Rozdział 4

436 20 10
                                    

Dumbledore'owi przerwał dźwięk iskier. Wszystkie oczy skierowały się teraz na kielich, ponieważ z jakiegoś niezgłębionego dla obserwatorów powodu niebieskie płomienie znów stały się czerwone.

Harry miał wrażenie, że jego żołądek się załamie. 'Och drogi Merlinie... nie... proszę, nie...'

Z kielicha wyleciał pojedynczy pergamin, ku zaskoczeniu wszystkich. Dumbledore złapał go i spojrzał na zawartość.

Dyrektor następnie wypowiedział imię, które prawie spowodowało zatrzymanie serca pewnego czwartego roku w okularach.

"Harry Potter."

Cisza.

Wszyscy wpatrywali się w Harry'ego szeroko otwartymi i niedowierzającymi oczami, z otwartymi ustami. Cztery domy Hogwartu, personel, zagraniczni studenci, wszyscy byli zwróceni w stronę chłopca w okularach przy stole Gryffindoru. Nikt się nie poruszył, nikt nic nie powiedział.

Biedny Harry; jego obawy okazały się prawdziwe. Zdarzyło się najgorsze; został wepchnięty do turnieju. Był czwartym zawodnikiem i czuł, że świat wokół niego się wali.

Chciał uciekać, uciec gdziekolwiek. Z dala od Wielkiej Sali, od Hogwartu, od wszystkiego. Harry miał ochotę wymiotować, zrobiło mu się niedobrze, jakby tonął na środku oceanu, nigdzie nie było pomocy, śmierć idzie po niego z kosą.

" Harry Potterze" głos Dumbledore'a przerwał ciszę. "Proszę, podejdź tutaj."

Harry nie zrobił żadnego ruchu, żeby wstać. Poczuł rękę na ramieniu. To był Klaus. Harry dostrzegł na jego twarzy wiele emocji – zmieszanie, niedowierzanie i... zaniepokojenie? Naprawdę chciał powiedzieć niemieckiemu studentowi, czy komukolwiek o to chodzi, że nie umieścił swojego nazwiska w kielichu. Ale głos utknął mu w gardle, nie mogąc wydobyć żadnych słów.

Klaus szturchnął Harry'ego, zmuszając go do podniesienia się. Umysł Harry'ego pozostał zdrętwiały przez szok, jego nogi wykonywały pracę, gdy mechanicznie podniosły go z siedzenia i ruszyły w kierunku Dumbledore'a. Ledwo zarejestrował, jak dyrektor wręcza mu pergamin i każe mu wejść do przedpokoju. Nogi mechanicznie zabrały go tam, oczy miał otwarte, nie mrugając, jakby w stanie katatonii.

Nie pamiętał, żeby pchnął drzwi, ale zmieniło się ustawienie. Wewnątrz przedpokoju znajdował się ryczący kominek, kilka foteli rozrzuconych na podłodze pokrytej dywanem oraz gabloty z trofeami i nagrodami wszelkich kształtów i rozmiarów. A wokół kominka stali lub siedzieli Viktor, Cedric i Fleur.

Zawodniczka Beauxbatons jako pierwsza zauważyła pojawienie się Harry'ego. "Co eee? Czy zey chcą nas z powrotem w ze'wszystkich?"

Teraz oczy Viktora i Cedrika były na nim.

"Harry" powiedział Wiktor, niepokój wzniósł się w jego piersi na katatoniczny wyraz twarzy jego przyjaciela. "Co się stało?"

"V-Viktor..."

Harry zrobił krok do przodu, w chwili gdy jego nogi straciły siły i upadł na podłogę jak szmaciana lalka.

"Harry!"

Dzięki błyskawicznemu refleksowi wyostrzonemu podczas intensywnego treningu jako szukający, Viktor był w stanie złapać Harry'ego, zanim ten zemdlał na podłogę. Fleur wstała z fotela, gdy ona i Cedric patrzyli zdezorientowani, jak Viktor próbuje uspokoić przyjaciela.

"Harry, czo się stało?" Viktor zapytał ponownie, tonem przepełnionym zmartwieniem. "Co jest nie tak?"

Bezpieczny w ramionach szukającego, Harry próbował zebrać siły, by ujawnić, co wydarzyło się na zewnątrz zaledwie kilka minut wcześniej, kiedy odgłos pospiesznych kroków zmierzał w kierunku przedpokoju. Drzwi otworzyły się gwałtownie i w pokoju pojawił się Ludo Bagman, uśmiechając się jak dzieciak, którego Boże Narodzenie nadeszło wcześnie.

|PL| Vestiges of NormalcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz