Tom II ~ Rozdział 14

379 41 55
                                    

Po rozstaniu z Leonem Axel pojechał prosto pod wieżowiec, w którym żył Higgins. Wyjął z bagażnika plecak i z nim ruszył do lobby. Tam został spytany o godność, a gdy się przedstawił, recepcjonistka niezwłocznie skontaktowała się z Colem. Pozwolił Axelowi wejść, co nawet go nie zaskoczyło. Już po paru chwilach stał w progu mieszkania, gdzie został przywitany z mieszaniną zadowolenia i nieufności.

– Wuju – przywitał się Axel, wchodząc do wnętrza. Drzwi za nim się zamknęły, a Cole pozwolił sobie odetchnąć głębiej.

– Axel, dobrze cię widzieć na wolności – przyznał szczerze.

– Arrow w domu? – spytał, ignorując ciekawskie oblicze mężczyzny. Może i wyglądał jak ktoś, kto wrócił z wakacji, a nie z więzienia, ale to wcale nie oznaczało, że miał zamiar sprzedawać wszystkie informacje o sobie.

– Tak. Jestem pewien, że twoja obecność mu pomoże – potwierdził, kierując się do przymkniętych drzwi. Uchylił je po delikatnym zastukaniu. – Arrow, masz gościa.

– Mówiłem przecież, że nie chcę z nikim rozmawiać! – podniósł na niego głos. Cole spojrzał na Axela i skinął mu głową, aby podszedł.

Axel pokręcił głową z rozbawieniem, bo oczekiwał zupełnie innego przywitania po latach rozłąki. Jego mały krnąbrny i beczliwy braciszek niewiele się zmienił. Jedynie rozwój jego dorastania znał z opisów Betsy i zdjęciach, które sporadycznie mu dołączała. Jednak nie był przygotowany na widok, który zastał za drzwiami sypialni. Cole wciąż stał z tyłu, być może jako asekuracja, gdyby Arrow jednak obecności brata sobie nie życzył. Axel zsunął na chwilę maskę luźnego gościa, za jakiego uchodził i pozwolił sobie na wymalowanie szoku. Rozszerzone oczy, usta. Arrow leżał z zamkniętymi oczami na łóżku. Był dziwnie wychudzony, a odcień skóry wcale nie przypominał zdrowego. Siniaki na twarzy, które powoli zanikały, bo były już zielonkawe. Był ubrany w czarną bluzę na długi rękaw i czarne dresy od kompletu, więc Axel nie miał szans dostrzec, jak ciało wyglądało pod ubraniami.

Poczuł przypływ złości, więc na nowo udawał rozbawienie. Podszedł do brata, odstawił cicho torbę pod łóżko, jednak zanim zdążył podejść bliżej, przemówił Cole:

– Przestraszysz go w ten sposób – skarcił. – Arrow, przyszedł twój brat.

Arrow jak na zawołanie otworzył oczy i poderwał się do siadu. Miał bowiem metr przed sobą Axela w znacznie dojrzalszej wersji niż zapamiętał. Tamten Axel miał krótsze włosy, spokój wypisany na twarzy, był też jakby szczuplejszy i niższy. Teraz nagle prezentował się wyniośle. Prezentował się jak ich jak ojciec. Zwłaszcza że pozwolił sobie na widoczny zarost.

– Nie przywitasz się? – spytał delikatnie, rozstawiając zachęcająco ramiona.

W jednej chwili w oczach Arrowa stanęły łzy. Wstał pokracznie i przytulił się do brata, bojąc się, że to tylko kolejna mara senna. Nic podobnego. Axel pachniał fajkami – jak Betsy – był ciepły i absolutnie realny. Namacalny. Arrow więc wczepił się w plecy brata palcami, jakby oczekiwał od niego, że ten już nigdy go nie puści. Axel chciałby, ale wolał zdrowego braciszka.

– Ładnie urosłeś – komplementował, bujając nimi na boki w żartobliwy sposób. – Chociaż nie powiedziałbym, że zdrowo wyglądasz. Jadasz odpowiednio?

– Axel... – wyszlochał. Starszy dalej nimi bujał i jednocześnie wydawał dźwięki, które małe dziecko z pewnością uspokajały. – Betsy, ona...

– Wiem, młody – przyznał ciszej. – Wybacz, że tyle mi zajął powrót do ciebie. Potrzebowałeś mnie, więc jestem i od teraz już zawsze będę. Swoją drogą mam prezent.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz