Rozdział XIII cz.II

23 3 0
                                    

Pył wokół plamy cieczy zabłyszczał. Po rozlanym naparze została tylko unosząca się para. Mag nawet na chwilę nie spojrzał w tamtym kierunku, jakby walczył z samym sobą, aby nie potrząsnąć Aloisem i nie zmusić go do słuchania.

– Rytuał krwi bez zdatnej krwi nie ruszy, a ty miałeś retrospekcję jakiegoś Ezdeńczyka!

– Nie tylko! – bronił się Alois, nieco uspokajając. – Tam na końcu był mag! Ten... Celius parszywy... – warknął zły, że nawet po rytuale mag pozostawał anonimowy.

Griffin schylił głowę. Jego ramiona drżały nierówno, gdy oddalił się od drzwi, a tym samym żony i dziecka za ścianą. Z każdym krokiem chichot rósł na sile, przeistaczając w gorzki śmiech. Alois szedł za nim krok w krok, ale uszy go nie myliły.

– Oszalałeś – wymsknęło się ogłupiałemu z wrażenia Aloisowi.

To sprawiło, że Griffin ograniczył swój wybuch jedynie do demonicznego uśmiechu.

– Możliwe. Nikt o zdrowych zmysłach nie zaufałby antytalentowi z partii, a ja to zrobiłem. Mogę sobie pogratulować – zachichotał histerycznie, kryjąc usta w dłoniach.

Wszystkie kamienie w składziku zajarzyły się jaśniej. Pajęczyny na jętkach zawirowały na ogrzanym powietrzu, jakby chcąc zasmakować nieba i poznać pierzaste chmury, które przypominały. Wkrótce mogło się to ziścić, a nawet towarzyszyłby im cały dach teatru, gdyby Alois nie zaczął panikować, sprowadzając maga na ziemię.

– To oni cię w to wpędzili – przypomniał przyjacielowi, ściskając ramię przyjaciela z całej siły, aby go otrzeźwić. Drewniana konstrukcja rozciągająca się nad ich głowami przestała nagle trzeszczeć i zgrzytać. – Cokolwiek zrobiłeś, to ich wina.

Mag odsłonił twarz, uwalniając się z chwytu Aloisa. Na jego twarzy nie było jednak nawet najmniejszego śladu uśmiechu. Oczy zaś, choć rozszerzone, gasły powoli, tak jak kamienie znowu zaczęły roztaczać wokół siebie ciepłą jak u podświetlanego bursztynu łunę.

Minął Aloisa, szurając nogami.

– Mówisz? Myślałem, że będzie dobrze... – szepnął mag w przestrzeń. – Że jak będziemy się starać, to się nam uda... A zamiast tego, tylko pobijam się we własnej głupocie – uśmiechnął się cierpko.

– Masz rację. Ale wtedy wychodzi na to, że obaj jesteśmy naiwnymi kretynami.

Mag spojrzał na niego przez ramię. Tak... Kogo młodzieniec próbował udawać, wznosząc toast pustym kubkiem po herbacie, było oczywiste dla nich obojga. Nie był jednak Reaganem, toteż nie poprawiły się im humory.

– No masz... – żachnął się Riff , a potem raptownie ucichł. Wskazał palcem za swoje plecy.

– Vangelis powiedział wtedy w nocy, że, gdyby mógł, wysłałby swoją czarodziejkę na biegun – szepnął Griffin. – Jakbym mógł, to bym teraz go przyniósł na rękach, aby oszczędzić Helen tułaczki – dodał, nie odrywając wzroku od Helen. – A jedyne, co zrobiłem, to pomogłem temu złamanemu... A i ty nie masz najlepiej. Połowę kłopotów zawdzięczasz mi, a wyjeżdżam i nie będę mógł ci pomóc.

Alois kiwnął powoli głową, puszczając mimo uszu wspominki o rzekomym udziale maga w jego nieszczęściach.

Nie mógł powiedzieć, że kiedyś nie przemknęło mu przez myśl, że Riff wyjedzie. Zastanawiał się nawet, czy nie powinien tego sam zasugerować, gdy ekstradycje były najbardziej zintensyfikowane. Kiedy jednak władze pyszniły się spektakularnymi "sukcesami", a nie były one z udziałem Puccich, zaczął mieć nadzieję, że nie dojdzie już do takiej konieczności.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz