- To niesprawiedliwe!
- Gówno mnie to obchodzi! Jesteś dziewczyną i masz ładnie wyglądać! Daj nam pracować w ochronie twego jebanego jasnego dupska! - wydarł się wściekły i zostawił ją samą.
Sam jak ostatni kretyn wybiegł ze kryjówki i ze świecącym mieczem zaatakował bestię tym nie godnym pożałowania scyzorykiem.
- Skurwysyn! - wydarła się Kora nie zwracając uwagi na etykietę damy dworu. Mimo że niedoszły samobójca działał jej na nerwy, Claymont wciąż był następcą tronu.
Ciemnoskóra zrzuciła jedwabny płaszcz i wyjrzała za czegoś co kiedyś było ścianką działkową. Kora zobaczyła kretyn klęczącego na kolanach że łzami w oczach. Przeklęła swojego brata w myślach, złapała ciało jakiegoś poległego żołnierza i wyciągła miecz z pochwy. Zwyczajny stalowy miecz.
- Błagam oszczędź mnie... - łkał Claymont i szczerze mówiąc Kora zostawiła by go na chwalebną śmierć, lecz nie miała ochoty rządzić tym toksycznym krajem.
- No, rusz dupe gnoju! Tak kurwo, do ciebie mówię! - krzyknęła i rzuciła kamieniem w smoko - podobne coś.
Bestia powolnie odwróciła swój pusty łeb w stronę Kory, ale było za późno. Dziewczyna jedynym ruchem przebiła gardło swojego wroga na wylot. Krew trysnęła brudząc ją cała, ale Kora wyciągła tylko miecz, oparła go na barku i spojrzała na gnoja.
- Może to ty jesteś mężczyzną, ale to ja mam moc by bronić twe kurweskie dupsko!
Na twarzy Cleymonta pojawił się strach. Przed oczami mignęły mu wszystkie te momenty, w których znęcał się nad siostrą. Przełknął ślinę i drżącym głosem odparł "Rozumiem... "