- Zamknij się w końcu - powiedziałam do Martina, który cały czas mnie przezywał. Oczywiście mówił to cicho, bo dalej udajemy parę. Chociaż i tak by nas nikt nie usłyszał, ponieważ na korytarzu panował gwar.
Szliśmy korytarzem jak zwykle za rękę do klasy, w której mają się odbywać lekcje. Lekcja sztuk pięknych. Oh, jak ja ją uwielbiam. W tym przedmiocie odnajduję się najlepiej.
- Ej idiotko, słuchasz mnie? - głos Martina wyrwał mnie z zamyślenia. Popatrzyłam na niego z chęcią uduszenia go i zakopania w jego ogródku. Chociaż nie. Zakopanie go żywcem dałoby mi więcej zabawy.
- Czego ty chcesz, Fujaro? - wysyczałam. Czułam jak z nerwów boli mnie głowa. Ciśnienie mam chyba pięćset.
- Mówiłem, że idę, bo Jones mnie zawołała - powiedział, krzywiąc się na nazwisko znienawidzonej przez niego nauczycielki.
- Idź, idź! Jak najdalej ode mnie! - krzyknęłam uradowana, wyrywając rękę z uścisku i pchając go, żeby szedł. Ten mruknął coś pod nosem i wywracając oczami, odszedł.
Uf, w końcu. W duchu dziękowałam tej kobiecie za to, że go zawołała. Mam w końcu święty spokój. Postanowiłam poszukać Evana. Dawno z nim nie rozmawiałam i chce to zmienić. Poszłam do klasy, w której mamy mieć lekcje, z myślą, że tam jest. I był. Siedział w ławce pisząc coś w zeszycie. Podeszłam do niego i odsuwając krzesło, usiadłam patrząc na to kiedy się zorientuje, że jestem obok. W końcu podniósł wzrok z kartki i przeniósł go na mnie.
- Cześć - powiedziałam cicho. Bałam się jaka może być jego reakcja.
- Och, raczyła się pani w końcu odezwać? - prychnął, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach, przez co ukuło mnie serce. Poczułam wyrzuty sumienia. Przez te sytuacje z Oliverem i Martinem, nie napisałam do niego nawet głupiej wiadomości.
- Przepraszam Evan. Tak bardzo Cię przepraszam. Miałam problemy z Oliverem... - westchnęłam, a oczy zaszły mi łzami, gdy tylko odtwarzam w głowie te wszystkie chwile, w których mnie nachodził.
- Vivi, co się działo? - zapytał, patrząc na mnie ze zmartwieniem. Opowiedziałam mu wszystko. Ten nic nie powiedział, tylko wstał i mnie przytulił. Kilka łez poleciało mi po policzkach, na co Evan starł je kciukiem.
- Przepraszam -wymamrotałam w jego koszulkę.
- Już wszystko dobrze, skarbie - powiedział, patrząc na mnie z troską.
- Kocham Cię - odparłam, wtulając się w niego bardziej.
- Ja Ciebie też - odpowiedział, cmokając moje czoło.
Tę wspaniałą chwilę przerwał wchodzący do sali nauczyciel sztuk pięknych.
- Cóż za wspaniałe wyznania miłosne. Evan, zabierz dziewczynę po szkole na randkę, a nie wyznajesz jej miłość w takim miejscu. To mało romantyczne - powiedział, posyłając nam przyjazny uśmiech i puszczając do mnie oczko. Zaśmiałam się cicho, ale za to Martin, który jako jedyny wszedł za nauczycielem, zaczął się głośno rechotać. Wywróciłam oczami, odrywając się od przyjaciela.
- Panie profesorze, to tylko moja przyjaciółka - wytłumaczył Evan. Nie przejął się jednak słowami pana Adama.
- Ja wiem swoje. Też byłem kiedyś młody - powiedział, rozmarzony. Teraz ta fujarka turlała się ze śmiechu po podłodze. - Martin, wstań proszę z tej podłogi. Albo w sumie nie, nie wstawaj. Umyjesz nam ją - dodał, na co chłopak posłał mu oburzone spojrzenie. Teraz to ja się głośno zaśmiałam.
Martin wstał z podłogi i powędrował do ławki, do której już zdążyłam się przesiąść. Tak, nadal siedzimy razem. Bo jak to Martin powiedział: " Tak będzie wiarygodnie." Sranie w banie.
W tym momencie do klasy weszli inni uczniowie.
- Dobrze, a więc zaczynajmy lekcje - powiedział pan Black, ubierając okulary. Po chwili zaczął nam tłumaczyć kolejny temat lekcji, a ja z zaciekawieniem go słuchałam. W końcu to mój ulubiony przedmiot i chce jak najwięcej z niego wiedzieć.
*
Szłam właśnie z Evanem do domu. Zaproponowałam przyjacielowi nockę, na co ochoczo się zgodził. Dawno nie rozmawialiśmy, więc postanowiłam nadrobić stracony czas.
- Jak tam mama? - zapytałam, na co chłopak posłał mi zbolałe spojrzenie. Ciocia Ewa jest chora na białaczkę. Bierze chemię, jednak to nie przynosi żadnych skutków.
- Jest gorzej. Sama skóra i kości, nie chce nic jeść. Cały czas wymiotuję. Jest blada jak ściana - opowiadał, a głos mu się łamał. - Vivi ona wygląda, jak trup... - wyszeptał, a kilka łez spłynęło po jego policzkach. Nic nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam przyjaciela, głaskając go po włosach.
To jest straszne, co choroba potrafi zrobić z człowiekiem.
Po chwili oderwał się ode mnie, otarł policzki i posyłając mi delikatny uśmiech, złapał mnie za rękę ruszając do mojego domu.
CZYTASZ
Empire Of Power
Teen Fiction"I mimo, że świat mi się zawala, to czuję, jak on próbuje chociaż trochę go odbudować" ©z.autorka, 2022