? Nie, niemożliwe. Przecież wszystkie dzieciaki mnie podziwiają i napewno każdy z nich nieodmówiłby mi zabrania do wieży. Jednak ten chłopiec był inny. On po prostu mi uciekł. Wstał i poszedł jakby nigdy nic się nie stało. Może był po prostu w szoku i nie zakodował kim jestem. Albo po poprostu się mnie bał, jakby myślał że zrobię mu krzywdę. Ale to się nie trzyma logicznie przecież on wcześniej pozwolił mi się przytulić i uspokoić. To niemożliwe żeby nagle zaczął się mnie bać. A może na początku nie obchodziło go kim jestem? Może zrobił to wszytsko pod wpływem emocji?  Eh... miałem tylko nadzieję że jest teraz w jakimś bezpiecznym miejscu.

Nigdy nie mów nigdy || irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz