Untitled Part 1

37 4 1
                                    

 Studnia pełna dygresji.

Niedługo wigilia klasowa, czy raczej „klasowa". Części tych ludzi nie znam, o części nic nie wiem, część nie przyjdzie... Ni chuja nie chce mi się tam iść, nie jestem duszą towarzystwa, nigdy nią nie byłem, to zabawne, bo kiedyś myślałem, że ludzie nie będą sobie wyobrażać dobrej imprezy beze mnie. Rzeczywistość była taka, że mój introwertyzm mnie zwyczajnie przerastał. Wolę kameralne towarzystwo; trzy, góra cztery osoby, do tego driny. Żadnej wódki, bo wódka smakuje jak gówno. Nie rozumiem, jak można to pić. Prawda, mocno kopie, można się nawalić jak świnia, ale co to za atrakcja? Jak się ma siedemnaście lat to w sumie całkiem spora. Całe szczęście człowiek z wiekiem wyrabia sobie poczucie dobrego gustu. Szklaneczka whiskey z rana na skupienie myśli, coś cudownego. Nie zrozumcie mnie źle, whiskaczem też można się nachlać, trzeba znać swój umiar...

Dobrym umiarem byłoby na przykład trzymanie się tematu, ale od początku.

Jesteśmy w klasie, zaczepia mnie moja serdeczna koleżanka, w której, tak swoją drogą się podkochiwałem. Wyznałem jej miłość, wysyłając stronicową opowieść o tym, co mi się w niej podoba. Wtedy wydawało mi się to dobrym pomysłem, dzisiaj raczej bym się wstrzymał. Mówiąc w skrócie: do niczego nie doszło, ale powiedziała mi, że niesamowicie podoba jej się mój sposób pisania. Nie do końca na to liczyłem, ale był to jeden z powodów, dla którego jestem tu, gdzie jestem.

Znowu schodzę z tematu...

Więc o czym jest ta opowieść? Ogólnie rzecz ujmując: o życiu, bo życie to pierdolony żart.

Koleżanka patrzyła się na mnie i wierciła dziurę w brzuchu, o to, żebym jednak szedł.

– Chodź, będzie fajnie.

Zawsze tak mówią, a potem człowiek ma zwałę tygodnia i zastanawia się nad tym, po cholerę tu przylazł. Przecież mógł siedzieć w domu i robić cokolwiek, to znaczy: nic nie robić. Dosłownie, leżeć na łóżku, patrzeć w sufit i snuć wielkie plany o zostaniu generałem, przesuwaniu chorągiewek i prowadzeniu ludzi na śmierć ku chwale komercjalizmu, to znaczy demokracji... Ile to już razy w myślach nie osiągnąłem wszystkiego, co można by osiągnąć.

Wracając... Koleżanka mnie szturchnęła.

— No chodź!

Ciężko westchnąłem i zapytałem:

— Po co?

— Nie marudź...

Dziewczyna uśmiechnęła się rozbrajająco, lekko mrużąc oczy, a na jej policzkach uwydatniły się śliczne dołeczki. Jej uśmiech był ...szczery. Nie, żebym był jakimś specjalistą od odczytywania ludzkich emocji, ale niech mnie cholera, jeśli się mylę. Widziałem coś podobnego może trzy razy w życiu. Kiedyś chciałbym ujrzeć dokładnie taki uśmiech po przebudzeniu. Nie mogłem jej odmówić.

— Nie mam za co, biedny jestem... — powiedziałem pół żartem, pół serio.

— Nie ma problemu, złożymy się. Chodź

Powiem wam szczerze, zupełnie szczerze, tego się nie spodziewałem, kompletnie zbiła mnie stropu. Nawet taki odludek jak ja, ma grono swoich znajomych, którzy, o dziwo, pałają do mnie sympatią. Zawsze się zastanawiałem czemu. Niewiele mówię, jeszcze mniej się udzielam, najchętniej przesiaduje sam ze sobą. Naprawdę dużo czasu spędzam w swojej głowie, a jednak ktoś faktycznie mnie lubi. Jeszcze chwila a zacznę się podejrzewać o posiadanie charyzmy.

— Dobra, masz mnie. Pójdę dla towarzystwa.

Tak à propos charyzmy, to w ogóle nie było charyzmatyczne. Trudno. Najwyżej zawinę się szybciej...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 28, 2024 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Studnia pełna dygresjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz