Rozdział XIII cz.I

15 3 0
                                    

Griffin okazał się przebieglejszy niż mieszkańcy Podzamcza. Zostawił część mebli w mieszkaniu, aby wandale myśleli, że napadają jego dom. Natomiast większość dobytku zabrał już wcześniej. Gdzie się podziały? Przeniósł się do mieszkania nad starym teatrem w Dzielnicy Artystów, gdzie znajdowało mnóstwo pustostanów.

Mieszkanko było wielkości jednego pokoju przeciętnego domu. Jako że sąsiednie pomieszczenia były także puste, więc rodzina Riffa mogła rozlokować się ze swoim dobytkiem na większej powierzchni. Alois widział jednak, że rodzina wolała przebywać w jednym pomieszczeniu.

Na szafeczkach leżały wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, a pod przeciwległą ścianą jedno łóżko, gdzie leżała Helen z Ambrose. Nie wypuszczała dziecka z rąk, gdy kiwnęła na powitanie głową, ale tylko Aloisowi.

Nie uciekło jednak niczyjej uwadze, że jak w pierwszej chwili podskoczyła na jego widok. Przytuliła Ambrose mocniej do piersi gotowa poderwać się na równe nogi i rzucić do ucieczki.

Niemniej Riff popędził jej naprzeciw, całując czule dziecko w czoło. Helen nie pozwoliła mężowi okazać jej pieszczoty. Odsunąwszy się, odwróciła się do niego plecami i wróciła w okolice okna.

Mag spuścił głowę, po czym oddalił się. Dopiero po chwili przywołał przyjaciela gestem dłoni. Poprowadził go w stronę toaletki robiącej za stolik do parzenia herbaty, a następnie sąsiedniego pokoju. Pstryknął palcami, przenosząc magią dwa krzesła, aby przeobrazić magazyn w pokój rozmów.

Okna pozostawały zabite, ale przez dziury w szybach wlatywał wiatr, poruszając pajęczynami pod sufitem. Lampy były wyłączone, ale pęknięcia w szklanych kloszach pozostawały widoczne, przypominając czarne pioruny. Tylko kilka rozżarzonych zaklęciem kamieni rozrzedzało ponure ciemności i przezwyciężało chłód. Alois nie chciał myśleć, czy wystarczyłyby zagrzać pomieszczenie, gdyby rodzina została bez dachu nad głową zimą.

Mag nadal milczał ani nawet nie obserwował reakcji przyjaciela. Pozostawał w swoistej zadumie, w którą popadł, zostawiając za sobą zdemolowaną aptekę. W wyblakłych oczach kryła się jednak przeogromna rozpacz, która charakteryzowała tych, którzy stracili wiarę w cokolwiek.

– Dobrze zrobiłeś... – szepnął Alois, próbując skłonić przyjaciela do rozmowy.

Griffin nie odpowiedział, sięgając po puszkę, z której nasypał łyżeczkę powykręcanych listków do trzech kubków. Potem złapał za podstawę metalowego dzbanka i przymknął powieki. Mimo to było widać, jak błysnęły magią. Metal zasyczał, a para powoli uniosła się znad dzióbka naczynia. Kiedy Riff uznał, że woda jest wystarczająco zagotowana, napełnił nią naczynia.

– Dobrze, że za wczasu zabrałeś rodzinę – powiedział głośniej Alois, kładąc obok kapelusz.

Riff spojrzał na niego z prośbą. Worki pod oczami pogłębiły się w cieniu. Alois nie wiedział, czy to przez przebranie, czy utrapienie mag wyglądał tak staro.

– Zabrałem je z domu. Powiedz mi, Alois... Jaki ze mnie mąż i ojciec, skoro nie potrafię zapewnić im bezpiecznego domu? – spytał ledwo słyszalnie.

Oczy Aloisa błysnęły buntowniczo. Nie chciał jednak uświadamiać maga, że na jego miejscu zrobiłbytak samo. Natomiast to co miało właśnie miejsce...

– Mówiłeś mi, że ci odpuścili – wypomniał grobowo przyjacielowi.

W gardle Kershawa zawibrowało, gdy prócz żalu i wyczerpania, znowu zaczął czuć gniew. Jego dyskretne chrząknięcie zagłuszyło gorzkie parsknięcie Riffa.

– Tak mówiłem – szepnął. – Przestałem być im jednak potrzebny i przestała też obowiązywać nas umowa.

Alois miał wrażenie, że krew zakrzepła mu w żyłach. Jego ciało ogarnął dziwny chłód.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz